Zrobiło się ciepło, wylegli do parków i na ulice. Tak w Belgii walczą z COVID-19

Katarzyna Zuchowicz
Przed lodziarnią ustawiła się kolejka. "Tłumy w parkach i na nabrzeżach w Antwerpii oraz ludzie spacerujący po mieście w wiosennym słońcu" – podawały w ostatnich dniach belgijskie media. Tak w czasie Świąt było w niektórych miastach Belgii. Wielu Polaków jest zbulwersowanych, pytają, czy to rozsądne. Ale niektórzy zwracają uwagę, że tam jednak obostrzenia są inne niż w Polsce. I zakazu wchodzenia do parków nie ma.
Jak Belgowie walczą z koronawirusem? fot. screen/YouTube/https://youtu.be/NbmAD6icPFw
Do 14 kwietnia zanotowano tu ponad 31 tys. przypadków koronawirusa. Zmarło ponad 4 tys. osób. Belgia zajmuje 10. miejsce w ogólnoświatowych statystykach COVID-19, tuż za Turcją, Iranem i Chinami. Dlatego ostatnie doniesienia wywołały duże zaskoczenie.

– Tak było w całej Belgii. Chociaż liczba zachorowań jest wysoka i śmiertelność bardzo duża, część ludzi zachowuje się tak, jakby koronawirusa nie było i jest zupełnie niezdyscyplinowana. Jutro będzie posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, mają przedłużyć środki bezpieczeństwa do 3 maja. Ale nowych zaostrzeń prawdopodobnie nie będzie – mówi nam jedna z mieszkanek Antwerpii.

Belgowie wybrali się do parków

W czasie weekendu było ładnie i ciepło, więc ludzie wyszli z domów. Media donosiły głównie o flamandzkiej części Belgii. O Antwerpii, Gandawie, gdzie policja zanotowała ponad 800 naruszeń prawa. A także m.in. o mieście Lanaken w Limburgii, jednej z prowincji najbardziej dotkniętych koronawirusem.


W Antwerpii miały być niemal tłumy. Ludzie wyszli pobiegać, wsiedli na rowery. W Lanaken serwis HLN nagrał długą kolejkę przed lodziarnią. Kolejki miały też być w mieście Kortrijk. Ludzie twierdzą, że zachowywali między sobą duży odstęp.

– Rzeczywiście sporo osób wybrało się do parków. Pogoda ostatnimi czasy jest bardzo dobra. Jednak mimo tłumów w parkach, zdecydowana większość ludności stosuje się do obowiązujących przepisów. Belgowie wychodzą z domów, ale nie tworzą co do zasady większych grup. Nawet będąc w parkach, zachowują od siebie wymagany odstęp – mówi naTemat Maciej Tomaszewski, Polak mieszkający w Belgii.

Podkreśla, że Belgowie wychodzą tylko na spacery i mało osób próbuje wykorzystać ładną pogodę do siedzenia w parku. – Policja jest widoczna w parkach. Skupia się jednak na tłumaczeniu obowiązujących reguł – twierdzi.

Władze w Brukseli apelowały

Belgijskie media informowały jednak o setkach naruszeń. W Antwerpii i Gandawie w ciagu ostatnich dni miało być ich ponad 800. "W Belgii jest coraz więcej doniesień o złamanych zakazach w związku z koronawirusem podczas świąt" – pisał portal atv.be. Cytował go jeden z polonijnych serwisów. Pisał, że władze w Brukseli apelowały, by ludzie w czasie świąt nie wychodzili z domów, jeśli nie jest to konieczne. I nawet policja ubolewa, że te apele na nic się zdały.

W czasie weekendu, ludzie nie tylko wyszli do parków. Po śmiertelnym potrąceniu 19-latka przez policję, w sobotę w Brukseli doszło do zamieszek. Tu podkreślmy, w Belgii zamknięto szkoły, bary, restauracje, ale nie ma zakazu wchodzenia do parków czy wychodzenia z domów. – Nie ma zakazu, jest apel "zostańcie w domu". Można uprawiać sport, ale samemu lub z członkiem rodziny. Policja reaguje, gdy zbierze się grupa osób. Tutaj boją się wprowadzenia drastyczniejszych ograniczeń. Belgowie przyzwyczajeni są do wolności – mówi nam Polka z Antwerpii.

Różnice między Belgią i Polską


Na forach czytam jednak oburzone głosy Polaków na wieść o tłumach w parkach. Zresztą Belgów, którzy złorzeczą na zachowanie rodaków też nie brakuje. "Idioci" – to pierwszy komentarz na Twitterze pod artykułem "Brussels Times". "Tak ciężko przystosować się do przepisów? Później będzie rozpacz i tragiczne konsekwencje bezmyślności", "Brak slow tego nie da się opisać" – to częste reakcje w internecie.

– Sytuacja części Polaków jest trudna, nie wszyscy pracowali legalnie. Teraz siedzą w domu i nie mają pieniędzy, nie mogą wrócić do pracy. Dlatego bardzo denerwuje ich zachowanie części belgijskiego społeczeństwa – słyszę w Antwerpii.

Maciej Tomaszewski tłumaczy, czym obostrzenia w Belgii i w Polsce różnią się od siebie.

– W Belgii premier nawet zachęciła mieszkańców do wyjścia z domu na spacer lub w celu uprawiania sportu. Ważne jest to dla dobrego samopoczucia ludności, tym bardziej że nie wiadomo, ile czasu obecne środki mogą potrwać. Zdarza się, że w niektórych miejscach zbiera się sporo ludzi. Wtedy właśnie interweniuje policja. Skupia się jednak bardziej na pouczeniach, niż na karach – opowiada.

– W Polsce czytam o tym, że podejście jest bardziej represyjne. Czytałem artykuły, w których wiele osób nie wie jak interpretować obostrzenia w Polsce. W Belgii nie słychać również o tym, aby kary wlepiano tak często jak w Polsce – dodaje. Choć są wlepiane.

Polka z Antwerpii: – Policja każe mandatami ludzi, którzy nie przestrzegają zakazów, ale część z nich i tak robi swoje.

Wirusolog Marc Van Ranst apelował kilka dni temu w telewizji: – Rozumiem, że niektórzy mogą być zmęczeni ograniczeniami, ale one są niezbędne. Na razie mamy pewną stabilizację, ale łamanie ograniczeń spowoduje, że liczby zakażeń i zgonów będą rosły w zastraszającym tempie. Musimy jednak pamiętać, że wirus wciąż krąży. Jeśli teraz poluzujemy, w ciągu dwóch tygodni zobaczymy efekty.

Tu na przykład kolejka sprzed kilku dni – również po lody.

Dlaczego tyle zakażeń w Belgii?


Mimo wszystko liczba przypadków zakażenia koronawirusem w Belgii jest niepokojąca. W ciągu jednej dobry, w niedzielę, zanotowano 1629 nowych nowych przypadków i 268 zgonów. We wtorek potwierdzono 530 przypadków. 332 we Flandrii, 129 w Walonii, 62 w Brukseli.

Skąd tak dużo zakażeń w tym kraju?

– Nie było u nas pacjenta 0. Flamandowie, mieszkańcy bogatszej części Belgii, masowo wyjeżdżali na narty do Włoch. Dlatego więcej zakażeń i zgonów jest we Flandrii. Potem zdążyli pozarażać rodziców w domach opieki. Poza tym zaostrzenia w Belgii nie były wprowadzone od razu. Zanim zamknięto szkoły, sklepy, zakłady pracy, ludzie zdążyli się pozarażać – odpowiada Polka.

O mieszkańcach Flandrii, pisały niedawno media w Holandii. Kiedy w Belgii zamknięto już bary, restauracje i sklepy, w Holandii były one wciąż otwarte i Flamandowie nagminnie jeździli tam na piwo i po zakupy. Nie wszystkim Holendrom to się podobało. – Nawet dziś gazety flamandzkie pisały, że policja zawróciła z granicy wiele samochodów, bo Flamandowie chcieli spędzić w Holandii święta wielkanocne. W Holandii są mniejsze obostrzenia niż w Belgii – słyszę od mieszkanki Antwerpii.