Zakaz wstępu do lasu wprowadzony przez PiS jest "piętrowo nieprawidłowy". Prawnik wyjaśnia

Daria Różańska
Premier nie może polecić działań, które nie są przewidziane prawem. Lasy Państwowe mogą wprowadzać zakaz wstępu do lasu w trzech ściśle określonych przypadkach. Sytuacja epidemiologiczna nie została wymieniona w ustawie. Oznacza to, że premier polecił wprowadzenie zakazu wstępu do lasu, który nie wynika z przepisów prawa – tłumaczy prawnik Olgierd Rudak, autor internetowego czasopisma prawniczego "Lege Artis".
Do 11 kwietnia obowiązuje zakaz wchodzenia do lasu. Policja patroluje wjazdy do lasów. Fot. Cezary Aszkielowicz / Agencja Gazeta
Lasy Państwowe wprowadziły zakaz wstępu do lasów z powodu pandemii koronawirusa. Na razie obowiązuje on od 3 do 11 kwietnia. Niewykluczone, że zostanie przedłużony. Za złamanie zakazu Straż Leśna może nałożyć mandat w wysokości 500 zł lub skierować wniosek o ukaranie do inspekcji sanitarnej (jeśli ta się przychyli to zapłacić można mandat w wysokości od 5 do 30 tys. zł).

Internauci żądają cofnięcia zakazu wstępu do lasu. Pod petycją podpisało się już przeszło 150 tys. osób. "Spacer i kontakt z przyrodą jest konieczny do życia!" – argumentują jej autorzy. Prawnicy zaś wskazują, że wspominany zakaz jest niezgodny z prawem.


Wprowadzony zakaz wstępu do lasu ingeruje w moje wolności obywatelskie. Czy jest szansa, że nie zapłacę mandatu, jeśli złapana na samotnym spacerze w lesie złożę strażnikowi takie wyjaśnienie?

Prawnik Olgierd Rudak: – Podejrzewam, że taka argumentacja nie przemówiłaby do strażnika czy policjanta. Oni zwykle mają swoje przepisy, a wyższe interesy, analizy i regulacje ich nie obowiązują, jak na przykład to, czy zakaz wchodzenia do lasu jest zbyt surową ingerencją w nasze prawa obywatelskie. Konstytucja gwarantuje nam prawo do poruszania się.

I prawo do ochrony zdrowia. Można powiedzieć, że poruszanie się po lesie to forma dbania o zdrowie i psychiczne, i fizyczne.

Jak najbardziej.

Czy mogłabym zatem nie przyjąć takiego mandatu?

Zawsze obywatel może odmówić przyjęcia mandatu, wtedy funkcjonariusz kieruje sprawę do sądu. Tam zwykle jest więcej czasu, żeby się nią zająć. Ostatecznie może ona trafić do Sądu Najwyższego.

W przypadku historii, które trafiały do Sądu Najwyższego w sprawie Puszczy Białowieskiej (protestujący przeciwko wycince lasów Puszczy Białowieskiej – red.), sąd w znanych mi przypadkach stwierdzał, że wprowadzone zakazy były bezprawne. Argumentacja osób, które naruszały bezprawne zakazy była na tyle racjonalna, że należało to wszystko uwzględnić..

Czyli nie powinno się utrzymać kary za wejście w proteście i po bezprawnym zakazie do puszczy. Takie było stanowisko Sądu Najwyższego. Nie wiem, jakie ono byłoby dzisiaj. Oni wtedy protestowali przeciwko wycince lasów Puszczy Białowieskiej.

Wtedy to był protest. Dziś byłaby to moja, pani i innych Polaków prywatna potrzeba, żeby zaspokoić potrzebę kontaktu z przyrodą. Natomiast zakaz przez cały czas jest bezprawny.

Dlaczego wprowadzony przez premiera zakaz jest bezprawny?

Zacznijmy od tego, że zakaz wstępu do lasu nie został wprowadzony przez premiera. Mamy tu łamigłówkową układankę: premier nakazał to zrobić Lasom Państwowym. I mimo wszystko uważam, że są to zarządzenia nadleśniczych. Mamy tu pewnego rodzaju paranoję.

Proszę rozwinąć.

W zasadzie, gdyby znowelizowano paragraf 17 samego rozporządzenia Rady Ministrów (z 31 marca 2020 roku w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii – red.), które mówi o obostrzeniach, to tej dyskusji w ogóle by nie było.

Tam, gdzie jest mowa, że nie wolno nam wchodzi na tereny zielone, w szczególności do parków itd., wystarczyłoby dopisać też "lasy".

Wtedy moglibyśmy tylko dyskutować – moim zdaniem zasadnie – że zakaz wchodzenia do lasu jest daleko idącym środkiem...
Lasy Państwowe tłumaczą, że zakaz wstępu do lasu został wydany na podstawie artykułu 11 ust. 2 i 7 ustawy z 2 marca 2020 roku i paragrafu 17 ust. 1 rozporządzenia Rady Ministrów z 31 marca 2020 roku. Ma to sens?

Powołanie się na artykuł 11 oznacza tylko to, że Lasy Państwowe w pewnym sensie mówią: "Myśmy tego nie chcieli, premier nam kazał". Artykuł 11 ust. 2 oznacza tyle, że premier może wydać określonym jednostkom polecenia.

A paragraf 17 mówi o zakazie wstępu na tereny zielone: parki, skwery itp., ale nie mówi o lasach. Premierowi nie chciało się dopisać "lasów" do wspominanego już paragrafu. A teraz premier wysyła polecenie na zasadzie: skoro ja tego nie zrobiłem, to wy sobie wprowadźcie zakaz wstępu do lasu – bez w zasadzie żadnej podstawy prawnej.

Równie dobrze mógłbym zapytać, co by było, gdyby ktoś dostał polecenie "proszę zastrzelić wszystkich, którzy na mnie chrząkają". Premier nie może polecić działań, które nie są przewidziane prawem. Lasy Państwowe mogą wprowadzać zakaz wstępu do lasu w trzech ściśle określonych przypadkach.

Jakie to przypadki?
Zgodnie z art 26 ust. 3 ustawy o lasach nadleśniczowie mogą zakazać wstępu do lasu w trzech przypadkach: zniszczenia albo znacznego uszkodzenia drzewostanów, degradacji runa leśnego, zabiegów gospodarczych związanych z hodowlą i ochroną lasu lub pozyskaniem drewna lub dużego zagrożenia pożarowego.

Nawiasem mówiąc wczoraj rzecznik prasowy rządu powiedział w radiu, że oczywiście w lasach pojawiło się zagrożenie pożarowe. Teraz nagle lasy płoną. Znane mi zarządzenia nie mówią o zagrożeniu pożarowym.

Jak zajrzymy na internetową mapę udostępnioną przez Lasy Państwowe, to wszystko zaznaczone jest na żółto, są to tzw. "inne zakazy". Chyba więc Lasy Państwowe nie dostrzegają zagrożeń pożarowych.

Sytuacja epidemiologiczna nie została wymieniona w ustawie. Oznacza to, że premier polecił wprowadzenie zakazu wstępu do lasu, który nie wynika z przepisów prawa. Jest on piętrowo nieprawidłowy.

Bezprawność wynika z tego, że inne są przesłanki do wprowadzenia takich zakazów przez nadleśniczych, niż podano. Podobno groziło to tym, że raptem 40 mln Polaków wyruszy do lasu.

Możemy pójść do sklepu, zachowując odstęp dwóch metrów, gdzie jest dużo mniejsza powierzchnia, a nie możemy wyjść do lasów, które zajmują połowę powierzchni naszego kraju.

No właśnie. Możemy też iść do pracy z wyjątkiem "zakazanych branż". Jeśli biura nie pracują, to tak naprawdę dlatego, że pracodawcy wycofali pracowników.

Myślę, że to jest trochę na zasadzie: możemy wprowadzić jakiś zakaz, to zróbmy coś, żeby ludzie widzieli, że coś robimy. Nieważne, czy to ma sens, czy nie, czy ludziom zacznie "palma odbijać", bo siedzą w domach.

Co z lasami, które nie należą do Skarbu Państwa?

Ten zakaz nie dotyczy wszystkich lasów, natomiast niektóre miasta się pod nim "podpisały". Na przykład we Wrocławiu magistrat też nałożył zakaz wstępu do lasu, ale już burmistrz Duszników-Zdrój zaprasza do miejskich lasów. Na stronie internetowej udostępniono mapkę, gdzie dokładnie pokazano, jak przebiega granica lasów miejskich.

Parki narodowe – do nich wchodzić nie możemy?

Nie możemy, ale to nie ze względu na rozporządzenie. Parki narodowe już wcześniej powymyślały swoje zakazy. Zrobił to np. Tatrzański Park Narodowy. Rozumiem, że tam może być problem na jednym, dwóch szlakach, np. na Morskim Oku. Poza tym są naprawdę góry, lasy, gdzie nie widać nikogo.

Kolejki przed sklepami są bardziej ryzykowne. Ludzie po godzinę, dwie stoją przed sklepami.

W internecie pojawiła się petycja z żądaniem cofnięcia zakazu wstępu do lasów. Popisało ją ponad 100 tys. osób. Myśli pan, że ma ona szanse zwrócić uwagę premiera czy ministra zdrowia?

Myślę, że nie, z oczywistych przyczyn.

Widzimy, że ludzie nie pozarażali się w lasach, ani we Włoszech, ani w Polsce. Mówi się, że 30 proc. zakażeń w Polsce wiąże się ze służbą zdrowia. Bo zaprzepaszczono sytuację ze środkami ochrony dla medyków. I rząd zamiast rozsądnie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego 30 proc. wiążę się z zakażeniami w szpitalach, mówi: nie będziecie wchodzić do lasu, bo grozi nam scenariusz włoski.