"Prawdziwy Kebab u Prawdziwego Polaka". Niełatwe związki Polaków z turecką potrawą

Norbert Zawadzki
W Polsce kebab to coś więcej niż potrawa. Pisząc o nim nie sposób uciec od polityki, kwestii społecznych czy kulturowych. Danie kuchni tureckiej budzi szczególnie skrajne emocje w środowisku narodowców – pisze Piotr Bratkowski w najnowszym wydaniu "Newsweeka", po przeczytaniu książki "Kebabistan".
Jerzy Andrzejewski - właściciel sieci barów "Prawdziwy Kebab u Prawdziwego Polaka". Fot. Krzysztof Mazur / Agencja Gazeta
Książka Krystiana Nowaka pt. "Kebabistan" opowiada o niełatwych związkach Polaków z kebabem. A nawet nie tyle samą potrawą, co jej producentami, jak zauważono w artykule. Samo danie budzi ciepłe uczucia, ale twórcy są znacznie mniej lubiani.

Już na początku nakreślone zostaje tło polityczne z nacjonalistycznym posmakiem. Chodzi o sprawę, która przeszła bez większego echa, a jest dość symboliczna dla instytucji kebabu. Mocno związany ze środowiskiem polskich narodowców Marian Kowalski pokłócił się z właścicielem jednej z najbardziej znanych, choć raczej nie z kulinarnych powodów, sieci kebabów w Polsce. Dokładnie chodzi o "Prawdziwy Kebab u Prawdziwego Polaka".


"Otóż Marian Kowalski zerwał współpracę ze wspierającym go dotąd Jerzym Andrzejewskim. Mało tego: zapowiedział, że nie będzie już jadał w należącej do Andrzejewskiego sieci barów" – przeczytamy w poniedziałkowym "Newsweeku". Zdaniem autora, "Kebabistan" dowodzi, że pisząc o krótkich dziejach kebabu w Polsce, nie sposób ominąć polityki, ale też kwestii społecznych i kulturowych.

Korporacje wrogiem kebabu


W książce poruszona jest również kwestia blokująca rozwój tej potrawy w kraju leżącym nad Wisłą. Kebab jest niemile widziany w korporacjach. "Trochę ze względów praktycznych: łatwo się nim poplamić, za to trudno pozbyć się zapachu po jego konsumpcji. Ale swoją rolę odgrywają też względy symboliczne: mimo wysiłków właścicieli kebabowych lokali nadal ciąży nad nim stereotyp dania z brzydkiej, ulicznej budy" – mówią rozmówcy autora książki.

Marsz Niepodległości bardziej pomaga niż szkodzi


Można by pomyśleć, że 11 listopada to niezbyt dobry dzień dla barów serwujących turecką kuchnię. W końcu Marsz Niepodległości to domena polskich narodowców, a ci, jak wiadomo, za obcymi często nie przepadają.

Paradoksalnie, sprawa jednak nie jest tak oczywista, a "Kebabistan" pokazuje, że wizyta osób o prawicowych poglądach może również nieść za sobą wiele korzyści, szczególnie tych finansowych.

"Właściciel lokalu położonego na trasie warszawskiego Marszu Niepodległości opowiada, że wprawdzie atmosfera w restauracji jest tego dnia cokolwiek nerwowa, ale utarg – największy w roku" – czytamy w artykule Piotra Bratkowskiego.

Cały tekst przeczytasz w poniedziałkowym "Newsweeku".

Nowy numer "Newsweeka" już w poniedziałek.Fot. Newsweek
Czytaj także: W Łodzi doszło do pobicia Bengalczyka. "Brudasie, nie chcesz mi kebaba zrobić"


Źródło: "Newsweek"