Mistrz kryminałów. Ryszard Ćwirlej i jego powieści o zbrodniach w przedwojennej Polsce

Dawid Wojtowicz
Wielu krytyków i czytelników nazywa go niekwestionowanym mistrzem kryminałów. Na swoim koncie ma już 16 powieści należących do tego gatunku. Dzięki pierwszym książkom o milicjantach z Poznania został uznany za twórcę podgatunku literackiego – kryminału neomilicyjnego. W 2015 roku rozpoczął cykl kryminalny o komisarzu Fischerze, funkcjonariuszu Policji Państwowej z II RP.
Ryszard Ćwirlej to znany w Polsce pisarz kryminałów. Rozmawiamy z nim o jego najnowszej powieści "Zaśpiewaj mi kołysankę" Fot. Adam Ciereszko
– Trzeba mieć szacunek do czytelnika, podawać mu fakty, a nie tworzyć historyczne dekoracje niemające wiele wspólnego z historyczną prawdą – mówi w wywiadzie dla naszego serwisu Ryszard Ćwirlej, pochodzący z Wielkopolski pisarz, którego najnowsza rozgrywająca się w przedwojennej Polsce powieść kryminalna “Zaśpiewaj mi kołysankę” trafiła właśnie do księgarni.

Polacy kochają kryminały, co widać po rodzimych rankingach bestsellerów. Duża popularność tych książek oznacza jednak, że ich autorzy muszą konkurować o względy czytelników. Czym Pana zdaniem powinna wyróżniać się powieść kryminalna, aby mogła zaspokoić gusta współczesnych fanów tego gatunku?

“Powieść kryminalna musi być realistyczna, gdy chodzi o postacie, miejsce akcji i nastrój, musi dotyczyć autentycznych ludzi w autentycznym świecie. Musi być logiczna, gdy chodzi o metody zabójstwa i metody wykrywania.” – to nie moje słowa, ale Raymonda Chandlera. Przytaczam je dlatego, że się w 100% z nimi zgadzam. Może od siebie dodałbym jeszcze, że powieść osadzona w realiach historycznych, a w takiej przecież się specjalizuję, musi tę historię i historyczną rzeczywistość ukazywać taką, jaką ona była naprawdę. Trzeba mieć szacunek do czytelnika, podawać mu fakty, a nie tworzyć historyczne dekoracje niemające wiele wspólnego z historyczną prawdą.

A dlaczego Pan kocha ten gatunek i uznał, że warto realizować się jako pisarz, tworząc mroczne opowieści z fabułą osnutą wokół zbrodni?

Kryminał w czasach PRL-u, czyli w okresie mojej młodości, był gatunkiem ogólnie dostępnym. Młodzież fascynowała się przygodami komiksowego bohatera kapitana Żbika, starsi zeszytową serią historii kryminalnych “Ewa wzywa 07”, a w każdym kiosku można było dostać powieści takich tuzów kryminału jak Helena Sekuła, Zygmunt Zaydler Zborowski czy Jerzy Edigey.

Zaczynałem więc swoją kryminalną przygodę, czytając z wypiekami na policzkach komiksy, a później przyszedł czas na książki. Nasiąkłem więc od wczesnej młodości kryminałem milicyjnym i gdy przyszedł czas na moje pisarskie próby, pomyślałem, że warto byłoby odgrzebać gatunek, który przeminął wraz z końcem epoki socjalistycznej władzy i spojrzeć na niego chłodnym okiem, bez idealizowania bohaterów, ale przedstawiania ich w realistyczny sposób, takimi, jakimi byli naprawdę. No i w ten sposób stałem się twórcą zupełnie nowego podgatunku literackiego – kryminału neomilicyjnego.
Ryszard Ćwirlej w stylizacji komisarza policjiFot. Adam Ciereszko
Można powiedzieć, że Pana książki są ściśle związane z historią Polski XX wieku. Jak wygląda praca przed przystąpieniem do pisania powieści osadzonych w tym okresie?

Samo pisanie książki to etap najkrótszy i najprzyjemniejszy. Jednak zanim zacznie się pisać książkę tak mocno, jak moje powieści osadzoną w rzeczywistości historycznej, najpierw tę historię trzeba na nowo odkryć. Oczywiście, mam pewną wiedzę historyczną na temat Polski w XX wieku, ale każda z moich opowieści dotyczy konkretnego czasu, nie całej epoki. Jeśli więc zbrodnia, którą opisuje, wydarzyła się w 1922 roku, to opisywany czas muszę poznać dogłębnie. Zaczynam więc od przypomnienia sobie tła historycznego, wydarzeń w Europie i w Polsce, odnajduję je w książkach historycznych i podręcznikach.

Później, gdy już wiedza ta układa mi się w głowie i zaczyna w wyobraźni budować się tło historyczne, biorę się za szczegóły, czyli wydarzenia najbliższe bohaterom. Ich opis znaleźć można w codziennych gazetach z tego czasu, w artykułach dotyczących zdarzeń, a nawet w ogłoszeniach prasowych. Potem na to namalowane już tło trzeba tylko nałożyć jakąś kryminalną intrygę i naraz mamy gotową kryminalną powieść z czasów dwudziestolecia. W sumie pół roku roboty.

Nie da się rozmawiać o Pana twórczości bez omówienia specyficznego dla tamtych czasów języka z uwzględnieniem oczywiście gwar, których współczesny czytelnik nie zawsze jest w stanie zrozumieć. Jak udało się Panu opanować sztukę posługiwania się tymi dialektami?

Gwara poznańska towarzyszyła mi od zawsze. To język, którym posługiwali się moi dziadkowie, wujkowie i ciotki. Gwarą mówiła i często jeszcze do dziś mówi poznańska ulica. Nie miałem więc problemu z przełożeniem jej na język literacki. Bo moi bohaterowie tak naprawdę posługują się namiastką gwary.

Dialogi napisane gwarą poznańską mogłyby być niezrozumiałe dla czytelników z innych regionów kraju. Dlatego zastosowałem zabieg, który można porównać do rozrzedzania śmietany mlekiem. Jeśli gwara jest tą śmietaną właśnie, a polszczyzna literacka mlekiem, to ja, mieszając je ze sobą, uzyskuje efekt w postaci języka polskiego z elementami gwarowymi. Ale najważniejszy jest przekaz. Poznaniacy znajdują w tekstach słówka gwarowe, których sami często używają, a czytelnicy spoza Wielkopolski otrzymują łatwy w odbiorze tekst z egzotycznie brzmiącymi słowami, które tłumaczę u dołu strony. Wszyscy są więc zadowoleni, w świat idzie przekaz, że w Wielkopolsce też mają swoją gwarę.
Od 2015 roku Ryszard Ćwirlej tworzy też rozgrywający się w przedwojennej Polsce cykl kryminalny o komisarzu Fischerze. Najnowszy tom "Zaśpiewaj mi kołysankę" miał premierę 20 maja 2020 rokuFot. Adam Ciereszko (zdjecie autora) / Wydawnictwa Czwarta Strona (okładka książki)
Głównym bohaterem stworzonego przez Pana cyklu przedwojennego, który doczekał się już piątego tomu pt. "Zaśpiewaj mi kołysankę", jest komisarz Antoni Fischer, weteran armii pruskiej. Czy były żołnierz, a obecnie policjant, ma jakiegoś swojego protoplastę? Z czego albo raczej z kogo ulepił Pan tę postać?

Takich postaci były dziesiątki, jeśli nie setki w Wielkopolsce. To oficerowie, podporucznicy i porucznicy armii pruskiej (wyższych stopni Polacy nie mogli się w niej dosłużyć), którzy masowo wstępowali do tworzących się podczas powstania wielkopolskiego wojsk polskich. Bardzo wielu z nich po okresie walk powstańczych i po wojnie polsko-bolszewickiej wstępowało w szeregi tworzącej się Policji Państwowej.

Dziś prawie całkowicie zapomniani bohaterowie, rzadko pojawiają się na kartach historycznych opowieści. Wielu z nich poznałem, czytając książki o powstaniu wielkopolskim. Takiego pruskiego oficera i polskiego powstańca chciałem i postanowiłem uwiecznić w mojej pierwszej międzywojennej książce. W ten sposób powstał Antoni Fischer, którego losy są sumą doświadczeń i przeżyć wielu prawdziwych bohaterów.

Komisarz Fischer współpracuje też z polskim wywiadem. W książce przewijają się więc wątki związane z pracą służb, a nawet wielką europejską polityką. Dlaczego, wydawałoby się, pospolite sprawy kryminalne tak chętnie przeplata Pan ze szpiegowskim światem?

Bo Poznan i Wielkopolska tych czasów to przecież kresy zachodnie, obszar wyrwany niedawno spod niemieckiej władzy, która wcale nie pogodziła się z tym, że Poznań nie nazywa się już Posen. To naturalne miejsce, które wywiady penetrują i starają się kontrolować. I tu właśnie przez całe 20-lecie międzywojenne toczyła się wielka wywiadowcza gra, której jednym z najważniejszych wątków była sprawa enigmy, której sekret wyrwali Niemcom kryptolodzy z Poznania. Jak nie skorzystać z takich możliwości, jakie daje pisarzowi historia wywiadowczych zmagań?
Ryszard Ćwirlej, autor powieści kryminalnychFot. Adam Ciereszko
W swojej przedwojennej serii kryminałów "skacze" Pan dość swobodnie w chronologii wydarzeń. Licząc od pierwszego do piątego tomu, akcja rozgrywa się w kolejno w 1924, 1932, 1926, 1919 i 1922 roku. Dlaczego zdecydował się Pan na taki właśnie porządek chronologiczny?

To wszystko kwestia przypadku. Gdy pisałem pierwszą powieść „Tam ci będzie lepiej”, nie miałem jeszcze pomysłu na całą serię. Wtedy traktowałem to jako jednorazowy skok w bok, chwilową odskocznię od powieści milicyjnych. Ele efekt był taki, że nie dało się już z tej ścieżki zawrócić. Czytelniczki i czytelnicy polubili komisarza Fischera, no więc nie miałem wyjścia. Musiałem pisać dalej. A przeskakiwanie niezgodne z chronologią chyba stało się już moją specjalnością. Podobnie jest przecież z serią o milicjantach. Tam też porządnie namieszałem, zaczynając od roku 85, by w drugim tomie wrócić do 81… Taki znak firmowy jak te czekoladki Forresta Gumpa. Czytelnik nigdy nie może być pewny, co znajdzie w środku.

W książkach o komisarzu Fischerze eksploruje Pan mniej przyjemne strony przedwojennej Polski: półświatek, nędzę, wyzysk, sutenerstwo. To zrozumiałe, bo bohaterami są ścigający przestępców policjanci. Zastanawiam się jednak, jaki jest Pana stosunek do II RP? Jak ocenia Pan to państwo, zwłaszcza w kontekście jakości życia ówczesnego społeczeństwa?

Staram się pokazywać ten świat taki, jaki był w rzeczywistości. Filmy i książki ukazujące tamte czasy najczęściej je idealizują, pokazują, jak było pięknie i kolorowo. No, ale co się dziwić, nikt przecież nie chodził wtedy z kamerą po poznańskich slumsach.

Tak, nie pomyliłem się, po slumsach w Poznaniu, dzielnicy, którą nazywano „wesołym miasteczkiem”, zbudowane z resztek drewna trzcin i gliny rozłożonej na nadwarciańskich łąkach. Panowały tam potworne warunki higieniczne, szerzyły się prostytucja i bandytyzm. Podczas gdy ludzie zamożni jedli kiełbasę, biedota ustawiała się w długich kolejkach pod sklepami rzeźnickimi z kankami w rękach po kiszczonkę, czyli wodę po parzeniu kiełbas, na której można było ugotować zupę z kapusty albo z ziemniaków.

Ówczesny Poznań, tak jak Warszawa czy Lwów, to miasto kontrastów, bogactwa, sytości i skrajnej biedy. Dlatego staram się tworzyć obrazy miejsc, o których nikt już dziś nie pamięta, bo najlepiej by było, żeby ich nie było wcale.
Funkcjonariusz Policji Państwowej w czasie służby (rok 1925)Narodowe Archiwum Cyfrowe / Wikimedia Commons
Na swoim koncie ma Pan już 16 książek kryminalnych. Miłośnicy Pana twórczości pewnie zastanawiają się, jaka 17 pozycja trafi wkrótce na ich półki. Co może Pan zdradzić nam o swojej następnej powieści?

W tej chwili piszę powieść zatytułowaną „Szybki szmal”, której akcja rozgrywa się współcześnie, ale początek intrygi kryminalnej jest mocno osadzony w latach osiemdziesiątych XX wieku. Mniej więcej jedna trzecia powieści jest już napisana. Książka powinna ukazać się jeszcze jesienią tego roku.

Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona