"Wieje wiatr, wirusa nie ma". Założyliśmy maseczki, oto jak na "eksperyment" reagowali na Podhalu
Polacy praktycznie przestali już nosić maseczki, nie ma w tym żadnego odkrycia. W Warszawie, nad morzem, w górach, nie ma znaczenia. Niemal nikt nie zasłania twarzy i nosa a na tych, którzy wciąż to robią patrzy się jak na dziwolągów. Ale żeby zwracać uwagę komuś kto jednak ją zakłada? – Pani zdejmie tę maseczkę i nie straszy ludzi – usłyszałam właśnie na Podhalu. A ciekawych reakcji było jeszcze więcej.
Podobnie jest w kilku innych schroniskach, które odwiedzamy. Na palcach można policzyć tych, którzy stosują się do zaleceń. Większość chyba patrzy na nich jak na wariatów.
– Po co pani maseczka? U nas wieje wiatr, u nas wirusa nie ma – rzucił góral sprzedający oscypki, gdy jedna z osób w naszej grupie założyła maseczkę na twarz. Tak, na powietrzu. Ale w bardzo zatłoczonym miejscu, gdzie o odległości nawet metra od siebie można było tylko marzyć.
"Żadnego koronawirusa nie ma"
W czasie pobytu w górach słyszeliśmy przeróżne reakcje na maseczki. I od. "miejscowych" i od innych turystów. Oczywiście, to samo mogliśmy usłyszeć nad morzem czy ma Mazurach, region raczej nie ma znaczenia. Tam przecież też "wszyscy chodzą bez masek".
– Pan się udusi w tej masce – usłyszał kilka dni temu znajomy pod Warszawą, gdy pojawił się w maseczce na ulicy. Miał w tym swój cel, ale co komu do tego?
Albo przykład z nad morza. – Ludzie noszą maseczki tylko tam, gdzie jest bezwzględnie nakazane. Gdy nie jest, zaraz je zdejmują. Nawet emeryci chodzą na dansingi bez maseczek. Ogólnie słyszymy, że wirus to mistyfikacja – to koleżanka z Pomorza.
– Pani zdejmie tę maseczkę i nie straszy ludzi. Żadnego koronawirusa tu nie ma – próbował pouczać znajomą z naszej grupy jeden góral. Kolejny: – Nie ma co nosić maski, tu jest bezpiecznie.
Czytaj także: 3,5 m w 50 sekund podczas jednego kaszlnięcia. Na taką odległość roznosisz zarazki bez maseczki
W ciągu kilku dni przypadkowe osoby głośno komentowały, czy słusznie ktoś z nas miał maskę na twarzy. Pomijam fakt, czy jej zastosowanie było potrzebne czy nie, to indywidualna sprawa. Ale kogo to w ogóle obchodzi? Szczytem wścibstwa i wciskania swoich trzech groszy był "przemiły" pan, który dosadnie zwrócił uwagę nastolatce w maseczce na ulicy: – Zdejmij to dziecko, bo się udusisz.
Po czym złapał się za głowę.
"Mówią, że wirusa nie ma"
W sklepach, jak wszędzie, niektórzy chodzą "w", ale większość "bez". Bardzo wielu Polaków totalnie już sobie odpuściło. Widać to w ogóle w wielu miejscach publicznych i w komunikacji miejskiej w całym kraju.
W sieci wywołuje to multum komentarzy.
Na Krupówkach tłoczno, gdzieniegdzie ktoś idzie w masce, ale to taka rzadkość, że faktycznie rzuca się w oczy. Człowiek ma wrażenie, że patrzą jak na dziwolągów i tchórzy. Na targowisku pod Gubałówką to samo.
– Nawet nie wie pani, ilu pacjentów mówi, że wirusa nie ma, bo premier tak powiedział. Niektórzy nawet twierdzą, że to wymysł niemieckich mediów i jedno wielkie oszustwo. Podają takie argumenty na to, że koronawirus to ściema, że głowa mała – opowiadał znajomy, który pracuje w przychodni.
Czytaj także: Szumowski ostrzega przed drugą falą COVID-19. Mogą wrócić obowiązkowe maseczki