Kaczyński nie mógł sobie wymarzyć lepszej opozycji. To, co robi, jest w interesie PiS

Eliza Michalik
publicystka
Rzeczywistość powyborcza nie zaskoczyła: to nie PiS, lecz opozycja jest dziś sama dla siebie największym wrogiem. Powód? To proste. Pozorowana walka ze sobą nawzajem o kolejne pietruszki jest łatwiejsza niż prawdziwa walka z PiS i w przeciwieństwie do tej drugiej, niczym strasznym nie grozi.
Eliza Michalik o polskiej opozycji Fot. Dawid Żuchowicz / AG
I w tym autosabotażu leży odpowiedź na dwa nurtujące wielu pytania: Dlaczego opozycja nie ma 30 – 40 procent poparcia, choć w biednym kraju wyzyskiwanych pracowników, łamanych praw obywatelskich i niemal codziennych afer z udziałem polityków PiS powinna? Oraz: Dlaczego opozycji nie udaje się pokonać PiS, choć ma po swojej stronie prawo, rację, argumenty, poparcie Unii Europejskiej i kilka razy była już o krok od zwycięstwa?

Wyjaśnieniem jest wielkie, przerośnięte ego (choć właściwie należałoby użyć liczby mnogiej: ega) – części jej liderów i ich kompletna niezdolność do myślenia w kategoriach dobra państwa i obywateli. W zamian za to, w dobie oczywistej transformacji Polski z demokracji w dyktaturę dostajemy od nich niemądre pyskówki, krótkowzroczną i niemądrze pojmowaną troskę o partyjne interesy i wywoływanie pseudoafer o nic – dokładnie tak, jak robi to PiS. Zresztą, w ogóle to, co od jakiegoś czasu to, co robi część opozycji, jest bardzo w interesie PiS i szczerze mówiąc, nawet gdyby Jarosław Kaczyński zamówił sobie opozycję w sklepie z idealną dla dyktatorów opozycją, nie dostałby nic lepszego niż ta prawdziwa, dzisiejsza, sejmowa.

Czytaj także: Czego opozycja może się nauczyć od PiS. Jest kilka ważnych zasad



Krótko mówiąc: opozycja bardzo, ale to bardzo potrzebuje dziś spokojnej, mądrej refleksji nad państwem, prawem i swoim długofalowym kierunkiem politycznym, inaczej pogrąży nie tylko siebie, ale państwo i obywateli, którzy jak nigdy potrzebują teraz mądrych, walczących o ich prawa, odważnych liderów z wizją.

Dlaczego więc opozycja tak postępuje?

Po pierwsze, bo dużo łatwiej jest walczyć z udawanym wrogiem niż z kimś prawdziwie niebezpiecznym. Można wtedy zaledwie pozorować walkę, manifestując swoją rzekomą odwagę i wojowniczość głównie z słowach, nie narażając się nawet przez chwilę na prawdziwe niebezpieczeństwo.

Ostatnio Rafał Trzaskowski jest takim właśnie „małym”, pozorowanym wrogiem. Idealnym, żeby bijąc w niego poudawać, że o coś nam chodzi, nie ponosząc żadnych strat i nie musząc niczego robić.

Pokrzyczenie, że niepotrzebnie pojechał na urlop po długiej i męczącej kampanii i nie brał udziału w manifestacji w obronie osób LGBT, o której nie miał szans wcześniej się dowiedzieć, nie kosztuje nic. Jest efektowne i zapewnia pięć minut w mediach, umożliwiając prężenie muskułów bez konieczności realnej pracy na rzecz gejów, lesbijek i osób transpłciowych. Czyli, z punktu widzenia każdego leniwego polityka, układ idealny.

Gdyby natomiast przyszło naprawdę zakasać rękawy i ciężko popracować nad zmianą nastawienia Polaków do społeczności LGBT – o, to byłaby trudna i czasochłonna harówka! Bez natychmiastowych gratyfikacji w postaci uwagi opinii publicznej i możliwości biegania po mediach. Efekty byłyby oczywiście fantastyczne i trwałe, a cała rzecz – edukacja, praca u podstaw w małych miejscowościach, spokojne akcje społeczne, przemyślane i prowadzone systematycznie i według planu – niezwykle pożyteczna, ale komu się chce pracować, skoro wystarczy sobie ponarzekać?

Czytaj także: "Pisowski reżim" lepszy niż Putina. Kuriozalny komentarz Brudzińskiego ws. LGBT

W dodatku wtedy i to byłby dla opozycji prawdziwy dramat, trzeba byłoby naprawdę powalczyć z PiS. Bo to PiS, zupełnie serio, w nieprawdopodobnie groźny i ponury sposób łamie prawa obywatelskie wielu Polaków o innej niż heteroseksualna orientacji. Poniża i prześladuje ludzi, dehumanizuje ich, osacza, powodując ich ucieczkę z kraju. To on jest prawdziwym wrogiem wszystkich obrońców demokracji i wszystkich Polaków, nawet tych, którzy w dobrej wierze nań głosowali.

Problem opozycji polega jednak na tym, że PiS, w przeciwieństwie do Trzaskowskiego i innych peudowrogów, jest naprawdę groźny. Pozbawiony skrupułów, zdeterminowany i brutalny, nie waha się prześladować przeciwników, dysponuje mocą i autorytetem państwa i jego instytucji, w tym resortów siłowych. Narazić się PiS-owi oznacza narazić się na prawdziwe niebezpieczeństwo i podjąć prawdziwą walkę. A to się opozycji nawet nie śni.