Takich scen nie widziano nigdzie indziej. W USA protestują przeciw ograniczaniu wolności

Katarzyna Zuchowicz
Protesty zaczęły się w ubiegłym tygodniu i rozlały na ogromne terytorium USA. W ciągu ostatnich dni tysiące ludzi wyszło na ulice wielu miast w około 20 stanach i wcale nie widać, by ich emocje miały się zmniejszyć. Tak w Amerykanach buzuje wściekłość na ograniczanie ich wolności i wszystkie zakazy z powodu koronawirusa. W Europie, ani innych częściach świata, takich obrazów nie widać.
W wielu miastach USA trwają protesty przeciwko ograniczeniom z powodu koronawirusa. Fot. Screen/https://youtu.be/aQ-08S5BW2s/Global News
Najpierw były nagrania z pustego, wyludnionego Wuhan, potem praktycznie identyczne z innych, chińskich miast. A potem była Europa i przeraźliwe smutne obrazy z Włoch i całkowicie opustoszałej Lombardii.

Ludzie w wielu krajach z pokorą przyjmowali kolejne ograniczenia, a jeśli nie – policja wlepiała im mandaty i wszyscy wiemy, że było ich niemało.

Czytaj także: Najważniejsza lekcja z hiszpanki. Boją się drugiej fali zakażeń i przypominają jak było

Ale nigdzie nie działo się to, co w ostatnich dniach miało miejsce w wielu miastach USA. Tak Amerykanie demonstrują, że mają dość ograniczeń. Ale podkreślmy – nie wszyscy. Wielu krytykuje takie zachowania. W całym kraju koronawirusem zakaziło się już niemal 800 tys. ludzi, a ponad 42 tys. zmarło. I nikt nie chce, żeby było jeszcze gorzej.


Zignorowali zakaz zgromadzeń

Na zdjęciach z protestów są nawet rodzice z dziećmi. Jak ta Amerykanka z 7-letnią córką, która twierdzi, że nie boi się koronawirusa. Wyszła protestować, bo jak inni, w swoim stanie domaga się otwarcia wszystkiego. Na ulicach Austin w Teksasie protestowało wtedy około 300 osób. – Nie możecie zamknąć Ameryki! Wolność jest najważniejsza! – krzyczeli. Ale już w stolicy stanu Waszyngton było 2,5 tys. ludzi, a według niektórych jeszcze więcej. Wielu zignorowało zalecenia o nałożeniu maseczek na twarz, a już na pewno zakaz zgromadzeń powyżej 50 osób.

Raczej nikt nie przestrzegał też zachowania bezpiecznego odstępu 2 metrów. W Denver w stanie Kolorado samochody zablokowały ulice. Tu przedstawiciele służby zdrowia stanęli im na drodze. W Idaho, Maryland, Indianie – również setki osób wyszły na ulice. BBC podsumowało, że takie manifestacje odbyły się przez weekend i po nim w niemal 20 stanach. "Otwórzcie Amerykę" – powtarzało się na transparentach.

Kto protestuje w USA

Jak zauważa CNN, protesty odbyły się i w republikańskich, i w demokratycznych stanach. Na ulice wyszli głównie zwolennicy prezydenta USA. Nie protestowali jednak przeciwko niemu, choć pomysł Trumpa ze śledzeniem telefonów zmroził niejednego. – Nagle to wszystko zmierza od pandemii do orwellowskiego koszmaru – komentował w rozmowie z CNN Adam Brandon, szef konserwatywnej organizacji FreedomWorks, która dała protestującym swoje wsparcie. Donald Trump nie zamknął Ameryki i od początku był przeciwny wprowadzaniu ograniczeń. Ale zrobiły to poszczególne stany. Trump zresztą od początku nie szczędził im krytyki, bez względu na barwy polityczne. – Niektóre restrykcje są nieracjonalne – mówił. Teraz gubernatorów w różnych stanach protestujący nazywali dyktatorami.

– Amerykanie perfekcyjnie są w stanie sami zadecydować o tym, jak się bronić – tłumaczyła jedna z mieszkanek Utah. W tym stanie rządzi republikański gubernator Gary Herbert, który do końca miesiąca nakazał ludziom pozostanie w domach. Protestujący uznali wprowadzone przez niego restrykcje za niekonstytucyjne.

Czego domagają się protestujący?

Na ulice wyszli ludzie, którym najbardziej nie podobają się nakazy pozostania w domach oraz zamknięcie firm i pozbawienie ludzi pracy. Jak Trump, krzyczą, że nie służy to gospodarce. W ciągu ostatniego miesiąca pracę straciło aż 22 miliony ludzi w USA.

Media relacjonują, że na protestach obecni byli zwykli ludzie sfrustrowani ograniczeniami, ale też skrajnie prawicowe grupy.

Ale pojawiły się też hasła, jak to: "Jezus jest moją szczepionką". A niektórzy mieli przy sobie broń – jako symbol wolności obywatelskich.