Rodzice wcześniaków nie mogli wejść na oddział. Zespół szpitala wpadł na genialny pomysł

Karolina Pałys
W Klinice Neonatologii łódzkiego Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki zwykle słychać jedynie odgłosy aparatury medycznej. Dzisiaj można usłyszeć także pstryk migawki aparatu. To siostra oddziałowa robi maluchom zdjęcia, które potem wyśle rodzicom. Niektórzy z nich nie widzieli swoich dzieci na żywo od początku pandemii, od kiedy oddział zawiesił odwiedziny.
Fot. materiały prasowe
Oddział jest zamknięty od końca marca. Oznacza to, że możliwość wejścia została ograniczona do absolutnego minimum, na jego terenie mogę przebywać tylko niezbędne osoby z personelu medycznego. Niestety ze względu na sytuację – rodzice nie mogą przedawać z maluszkami.

— Nasz oddział bardzo długo pracował na to, aby budować relacje rodzinne. Okres pandemii zrujnował wszystko, nad czym tak długo pracowaliśmy — mówi kierownik Kliniki, dr hab. n.med. Ewa Gulczyńska. Choć absolutnie zgadza się z decyzją o zamknięciu oddziału, w jej głosie słychać rozżalenie. Do tej pory na jej oddziale promowano bliskość: zniesiono sztywne godziny odwiedzin, rodzice mogli być z dziećmi praktycznie całą dobę.

— Musimy robić to, co konieczne, aby chronić zarówno dzieci, jak i personel. Nasi lekarze i pielęgniarki są bardzo specyficzną grupą — podkreśla prof. Gulczyńska. Każda dodatkowa osoba “z zewnątrz” jest więc potencjalnym zagrożeniem dla funkcjonowania oddziału.

W tym stwierdzeniu nie ma przesady: o ile zdrowym noworodkiem potrafi zaopiekować się większość medyków, to już choćby nakarmić, pielęgnować i leczyć ważącego tyle, co opakowanie cukru — niekoniecznie.

I choć czasy, kiedy odwiedzin na Neonatologii nie było, nie są odległe, to powrót do nich wydawał się dla łódzkiego zespołu ostatecznością:

— Gdy byłam młodym lekarzem niemowlęta były oddawane do oddziału i rodzice przychodzili na informację dwa razy w tygodniu. Dzisiaj to niewyobrażalne. Przez ostatnie 20-30 lat pracowaliśmy, aby ten oddział był otwarty i przyjazny dla rodziców — tłumaczy prof. Gulczyńska.

Brak kontaktu z dzieckiem to powód do ogromnego niepokoju. Ale czy można wyobrazić sobie, co czuje matka malucha, który urodził się sporo przed terminem, jest w stanie ciężkim i leży na intensywnej terapii pod opieką niemal zupełnie obcych osób? Jeśli ktokolwiek ma o tym pojęcie, to właśnie prof. Gulczyńska i jej zespół, który nie zamierzał stać z założonymi rękami.

— Pojawiła się potrzeba, aby dać rodzicom coś więcej: zdjęcie, krótki filmik. To buduje zaufanie. Mamy wiedzą, że poza typową działalnością leczniczą, dajemy dodatkowo coś od siebie. Wiedzą, że rozumiemy ich stany emocjonalne, które po urodzeniu dziecka bywają bardzo trudne — tłumaczy profesor Gulczyńska.

Na pytanie, czy codzienne “sesje zdjęciowe” to dla jej zespołu dodatkowe wyzwanie, profesor tylko się uśmiecha: — Proszę spróbować prowadzić przez internet zajęcia ze studentami zagranicznymi, mieszkającymi w różnych strefach, to jest wyzwanie — żartuje.

W tym przypadku kwestie techniczne rozwiązano właściwie od ręki: smartfon do użytku na oddziale przekazał Orange Polska. Firma pokrywa również koszty transmisji danych, które przy 50-ciu nagrywanych i fotografowanych codziennie maluchach, nie są bez znaczenia.
Fot. materiały prasowe
— Pani oddziałowa cały czas odbiera telefony od rodziców. Telefon jest zawsze, z miłym uśmiechem i przyjaznym głosem, odbierany — zauważa dr Izabela Michałowska-Wieczorek — psycholog pracujący na oddziale.

— Teraz kontakt z rodzicami jest nawet częstszy. Chcemy, aby mieli poczucie, że ich wspieramy. Lekarze wyznaczyli więc godziny, w których można do nich dzwonić, ale często telefonują sami z siebie, kiedy akurat mają czas. Do mnie również mogą dzwonić o każdej porze, mają mój prywatny numer. Wcześniej go nie udostępniam, ale dzisiaj robimy, co możemy, aby im pomóc. Dostosowujemy się do tej wyjątkowej sytuacji — tłumaczy psycholog.

Ważne jest to co rodzice robią dla dzieci, oprócz kontaktu telefonicznego, praktycznie codziennie dostarczają pracowicie odciągnięte mleko i czyste rzeczy potrzebne dla maluszków, rzeczy pachnące domem — mamą i tatą.

Izabela Michałowska-Wieczorek podkreśla, że częstotliwość kontaktu to jedno. Równie ważny dla rodziców jest charakter tej komunikacji: zdjęcia i filmiki są opatrzone sympatycznymi podpisami: “ Kochana Mamo, dzisiaj się opalam” gdy maluch leży pod lampą do fototerapii; “Smacznie śpię”, gdy akurat pochrapuje; “Dzień Dobry Mamo, ważę dzisiaj 1900 g i chętnie zjadłem Twoje pyszne mleczko”, gdy udało się go “złapać” zaraz po karmieniu, z pełnym brzuszkiem.

— Mamy są bardzo zadowolone z dodatkowych komentarzy do filmików: ciepłych opisów, zdjęć uśmiechniętych, jedzących, “opalających się” maluchów. To kolejna rzecz, która sprawia, że mamy są spokojniejsze, że czują się zaopiekowane. Gdyby to były same suche informacje, nie czułyby tego ciepła — podkreśla psycholog.

Nawiązanie bliskiej, personalnej relacji z rodzicami na odległość, to bardzo ambitny cel. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak długo trwa przeciętny pobyt malucha na oddziale.

— Hospitalizacja u nas trwa tygodnie — to nie są 3-4 dni, które można jakoś przetrwać. To jest huśtawka emocjonalna, czasami tydzień po tygodniu. Czas leczenia wcześniaka trwa od 8 do 10 tygodni, a czasami dłużej. Mieliśmy nawet dzieci, które spędzały u nas 200 dni — wyjaśnia profesor Gulczyńska.

Migawka smartfonowego aparatu będzie “pstrykać” na łódzkiej Neonatologii jeszcze przez jakiś czas. “Odmrażanie” oddziału będzie przebiegało swoim własnym, możliwie jak najbezpieczniejszym dla najmniejszych pacjentów, tempem.