Nie boją się najtrudniejszych tematów. Pomagają dzieciom zrozumieć, dlaczego mama umiera

Materiał informacyjny Fundacji Hospicyjnej
Darek wraz z synami Fot. Fundacji Hospicyjnej
Nie ma jak u taty
Skupiony na słowach dobiera je bardzo starannie. Jest niezadowolony, że za ich pośrednictwem nie potrafi oddać wszystkich emocji. – Mam trójkę chłopców – zaczyna wolno. – Cały czas trudno jest mówić: „mam” – wyjaśnia. – Chciałoby się mówić: „mamy”– dodaje. Od trzech lat Darek wychowuje jednak synów samotnie.

Nie oddałem do hospicjum
Mama jedenastoletniego dziś Maksyma, ośmioletniego Ksawerego i niespełna pięcioletniego Wiktora zmarła w hospicjum. W Domu Hospicyjnym im. ks. Dutkiewicza spędziła kilka dni, może tydzień, na przełomie lutego i marca 2015 roku. Miała 41 lat. – Nie powiedziałem, że ją oddałem do hospicjum, prawda? Darek upewnia się kilkakrotnie. – Czasami podczas rozmów, jak ta nasza, ponownie się czegoś doświadcza. Nigdy nie myślałem, że żonę oddałem. W hospicjum zwyczajnie szukałem pomocy.

Konkretna pomoc potrzebna była im zaraz po narodzinach najmłodszego dziecka. Dziwne bóle dokuczały Monice już w trakcie ciąży, ale oboje, także lekarze, spisywali je na karb jej stanu. Dopiero po przyśpieszonych narodzinach Wiktora zaczęto ich porządną diagnostykę, w efekcie której Monika wylądowała na operacyjnym stole. Raka trzustki, uwidocznionego w postaci guza wielkości męskiej pięści, udało się na trochę ujarzmić. Istotną rolę odegrał tu pierwszy, krótki pobyt w Hospicjum Dutkiewicza i umiejętności hospicyjnego doktora Gryncewicza, który dobrał leki i częściowo opanował sytuację. – Wyszła stamtąd „jak nowa” – wspomina Darek. – Onkolodzy nie dowierzali, że z tą chorobą można sobie tak dawać radę.

Do czasu, pomimo podporządkowania każdego dnia walce z chorobą. Względny spokój trwał do sierpnia 2016 roku, kiedy Monice przyplątała się jakaś bakteria i była zmuszona odstawić wszystkie lekarstwa. To był początek końca. Darek przez cały czas był w kontakcie z hospicyjnym lekarzem i nawet raz w nocy zadzwonił do niego po radę. Wtedy, kiedy dyspozytorka pogotowia nie chciała wysłać do nich karetki, a Monika miała silny atak bólu, którego nie sposób było złagodzić tabletkami i potrzebowała zastrzyku. Tak bardzo cierpiała, że nie był w stanie jej dotknąć.

Pod koniec lutego 2017 roku Darek podjął decyzję, by ponownie położyć żonę na hospicyjnym oddziale. Lekarze nie ukrywali powagi sytuacji, ale podświadomie gdzieś tam przecież pamiętał, że to, co nieuchronne, już raz udało się w hospicjum odwlec. Nie tym razem. Dwa dni przed śmiercią poczuła się lepiej, mógł ją wsadzić na wózek, pospacerować po piętrze, ale to było ich pożegnanie. W przeddzień wieczorem wrócił do dzieci, zostawiając przy niej innych bliskich.

Monika odeszła 3 marca nad ranem. – Dzisiaj może zachowałbym się inaczej – mówi. – Może wywiózłbym dzieci do rodziny, którym wtedy chciałem oszczędzić widoku tak cierpiącej mamy? Podobne myśli czasem przychodzą. Kilkakrotnie przyznaje się do żalu, że przy żonie nie czuwał do końca.

Kto to jest mama?
Tak któregoś dnia zapytał Wiktor. W modelu rodziny czterolatka był tata, byli starsi bracia i kochana ciocia – siostra Darka, która po śmierci Moniki czynnie włączyła się w prowadzenie domu i opiekę nad chłopcami, ale żadnej mamy nie było. Do jego kolegów i koleżanek w przedszkolu jednak najczęściej przychodziły właśnie mamy.

– W trakcie choroby Moniki nie rozmawialiśmy z dziećmi o śmierci – przyznaje Darek. Z najstarszym synem do takiej rozmowy jednak doszło dzięki radzie duchownego, poznanego podczas pierwszego pobytu w hospicjum. – Zdarza się, że kiedy ludzie chorują… – zacząłem ja łamiącym się głosem, ale to Maksym dokończył, że wtedy czasami umierają. Dziwne, pamiętam, że poczułem ulgę, że on o tym wie i że sam nazwał sytuację po imieniu.

O śmierci mamy powiedział chłopcom od razu, ale sprawiali wrażenie, jakby to do nich nie dotarło. Podobnie zachowywali się w kościele, w dzień pogrzebu. Dopiero przed cmentarzem, kiedy Ksawery stanął przy trumnie i zapytał, czy mama jest w środku, zaczęli rozpaczać.

Temat kontaktów z mamą wracał od czasu do czasu. Bo właściwie dlaczego nie można do niej zadzwonić? Wyładowała się bateria? Zapomniała komórki? Ksawery wydawał się akceptować istnienie równoległej rzeczywistości, czyli nieba, w którym ona jest. Wiktor zrozumiał, że nie ma mamy w przedszkolu i teraz tata musi zawsze wchodzić z nim na salę, gdzie panie i inne dzieci zobaczą, jak on czule się z nim żegna. Najstarszy Maksym przez pierwsze dwa lata po śmierci mamy czekał na powrót taty nawet do późnego wieczora. Mamę pamięta najlepiej, sam jednak jej tematu raczej nie podejmuje.

On pierwszy zauważał nową fryzurę czy sukienkę Moniki, uwielbiał to, co gotowała. Również zwykłą jajecznicę, którą Darek też zaczął smażyć po śmierci mamy. Co jest trudnego w zrobieniu jajecznicy? Któregoś dnia jednak Maksym odmówił jej zjedzenia. – Mama dodawała do niej szczyptę miłości. – wytłumaczył i do tematu już nie wrócili. Za to mimo że jest niejadkiem, wciąż wcina szpinak, typowy składnik kilku maminych potraw.
– Życie składa się z drobiazgów i by one spięły się w całość, trzeba wiele energii. Wielu mężczyzn o tym chyba nie myśli, ile czasu, energii i miłości zabiera prowadzenie domu, by dobrze funkcjonował. W każdym razie ja nie myślałem na pewno.

Jedno zadanie
Maksym: spokojny, emocjonalny wrażliwiec, raczej intelektualista.
Ksawery: żywe srebro, z gatunku tych co szybciej biegają, niż myślą.
Wiktor: uparciuszek, konsekwentny aż do bólu.
Darek szkicuje osobowościowe portrety swoich dzieci i dodaje: Poza pracą mam jedno zadanie: by oni byli szczęśliwi i wyrośli na dobrych ludzi. Ale na razie widzę, ile trudu i pracy jeszcze przed nami.

Widzi też brak mamy w codziennym życiu chłopców. Brak matczynych emocji, które stara się, ale nie do końca potrafi rekompensować. On zamiast przytulania wolałby przybijać piątki. W tak zwanych sytuacjach wychowawczych zdarza mu się wspierać autorytetem żony. Zwłaszcza wobec Maksyma przytacza argument, że mama by na coś nigdy nie pozwoliła. Kolorowych historii o mamie w głowach synów jest mało, byli za mali, aby je pamiętać. – Myślę, że mógł się w chłopcach wytworzyć mechanizm obronny, to chyba nie jest z mojej strony do końca w porządku – przyznaje. – Sami tematu mamy nie podejmują, a kiedy wyjdzie on ode mnie, podchwytują go, choć bez entuzjazmu. W domu jest jednak mnóstwo zdjęć mamy, na nagrobku też takie bardzo ładne, kolorowe – dorzuca.
Pomoc
W trakcie choroby spływała z każdej strony. Bardzo zaangażowana była przyjaciółka Moniki z mężem – Darek bardzo wszystkim za to dziękuje. Teraz też jest jej dużo, przede wszystkim otrzymał ją od swojej siostry. – Bez niej byłoby jeszcze trudniej – podkreśla. Na wysokości zadania stanęła też szkoła chłopców, w której przez dwa lata z rzędu Dzień Matki obchodzony był razem z Dniem Ojca. Po jakimś czasie, z pewnymi oporami, trafił też z synami do świetlicy Przystań, działającej w ramach Funduszu Dzieci Osieroconych Tumbo Pomaga przy Fundacji Hospicyjnej – organizacji prowadzącej hospicjum, w którym zmarła Monika.

– Kiedy dzieci przyszły do świetlicy po raz pierwszy, do taty były dosłownie przylepione – wspomina Anna Włodkowska, koordynatorka świetlicowych zajęć. – Teraz dwaj najmłodsi odnajdują się już świetnie, starszy jest wciąż ostrożny. Ważne są także rozmowy z rodzicami innych dzieci. Przyprowadzają je do świetlicy, niedawno do świetlicowej społeczności dołączył nowy tata i wiem, że spotkanie z Darkiem było dla niego bardzo cenne. Oni często mają bardzo podobne problemy.

– Moi chłopcy są w fundacyjnej świetlicy dobrze zaopiekowani, a to działa na mnie jak lekarstwo – przyznaje Darek. – Podobnie jak przebywanie w gronie osób, które przeżywają to samo. Na przykład dzięki rozmowom z innymi rodzicami zdałem sobie sprawę, że moją potrzebę częstego chodzenia na cmentarz przekładam na dzieci. One mogą jej aż w takim stopniu nie mieć.

– Wciąż się niepokoję, że ja sam daję chłopcom za mało – słyszę na koniec spotkania. – Nie ma jak u mamy… – I nie ma jak u taty – komentuję w myślach.
Magda Małkowska
Jest wiele powodów, by wspierać Fundację Hospicyjną

Opiekujemy się ciężko chorymi w Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych im. ks. E. Dutkiewicza SAC
Troszczymy się o dzieci osierocone, zapewniając im pomoc w ramach ogólnopolskiego programu „Tumbo Pomaga”
Wspieramy opiekunów rodzinnych osób nieuleczalnie chorych i u kresu życia, budujemy Centrum Opieki Wytchnieniowej
Pomagamy osobom zmagającym się z chorobą onkologiczną, prowadząc gdański oddział Akademii Walki z Rakiem
Jesteśmy blisko.
#ZnajdźSwójPowód KRS 0000 201 002

To trudny czas dla wszystkich, także dla Fundacji. Naszych podopiecznych nie możemy jednak zostawić bez pomocy. Twój 1% podatku to szansa, byśmy mogli wesprzeć wszystkich, którzy tego potrzebują. Dziękujemy!
Zespół Fundacji Hospicyjnej