Jego thriller otwiera oczy na cierpienie młodych ludzi. Sam wyjawia nam, jakie piekło miał w domu

Adam Nowiński
"Nie wiesz wszystkiego", bo taki tytuł nosi najnowsza książka Marcela Mossa, otwiera oczy na problemy współczesnej młodzieży. Pokazuje ich dramaty rodzinne, zmagania ze swoimi słabościami i z nienawiścią rówieśników. Dodatkowo jest to bardzo dobrze napisany thriller, jeden z lepszych, które ostatnio trafiły na rynek. A nam udało się porozmawiać z jego autorem. Wyjawił nam, jakie piekło miał w domu i co robili jego rówieśnicy w szkole.
Marcel Moss pokazuje w swojej książce brutalną codzienność współczesnej młodzieży. Niektórych wiedzie ona do samobójstwa. Fot. Pixabay.com
Marcel Moss, autor takich bestsellerów jak "Nie odpisuj" i "Pokaż mi" powraca z nową książką. Jest to thriller "Nie wiesz wszystkiego". Już sam jego tytuł jest intrygujący, a co dopiero reszta książki. Powiem szczerze, że dawno nie czytałem tak dobrego i wciągającego thrillera. Jego akcja rozgrywa się w Warszawie i ukazuje naprawdę brutalną codzienność współczesnych młodch ludzi.

Na pewno byliście kiedyś świadkami, jak ktoś w waszej szkole znęcał się nad kimś. Na pewno była w waszej klasie osoba, taki odrzutek, który odstawał od grupy wyglądem, ubiorem, sposobem bycia lub zachowaniem. O takich osobach – gnębionych, wyśmiewanych, odtrącanych i niezrozumianych opowiada Moss.

I robi to bez zbędnych ceregieli. Od razu pokazuje nam, co najgorszego może stać się ludziom, których życie stanie się tak nie do zniesienia, że postanawiają je zakończyć. Już na samym początku w bardzo przejmującej scenie odbiera sobie życie jedna z głównych bohaterek – Otylia, klasyczny przykład outsiderki. Wraz z nią samobójstwo popełnia Alan, najpopularniejszy chłopak w szkole.

Czytaj także: Jego książka jest przerażającym odbiciem współczesnych Polaków. Rozmawiamy z autorem "Nie odpisuj"

Oczywiście społeczność szkolna, czyli prokurator, sędzia i kat w jednym zbiorowym ciele, jednomyślnie orzeka, że winę za śmierć Alana ponosi Otylia. Przecież on był taki popularny, idealny, wysportowany, dlaczego miałby się zabić? Jedynie przyjaciółka Otylii, Marta jest innego zdania. Ona najlepiej znała Otylię. To wydarzenie otwiera fabułę.

Każdy bowiem kolejny rozdział książki odkrywa wydarzenia z życia poszczególnych bohaterów. Buduje napięcie i przybliża nas do odpowiedzi na pytanie: dlaczego tak się stało? My też postanowiliśmy poznać odpowiedź na to pytanie i kilka innych frapujących kwestii, więc zwróciliśmy się do autora "Nie wiesz wszystkiego" Marcela Mossa.

***

Zacznijmy może od tego, że główni bohaterowie są traktowani przez różnych twórców w inny sposób. Ale dlaczego już na początku tej książki pan ich uśmierca?

Marcel Moss: Chciałem, by czytelnik w trakcie lektury nie zaprzątał sobie głowy tym, że Alana i Otylię może spotkać coś złego, tylko by zadawał sobie ciągle pytania: dlaczego musieli umrzeć i co można było zrobi, by temu zapobiec? Dlaczego najpopularniejszy uczeń w szkole, dusza towarzystwa i znakomity sportowiec, spotkał się tamtej nocy z poturbowaną przez życie, zbuntowaną i nielubianą dziewczyną, a potem oboje skoczyli z dachu opuszczonej hali?

Zależało mi na tym, by książka oprócz posiadania zawiłej intrygi, stanowiła złożone studium psychologiczne współczesnych nastolatków. Czytelnik, poznając ich trudne losy i przemyślenia, dostrzega w nich siebie. Nagle okazuje się, że wszyscy mieliśmy lub mamy podobne zmartwienia. Tak naprawdę każdy z nas mógłby się znaleźć na miejscu Alana i Otylii. Polska znajduje się na drugim miejscu w Europie pod względem samobójstw wśród nastolatków. Problem istnieje i nie można go dłużej zamiatać pod dywan.

W "Nie wiesz wszystkiego" po raz kolejny dotyka pan bardzo istotnych kwestii w życiu młodych ludzi. Wiem, że do wcześniejszych książek zbierał pan materiały z opowieści osób, które zwierzały się panu na fanpage'u na Facebooku. Skąd teraz brał pan inspiracje i skąd ten pomysł, żeby uwypuklić akurat te problemy?

Wszystkie moje książki są bardzo osobiste. Wplatam w nie własne przemyślenia na temat współczesnego świata i problemów, które często są ignorowane, bo tak jest wygodniej. Thrillery "Nie odpisuj" i "Nie patrz" miały w zamyśle odzwierciedlać język internetowych hejterów. Każda strona aż kipi agresją, furią i nienawiścią - zupełnie jak w sieci.

Niektórym czytelnikom się to nie podobało. Liczyli, że dostaną miłą, przyjemną historię. Ja też, przeglądając internet, chciałbym nie widzieć wszędzie hejterskich wypowiedzi i kłótni między internautami. Niestety w wirtualnym świecie panuje na to przyzwolenie, co bardzo mi się nie podoba.

Mój trzeci thriller, "Pokaż mi", porusza problem bezpieczeństwa danych w sieci i bezmyślności w akceptowaniu wszelakich regulaminów aplikacji, które odzierają nas z prywatności. W końcu nadszedł czas na problemy współczesnych nastolatków. Ta książka chodziła mi po głowie od dawna. Chciałem ją napisać nie tylko dla siebie, ale i dla wszystkich młodych osób, które czują się nierozumiane i lekceważone. Wiem, że jest ich wiele, bo codziennie dostaję od nich wiadomości na profilu Zwierzenie. Rozumiem, co czują, bo sam przez to przechodziłem.

Może któryś z tych problemów, z którymi spotkali się bohaterowie pana książki, wywarł wpływ na pana lub kogoś z pana otoczenia?

"Nie wiesz wszystkiego" to moja najbardziej osobista książka, ponieważ niektóre z opisanych w niej scen przydarzyły mi się naprawdę. Chodzi konkretnie o sceny znęcania się nad główną bohaterką, Martą.

Mi też rzucano w twarz plecakiem wypełnionym książkami, wyśmiewano na każdym kroku, wykluczano z grupy i sprawiano, że gimnazjum kończyłem jako osoba przekonana o swojej beznadziejności. Rówieśnicy zgotowali mi piekło na ziemi, jednak najgorsze było towarzyszące mi poczucie osamotnienia. Nie miałem w nikim wsparcia. Tłumiłem w sobie wszystkie negatywne emocje, bo wstydziłem się komukolwiek przyznać do słabości.
Fot. Maciej Stanik / naTemat.pl

Czyli nie był pan popularny w szkole?

Byłem skromnym, wrażliwym i wstydliwym chłopakiem z małej miejscowości, który bardzo dobrze się uczył. Nie robiłem nikomu problemów i pragnąłem jedynie świętego spokoju. Szkoła miała stanowić dla mnie odskocznię od trudnej sytuacji w domu.

To znaczy?

Ojciec-psychopata regularnie znęcał się psychicznie nad naszą rodziną. To był koszmar. Na zewnątrz przykładny katolik, żartowniś i przyjaciel, który zawsze pamięta, by zadzwonić i złożyć życzenia urodzinowe, po zamknięciu drzwi stawał się wcielonym diabłem, który wyładowywał na najbliższych swoje kompleksy. Przez niego pobyt w domu wiązał się dla mnie z nieustannym stresem i oczekiwaniem na atak. Liczyłem, że w szkole będzie inaczej. Niestety rówieśnicy szybko obrali mnie sobie za cel, a ja nie umiałem się im sprzeciwić.

Nienawiść w szkole w połączeniu z nienawiścią w domu sprawiła, że wpadłem w głęboką depresję i zamknąłem się na cały świat. Zajadałem stres, przybierając na wadze i wpędzając się w jeszcze większe kompleksy. W szkole stworzyłem sobie schemat działania, by ograniczyć nienawistne ataki.

Na czym on polegał?

Zawsze wchodziłem do sal ostatni, kilka minut po dzwonku. Wcześniej czekałem przy głównym wejściu, aż moi oprawcy rozejdą się do sal, po czym biegłem do szatni. Podczas przerw chowałem się za wysokimi ławkami, na których zwykle siedzieli uczniowie, dzięki czemu nikt mnie nie widział.

Czasem uciekałem też do sąsiedniego budynku i odliczałem czas do końca przerwy. Po lekcjach zamykałem się w toalecie i czekałem kwadrans, aż wszyscy zabiorą z szatni swoje rzeczy. Następnie wracałem do domu rozległymi polami. Unikałem chodników, by przypadkiem nikogo nie spotkać.

To był okres życia w poczuciu ciągłego zagrożenia. Wkrótce zacząłem cierpieć z powodu nerwicy lękowej. Dopadały mnie przerażające epizody odrealnienia. Potrafiłem w jednej chwili tracić świadomość, nie wiedzieć, kim jestem i gdzie się znajduję. Z czasem zacząłem mieć myśli samobójcze.

Jak udało się panu to przetrwać?

Przetrwałem tylko dzięki swojej wewnętrznej sile. Modliłem się, by dorosnąć i uwolnić się od tych potworów. Dziś wiem, że tak naprawdę nie da się całkowicie uciec od przeszłości. Pewne czyny i wypowiedziane słowa pozostaną w nas na zawsze. Od wielu lat obgryzam paznokcie u dłoni, a w nocy muszę spać ze specjalną szyną na zęby, by ich sobie nie uszkodzić. Wciąż też zdarza mi się odpłynąć i stracić poczucie rzeczywistości, jednak już wiem, jak sobie z tym radzić.

Zawsze myślałem, że kiedyś było prościej poradzić sobie z trudnymi sprawami i zatargami z rówieśnikami, życie było wolniejsze, a problemy mniej zawiłe... Z pana relacji wynika, że bardzo się myliłem…

Wielu rodziców uważa, że było wręcz przeciwnie. Wymagają od swoich dzieci nie wiadomo czego, bo według nich dziś żyje się o wiele łatwiej. Nastolatkowie mają do dyspozycji internet, więc nauka nie powinna być dla nich żadnym problemem.

Ewentualne spory z rówieśnikami to też nic poważnego. Kiedyś przecież bili nawet nauczyciele! Do dziś pamiętam opowieści rodziców i dziadków o tym, jak nauczyciele uderzali ich po dłoniach linijką za złe rozwiązanie równania przy tablicy. W ten sposób dochodzi do międzypokoleniowej licytacji - kto miał gorzej, rodzice czy dzieci?

"Nie wiesz wszystkiego" ma otwierać ludziom oczy na to, że problemy dzisiejszych nastolatków są tak samo poważne jak problemy ich rodziców. Nie ma dobrej odpowiedzi na pytanie, komu żyło się trudniej. Mają swój świat i nie znają innego. Zmagają się ze współczesnymi problemami i nie muszą znać innych. Z tego konfliktu nikt nie wyjdzie zwycięsko.
Zdjęcie ilustracyjne. Fot. Pixabay

Obecnie chyba największym problemem nie tylko ludzi młodych jest wszechogarniający i otaczający nas codziennie hejt. Czy myśli pan, że ta książka może być dla kogoś pewnego rodzaju "gamechangerem"? Otworzy komuś oczy na jego zachowanie lub na cierpienie innej osoby?

Gdy pisałem tę książkę, pomyślałem sobie, że będę szczęśliwy, jeśli choć jeden szkolny prześladowca po jej lekturze zmieni swoje zachowanie. Liczyłem też na to, że otworzy ona rodzicom oczy na problemy ich dzieci. Dorośli grubo się mylą, jeśli wydaje im się, że mieszkanie pod jednym dachem z nastoletnim dzieckiem wystarczy do tego, by móc sądzić, że dobrze się je zna.

Jedynie szczera rozmowa, spokojne wysłuchanie i próba zrozumienia swojego dziecka mogą sprawić, że zaufa nam ono i zechce się przed nami otworzyć.

No i pozostaje nam kwestia samego samobójstwa, które tak naprawdę w książce staje się punktem wyjścia do opowiedzenia naprawdę intrygującej historii…

Wiele razy zastanawiałem się, jak bardzo trzeba się czuć nierozumianym i opuszczonym, by odebrać sobie życie. Nawet ja nie odważyłem się tego zrobić, choć miałem wrażenie, że cały świat zmówił się przeciwko mnie. Nie mogłem liczyć na wsparcie najbliższych, a moje problemy były bagatelizowane. Rodzina lekceważyła mnie, wręcz wyśmiewała.

Uchodziłem za odludka, dziwaka. Krewni od strony ojca nazywali mnie kosmitą, który boi się ludzi. Nikt nie rozumiał, dlaczego nie wychodziłem z domu. Miewałem wiele kryzysowych momentów, ale zagryzałem zęby, zaciskałem pięści i tłumaczyłem sobie, że muszę to przetrwać.

Dziś nie utrzymuję kontaktu z ojcem i jego rodziną. Odwrócili się ode mnie w najtrudniejszym momencie. Niechętnie odwiedzam też rodzinne strony, co jest mi często wypominane. Przetrwałem, choć wiem, że wielu nastolatków nie poradziło sobie z wszechobecną agresją.
Zdjęcie poglądowe Fot. Pixabay

Samobójstwa są nadal w naszej kulturze tematem tabu. O nich się nie mówi, chyba że tylko wtedy, kiedy podliczana jest statystyka zgonów. A przecież za każdym z nich stoi przerażająco smutna historia, niekiedy nawet nieoczywista, bo osoba, która chce odebrać sobie życie, nie musi mieć przecież widocznej depresji. Samobójstwo może popełnić także najpopularniejsza osoba w szkole…

Sam znałem chłopaka, który na pierwszy rzut oka zdawał się nie mieć żadnych problemów. Miał normalną rodzinę, wielu znajomych i dobre oceny w szkole. Nikt w najśmielszych snach nie przypuszczałby, że właśnie on zmagał się z ciężką depresją. Pewnego dnia wspiął się na szczyt wieżowca i wyskoczył z okna.

Trzeba jednak pamiętać, że depresja może dopaść każdego. Swego czasu poruszyła mnie też historia niemieckiego bramkarza Roberta Enke, który rzucił się pod rozpędzony pociąg. Nikt nie rozumiał, dlaczego to zrobił. Wydawać by się mogło, że wygrał los na loterii. Miał pieniądze, popularność i udany związek. To jednak nie wystarczyło.

Depresja to straszna choroba, która zabija po cichu. Dlatego tak ważne jest bycie wyczulonym na problemy bliskich osób. Rozmawiajmy z nimi i co najważniejsze - słuchajmy, bo nikt tak naprawdę nie wie wszystkiego o swoim dziecku, partnerze czy przyjacielu.
Fot. Materiały prasowe