Dwie twarze. Tak wyglądało życie codzienne zbrodniarzy z Auschwitz
Można więc powiedzieć, że większość, jeśli nie wszyscy oddelegowani do obozów esesmani nie byli katami 24 godziny na dobę. Nikt z nich nie rodził się zbrodniarzem, natomiast szereg czynników sprawiał, że ich charakter i moralność ulegały wykrzywieniu w obozowych realiach. Bezgraniczne posłuszeństwo rozkazom w połączeniu z karierowiczostwem i oportunizmem, podszytymi rasistowską ideologią dehumanizującą osoby zaliczane do "podludzi", tworzyły warunki do "hodowli" sprawców niewyobrażalnych okrucieństw.Dostępne dane na temat 1209 esesmanów z załogi KL Auschwitz pozwalają stwierdzić, że poziom ich wykształcenia był stosunkowo niski. Aż 70 proc. miało wykształcenie podstawowe, 21,5 proc. średnie, a 5,5 proc. wyższe. Spośród 556 ustalonych przypadków zadeklarowanego przez esesmanów z załogi KL Auschwitz wyznania religijnego najliczniej reprezentowani byli katolicy, a następnie ewangelicy. Na trzecim miejscu znajdowali się wierzący bez sprecyzowanego wyznania (kategoria Gottgläubig). Wśród esesmanów należących do NSDAP najwięcej deklarowało przynależność do Kościoła ewangelickiego.
Taką jednostką z podwójną osobowością jest właśnie bohater "Dwóch twarzy" – Hans, esesman mający przed sobą świetne perspektywy na rozwój kariery w SS i aparacie bezpieczeństwa wewnętrznego III Rzeszy. Po ślubie z ukochaną Anną i narodzinach bliźniaczek przeprowadza się z rodziną do Auschwitz, aby objąć przydzieloną w ramach awansu posadę w komendanturze miejscowego obozu koncentracyjnego. Informacjami o swojej nowej pracy niechętnie dzieli się z żoną. Ta dostrzega jednak, jak bardzo aktualne obowiązki wyczerpują jej męża i wywołują w nim narastającą nerwowość.
Podczas lektury "Dwóch twarzy" nie zaglądamy jednak bezpośrednio w myśli Hansa. Jego życie obserwujemy z boku, z perspektywy dwóch kobiet, z których jedna zna go od najlepszej strony, a druga od tej najgorszej. W tej opowieści o obozowym piekle narratorkami są Anna, idealizująca Hitlera i nazizm żona Hansa, oraz Magdalena, schwytana w łapance badaczka Pisma Świętego, więźniarka, która zostaje zatrudniona jako służąca i opiekunka do dzieci w domu rodzinnym swojego prześladowcy.
Najnowszą książkę Niny Majewskiej-Brown można potraktować też jako portret niemieckiego społeczeństwa w III Rzeszy, gdzie zwykli ludzie – rolnicy, stolarze, malarze, urzędnicy, lekarze, osoby różnego pochodzenia i profesji – przechodzili ogromną przemianę. Część stawała się aktywnymi realizatorami polityki nazistowskiej, katami zdolnymi do największych zbrodni (Hans), a inni biernymi, ślepo zapatrzonymi wyznawcami narodowego socjalizmu (Anna). Prawda (faktycznie do obozów trafiali też kryminaliści i zdrajcy) mieszała się z propagandą (jedyną przewiną większości więźniów było ich pochodzenie), przez co obozy zagłady mogły tak długo funkcjonować w rzeczywistości, gdzie niedaleko wycieńczonych więźniów i krematoriów znajdowały się ładne domki rodzinne z bawiącymi się na podwórku dziećmi.Stoimy sztywne, na baczność, co i tak jest lepsze od tej ich gimnastyki, którą fundują nam co rusz, od przysiadów, skakania, skłonów i tym podobnych. Robimy to tak długo, aż pojawiają się czarne plamy przed oczami, a część z nas zwyczajnie pada zemdlona, by po chwili umrzeć. Ciała nieszczęsnych zmarłych wleczone są pod ścianę baraków, rozbierane, bo przecież ich rzeczy przydadzą się kolejnym häftlingom, i układane w stosy, ku uciesze wszechobecnych szczurów.
Książkę "Dwie twarze. Życie prywatne morderców z Auschwitz" autorstwa Niny Majewskiej-Brown możecie już kupić w rodzimych księgarniach lub zamówić przez internet. Publikacja trafiła do sprzedaży 3 czerwca nakładem Wydawnictwa Bellona, jednego z najstarszych wydawnictw w Polsce, specjalizującego się w literaturze historycznej oraz militarnej.Szczerze mówiąc, teraz, w czasie wojny, jest niezłe szaleństwo z dostarczeniem do Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS tych wszystkich aktów urodzenia, ślubów i zgonów. Mam wrażenie, że my, młodzi Niemcy, nie zajmujemy się niczym innym, tylko tworzeniem rodzinnych drzew genealogicznych, w których ze szczególną uwagą oglądamy każdy listek i korzonek, sięgając "pamięcią" nawet do połowy osiemnastego wieku. Tak jest w naszym przypadku, bo Hans jako oficer musi udokumentować nasze pochodzenie aż od 1750 roku.
Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Bellona