To najważniejsza premiera smartfona w tym roku. Oto Huawei P40 Pro, mistrz fotografii mobilnej
Poznaliśmy się przypadkiem, ale związaliśmy na długo. Korzystam ze smartfonów Huawei od wielu lat. Zacząłem z modelem P8, a potem już poszło... Jakimś cudem Huawei stał się jedyną marką, której byłem hard userem. I właśnie dlatego naprawdę z dużą ciekawością czekam na coroczne premiery kolejnych flagowców chińskiego producenta. Także tegorocznego P40 Pro, które właśnie debiutuje na całym świecie.
Debiut serii P40 jest podzielony na dwa etapy. Od jakiegoś czasu na rynku jest dostępna wersja P40 Lite, która zaskakuje i aparatem, i niską ceną. Swoją drogą, czytelnicy naTemat mieli możliwość wygrania tych smartfonów, tutaj możecie zobaczyć, jak przebiega konkurs.
Drugi powód, dla którego nie tylko ja, ale i cały technologiczny świat czeka na ten model z nieukrywaną ciekawością, jest fakt, że tym razem P40 będzie dostępny z autorskim oprogramowaniem Huawei Mobile Services (HMS), czyli witamy w świecie bez ekosystemu Google, który tak dobrze znacie z poprzednich modeli. Dla jasności: mimo to P40 Pro wykorzystuje oprogramowanie EMUI 10.1, które bazuje na Androidzie.
Już P30 Pro pozamiatał pod tym względem w dniu premiery wyprzedzając konkurencję jakością i m.in. możliwościami robienia zdjęć w nocy i 50-krotnym zoomem.
No dobra, ale co to właściwie daje? Dzięki temu zdjęcia czy wideo mają jeszcze wyższą jakość i liczbę detali. Docenimy to głównie w miejscach słabo oświetlonych, gdzie warunki do robienia zdjęć są umiarkowane.
Ja osobiście lubię ten szerokokątny, który pozwala uchwycić na zdjęciu dużo więcej z zupełnie innej perspektywy. Z kolei teleobiektyw to coś, co nie może nie zrobić wrażenia. 50-krotne przybliżenie widoku z daleka za każdym razem daje efekt "wow". W praktyce jednak tak duży zoom przydaje się głównie jako taki gadżet. Realnie najlepiej używa się 5-krotnego zoomu optycznego, który pozwala zrobić bardzo dobre zdjęcia z odległości.
Równolegle będzie dostępny także model P40 Pro+, gdzie będzie dostępny 10-krotny zoom optyczny i aż 100-krotny zoom cyfrowy.
W razie czego istnieje także możliwość zrobienia zdjęcia bez dotykania telefonu, P40 Pro wykrywa gesty i pstryka zdjęcia.
Automatyczne wykrywanie najlepszego ujęcia (na podstawie postawy i mimiki) podczas serii zdjęć to coś, co już dobrze znamy. Tutaj nazywa się to Golden Snap. Interesującą opcją jest natomiast usuwanie niechcianych obiektów z dalszego planu. Smartfon zapisuje w pamięci widok na 1,7 sekundy przed i po wykonaniu zdjęcia, następnie je porównuje i w razie potrzeby może wybrać to, gdy ktoś na ulicy nie wszedł nam w tło zdjęcia.
No dobra, technikalia technikalami, ale skupmy się na tym, co widać na pierwszy rzut oka, czyli samym telefonie. Ku mojemu zaskoczeniu, rozmiarowo jest prawie identyczny jak poprzednik. Design jest dokładnie taki jak lubię: minimalistyczny, a główną rolę gra potężny aparat z tyłu. Ekran P40 Pro ma przekątną 6,58'' i jest w pełni bezramkowy, rozciągnięty w każdą stronę. Dwa frontowe aparaty są ym razem umieszczone w lewym rogu, a nie jak do tej pory na samym środku.
Na ekranem kryje się bateria o pojemności 4200 mAh, która wystarczy na 1,5-2 dni normalnego użytkowania. Dla mnie jednak dużo większe znaczenie ma tempo ładowania, dzięki technologii SuperCharge telefony ładują się naprawdę w ekspresowym tempie przez co w praktyce poziom baterii spada na drugi plan.
Właśnie rusza polska przedsprzedaż, która potrwa do 13 kwietnia. Ceny P40 Pro zaczynają się od 4299 zł (P40 2999 zł). Dodatkowo w tym okresie za 1 zł można dostać smartwatch Huawei Watch GT2, a także nawet 1000 zł bonusu za zwrot starego telefonu. Tymczasem ja idę przekonać się, czy życie bez Google ma sens, bo o jakość zdjęć jestem więcej niż spokojny.