To kiedyś było sportowe coupe. Pojechałem aż na kraniec Polski, żeby przekonać się do nowej wersji

Piotr Rodzik
Do Mitsubishi Eclipse Cross byłem nastawiony sceptycznie od pierwszych informacji o tym aucie. Jestem bowiem z tych, którzy uważają, że ta nazwa to gwałt na legendarnym japońskim coupé. Finalnie po około tysiącu kilometrów w drodze na Hel i z powrotem mogę powiedzieć, że jest to dobre auto. Jest jednak kilka haczyków i… nie kupujcie wersji z bezstopniową skrzynią CVT, jeśli nie chcecie wydawać całej pensji na paliwo.
Mitsubishi Eclipse Cross nie ma nic wspólnego z poprzednikiem, ale ma swoje zalety. I niestety wady. Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Pamiętacie, czym było w ogóle Mitsubishi Eclipse? Pierwotnie było to dwudrzwiowe coupé ze zdecydowanie sportowymi aspiracjami. Model był produkowany w latach 1989-2011 i doczekał się aż czterech generacji. Zawsze było to auto bardziej pod rynek amerykański, zresztą – to samochód, który możecie kojarzyć z filmów i gier komputerowych. "Szybcy i wściekli" czy seria "Need For Speed" – to był klimat tego auta.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
No i nagle Japończycy pokazali kolejnego Eclipse’a. Do nazwy dorzucili "Cross" i zrobili z niego crossovera. Z jednej strony – znak czasów, teraz sprzedają się takie auta. Z drugiej strony – naprawdę musieli wziąć tę nazwę?


Jako przedstawiciel pokolenia, któremu Eclipse z rynku wtórnego oczywiście się marzył (finalnie nigdy nie kupiłem) w czasach "okołostudenckich", no po prostu nie mogłem być zadowolony z tej nazwy. No ale skoro to fakty dokonane – jaki jest więc Eclipse Cross?
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto

Ładny, ale z zewnątrz

Jak na crossovera to prawdę mówiąc nie wygląda źle. Japończycy postawili na wyraziste, kanciaste nadwozie, z bardzo agresywnym frontem ze światłami LED. Jakby był co najmniej ze dwa razy szybszy niż jest, ale o tym potem.

W każdym razie jest ładny. Inspirację pierwotnym Eclipse’em widać także w linii nadwozia. Ta już od środkowe słupka zaczyna szybko opadać, więc właściwie Eclipse Cross wpisuje się w bardzo modną teraz regułę tworzenia SUV-ów w stylu coupé. Wszystko wieńczy dzielący tylną szybę na pół spojler. Wygląda to dobrze, choć w praktyce widoczność do tyłu jest fatalna. Kamera cofania to konieczność.
Fot. naTemat.pl
Eclipse zaskakuje także ilością miejsca w środku. Koniec końców powstał na tej samej płycie podłogowej co znacznie większy Outlander, więc w kabinie jest naprawdę przestronnie. Nawet na kanapie zmieszczą się dwie dorosłe osoby i to pomimo opadającego dachu.

Zalety kończą się za kanapą, bo bagażnik jest raczej rozczarowujący. Eclipse'em Cross wybrałem się na Hel. Jechaliśmy we cztery osoby tylko na weekend i spakowaliśmy się z naprawdę wielkim trudem. 341 litrów przy maksymalnie przesuniętej kanapie do tyłu (bo tak, jest przesuwana) to wynik raczej mizerny w tej klasie.
Fot. naTemat.pl
Nie powala także design deski rozdzielczej, który jest – że tak powiem – typowo japoński. Czyli nie jest to więc dzieło sztuki, ale z drugiej strony: całość jest bardzo ergonomiczna (poza guzikami do obsługi komputera pokładowego schowanymi na desce za kierownicą, kto na to pozwala w 2020 roku), a plastiki sprawiają wrażenie łatwych w utrzymaniu.

Aha – "typowo japoński" jest też system multimedialny. Grafiki są ubogie, całość jest nieciekawa. Ale jest za to obsługa Apple CarPlay i Japończycy wprost przyznają, że to jest rozwiązanie dla tego auta. Zresztą: w Eclipse Cross nie ma nawet nawigacji, bo Google Mapa są lepsze. Szanuję takie szczere podejście do tematu.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto

Wystarczająco sprawny, ale paliwożerny

Pod maską znajdziecie tutaj jeden silnik. Eclipse Cross można kupić z manualem lub z bezstopniową skrzynią, z napędem na obie osie lub jedną, ale zawsze będzie to doładowany silnik 1.5 o mocy 163 KM. Tak, downsizing dopadł też Mitsubishi.

Testowany egzemplarz to bogato wyposażona wersja Intense Plus z napędem 4WD i skrzynią CVT. Jak taki zestaw jeździ? Cóż, żaden to sportowiec, bo Eclipse Cross, żeby przyspieszyć do 100 km/h, potrzebuje około dziesięciu sekund. Przede wszystkim zaskakuje jednak to, czego bałem się najbardziej: hałas, a właściwie jego brak.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Skrzynia CVT nie "wyje" nadmiernie, choć można było się tego spodziewać. Auto jest zresztą nieźle wyciszone i nawet przy prędkości autostradowej w środku jest całkiem przyjemnie.

Jednostka jest też dość elastyczna i wyprzedzanie w trasie nie stanowi mission impossible. 250 niutonometrów momentu obrotowego jest bowiem dostępne w dość szerokim zakresie obrotów – od 1500 do 4500 na minutę. Mówiąc wprost: silnik pracuje dokładnie tak, jak spodziewalibyście się po doładowanej jednostce. Jeśli coś ją "zamula", to właśnie bezstopniowa skrzynia.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Tutaj nie ma oczywiście zdecydowanej redukcji i nagłego przyspieszenia. Prędkość rośnie miarowo, ale widocznie. Nie pomagają też łopatki do obsługi skrzyni biegów. W tym trybie w Eclipse Cross jest osiem "wirtualnych" przełożeń, ale osiągów to nie poprawia.

Co poza tym? Samochód prowadzi się w miarę pewnie. Nadwozie nie ma przesadnych tendencji do wychylania się w zakrętach, a zawieszenie sprawnie wybiera dziury. Układ kierowniczy zadowoli każdego klienta na takie auto.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Przyczepić się natomiast muszę do spalania, które wypada wprost dramatycznie. Już koledzy z branży w swoich testach zwracali uwagę, że zużycie paliwa w wersjach z manualnymi skrzyniami biegów jest ZNACZNIE niższe, ale takich wyników się nie spodziewałem. Na autostradzie i tempomacie ustawionym na 140-150 km/h Eclipse Cross pożera na każde sto kilometrów niemal… czternaście litrów paliwa. Czternaście!

Lepsze wyniki wykręcałem w wielu sportowych autach, które są znacznie, ale to znacznie potężniejsze od Eclipse’a Cross. Zresztą: ostatnio testowałem Mercedesa-AMG A45 S, gdzie pod ręką miałem 421 koni mechanicznych. Na autostradzie spalanie było poniżej dziesięciu litrów… Tak więc jeśli Eclipse Cross, to tylko z manualem.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Pozostaje jeszcze kwestia napędu 4WD. Eclipse Cross to oczywiście żadna terenówka – ale bez problemu dojedziecie nim na działkę czy na ryby. W tej kwestii samochód daje z siebie dokładnie tyle, ile byście mogli od niego oczekiwać.

Dla kogo?

Pozostaje kwestia najważniejsza: do kogo skierowany jest Eclipse Cross. Na pewno nie dla rodzin z małymi dziećmi, ponieważ bagażnik jako taki jest po prostu niewystarczający. Nie jest to także auto dla fanów pierwowzoru, to oczywiste.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Eclipse Cross finalnie sprawia wrażenie samochodu dla rodzin z już "odchowanymi" dziećmi. Takimi, które już nie potrzebują na wyjazd z rodziną wózków i rowerków lub wręcz zdążyły się już wyprowadzić. To dobre auto do codziennej walki z krawężnikami w mieście, na zakupy czy gdzieś na weekend (mimo tego spalania, bierzcie manual).

To auto, do którego wygodnie się wsiada, a fotele zaskakują komfortem. Inaczej mówiąc: Eclipse to teraz auto dla ludzi praktycznych. To też samochód bezpieczny: mamy tu cały szereg systemów czy pięć gwiazdek w testach zderzeniowych. Takie czasy, zniknęły emocje za kółkiem, ale wyszło całkiem okej.
Fot. Tomek Sikora / mashtophoto
Konfigurator Eclipse’a Cross w takiej wersji jak w teście (Intense Plus) zaczyna się od 120 990 zł. Ja osobiście jednak celowałbym w wersje z manualnymi skrzyniami biegów. Niestety napęd 4WD jest dostępny tylko ze skrzynią CVT, ale prawdę mówiąc uważam, że na polne drogi wystarczy i napęd na przód, a całą "robotę" robi prześwit.

I taki najtańszy Eclipse Cross w wersji Invite startuje od 84 990 zł. Bogato wyposażona wersja (ale wciąż z manualem i napędem FWD) Intense m.in. z kamerą cofania, podgrzewanymi fotelami i kierownicą, 18-calowymi kołami czy z całym szeregiem systemów bezpieczeństwa to 99 990 zł. I to chyba najciekawsza wersja Eclipse’a Cross.

Mitsubishi Eclipse Cross 1.5T 4WD CVT na plus i minus:

+ Komfort podróży
+ Przestronne wnętrze
+ Wystarczające osiagi
- Spalanie!
- Mały bagażnik
- Archaiczne multimedia

Fot. Tomek Sikora / mashtophoto