"Moja córka na ulicy może spotkać oprawcę". Ksiądz pedofil z aresztu wrócił do Ruszowa

Daria Różańska
Piotr M, były proboszcz z Ruszowa, został skazany na pięć lat więzienia za wykorzystywanie seksualne dwóch niepełnosprawnych intelektualnie dziewczynek. Parę miesięcy później sąd zdecydował, że ksiądz-pedofil na apelację zaczeka na wolności. Prosto z aresztu przyjechał do Ruszowa, gdzie nadal mieszkają jego ofiary.
W marcu ksiądz Piotr M., były już proboszcz parafii w Ruszowie, oskarżony o molestowanie niepełnosprawnych intelektualnie dziewczynek, został skazany na pięć lat więzienia i dożywotni zakaz pracy z dziećmi. Wyrok nie był prawomocny. W sierpniu duchowny op Fot. Mateusz Trusewicz / naTemat

80 tys. zł za wolność


W marcu matki dziewczynek molestowanych przez księdza Piotra M. odetchnęły z ulgą. Ich batalia o sprawiedliwość się zakończyła.
A głos ich niepełnosprawnych intelektualnie dzieci został usłyszany. Marysia i Danusia (imiona zmienione – red.) zeznały przed biegłą psycholog, że kiedy proboszcz je "dotykał, to nie były w ubraniu".

"Siedziałam przodem na kolanach kolanach księdza. (…) Dotykanie to było pukanie: w nos, brzuch, kolana, tak paluszkiem. To było dotykanie, ale bolało. (…) Bałam się" – zeznała w prokuraturze Marysia. Jej koleżanka ze szkoły – Danusia – mówiła biegłej psycholog, że ksiądz chwytał ją za ramiona, nogi, twarz, wkładał jej ręce pod koszulkę.


Sąd Rejonowy w Zgorzelcu ostatecznie skazał byłego już proboszcza parafii w Ruszowie na pięć lat więzienia i zakazał mu pracy z dziećmi. Wyrok nie był prawomocny i od razu spodziewano się apelacji.

Ale nikt w najgorszych koszmarach nie śnił, że pedofil na apelację będzie czekał na wolności. A tak zdecydował Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze.

– Sąd uzasadnił to tym, że materiał dowodowy został przeciw księdzu zebrany w całości. I uznał, że wystarczające jest zachowanie wobec niego wolnościowych środków zapobiegawczych – tłumaczy nam Tomasz Skowron, rzecznik Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze.

Kapłan skazany za pedofilię ma dozór policji i musi zgłaszać się raz w tygodniu na komisariat w Pieńsku. Nie może też opuścić Polski i kontaktować się z pokrzywdzonymi.

Kolejny warunek sądu: to wpłata 80 tys zł. poręczenia. Oficjalnie pieniądze przekazała rodzina, nieoficjalnie mówi się, że dorzucili się też wierni.
Fot. Mateusz Trusewicz / naTemat
Na razie nie wyznaczono terminu rozprawy apelacyjnej. Rzecznik Sądu Okręgowego odpowiada, że odbędzie się ona na przełomie października i listopada. Do tego czasu więc ksiądz pozostaje na wolności i nie ma sądowego zakazu przyjazdu do Ruszowa.

– Nasz spokój jest zaburzony, znów jest niepokój o to, co nas czeka – rozkłada ręce jedna z matek pokrzywdzonych dziewczynek.

Śledztwo prokuratury ws. księdza Piotra M. rozpoczęło się w maju 2019 roku, proces przed Sądem Rejonowym w Zgorzelcu ruszył w październiku. W sprawe Trzy dni po komunii Marysia zaczęła płakać, jak miała iść do kościoła. Ela, jej matka, już wcześniej zauważyła, że coś jest nie tak. – Jak się bawiłyśmy i przebierałyśmy lalki, to one nawet przez moment nie mogły być rozebrane. Marysia płakała, że muszą być w ubraniach. Tak samo było podczas bilansu. Nie pozwoliła się rozebrać, nie dała sobie zrobić badania, ściągnąć koszulki – opowiadała nam Ela (imię zmienione – red.).


Z aresztu do Ruszowa


W czwartek – mimo zakazu biskupa – ksiądz Piotr M. prosto z aresztu przyjechał do Ruszowa, gdzie wciąż mieszkają skrzywdzone przez niego dziesięciolatki. – Wszyscy wiedzą, u kogo się zatrzymał. To pani R., jedna z jego obrończyń – słyszę.

Matka ofiary księdza-pedofila dodaje: – On jeździł busem i machał do ludzi.

Fragment oświadczenia diecezji legnickiej

(…) Ponadto informujemy, że niezwłocznie po zatrzymaniu został wydany dekret biskupa, na mocy którego ks. Piotr M. nie może przebywać w parafii w Ruszowie, nie może pełnić publicznych funkcji duszpasterskich i liturgicznych oraz ma zakaz kontaktów z dziećmi i młodzieżą.

Mecenas Artur Nowak, który reprezentuje poszkodowane: – Ksiądz Piotr M. złamał dekret biskupa, który zakazał mu przyjazdu do tej miejscowości. Został tam dobrze przyjęty.

– Kłamstwem jest, że była jakaś feta na cześć księdza Piotra M. w Ruszowie – utrzymuje ksiądz Waldemar Wesołowski, rzecznik prasowy Legnickiej Kurii Biskupiej.

Osoba od początku zaangażowana w sprawę z oburzeniem mówi: – Mało tego, ksiądz Piotr M. uczestniczył we mszy świętej.

Czytaj także: "Diabeł te dzieci opętał". Lincz na rodzinach dzieci, które miał molestować ksiądz z Ruszowa


Kapłan z kościoła Zmartwychwstania Pańskiego w Ruszowie nie chce odpowiedzieć na pytanie, czy ksiądz Piotr M. po wyjściu w aresztu zjawił się w kościele. Odsyła do rzecznika archidiecezji.

– To kłamstwo. Rozmawiałem z administratorem parafii, który jednoznacznie powiedział, że nie widział księdza Piotra – odpowiada ksiądz Waldemar Wesołowski.

Dodaje, że miał otrzymać zdjęcia, na których uwieczniono księdza Piotra M. w ruszowskim kościele. – Ale okazało się, że takich fotografii nie ma – zastrzega ksiądz Wesołowski.

– Prawdą jest – dodaje rzecznik archidiecezji legnickiej – że ksiądz Piotr pojawił się w Ruszowie. Z tego, co mi wiadomo, chciał zabrać swoje rzeczy z plebanii. Ale tego nie zrobił, ponieważ plebania była zamknięta, a administrator parafii odprawiał mszę. I oni się nawet nie widzieli – zapewnia duchowny.

Będzie przyjeżdżał


Matki krzywdzonych dziewczynek są przerażone, że pedofil wyszedł z aresztu. Ale mają związane ręce. – Nic właściwie nie możemy zrobić. Nie wyobrażam sobie, że po tym, co przeszła moja córka, teraz gdzieś na ulicy spotka oprawcę – mówi jedna z nich.

Jest pewna, że ksiądz Piotr M. – mimo zakazu – będzie przyjeżdżał do Ruszowa i zatrzymywał się u jednej ze swoich obrończyń. Kilka kobiet ściągało na każdą rozprawę w sprawie Piotra M. do sądu w Zgorzelcu. "Przepuśćcie świętego" – krzyczały, a dzieci nazywały "małymi prostytutkami", o czym informowały lokalne media.

– Po wyroku sądu ludzie w Ruszowie poszli po rozum do głowy – słyszę. Wcześniej nie wierzyli w winę księdza, powtarzali, że "diabeł dzieci opętał", a ich matki "smażyć się będą w piekle", bo wszystko uknuły, żeby dostać odszkodowanie. A przy okazji zniszczyły dobre imię nie tylko proboszcza, ale i całego Ruszowa.
Kościół w Ruszowie.Fot. Mateusz Trusewicz / naTemat
– Ludzie są raczej zbulwersowani. Odmieniło się po wyroku. Nie wiem, jak teraz będzie to wyglądało, bo przecież ksiądz wyszedł z więzienia, a ludzie mają różną świadomość. Niektórzy mogą uznać, że skoro opuścił areszt, to jest niewinny – uważa Ela, matka jednej z ofiar księdza.

Matki boją się, bo już raz zostały same. Nikt ze strony Kościoła nie wyciągnął do nich ręki. – Nikt się z tymi pokrzywdzonymi nie kontaktował. Biskupi muszą się przyzwyczaić, że do ludzi trzeba jeździć nie tylko na odpusty, ale i w tak trudnych sytuacjach. To moment, kiedy biskup Zbigniew Kiernikowski mógłby się po prostu sprawdzić. Ale w tej sprawie się nie pofatygował – dodaje mecenas Artur Nowak.

Pomocną dłoń do ofiar i ich matek wyciągnęli tylko aktywiści z "Ogólnopolskiego Strajku Kobiet" i "Opowiemy wszystkim". I Stanisława Kuzio-Podrucka z "Ogólnopolskiego Strajku Kobiet" wkrótce planuje wrócić do Ruszowa. – Żeby ludzie wiedzieli, że matki nie są same. A ja jestem z nimi solidarna – mówi.