Tu zmarł Dariusz Gnatowski. Lekarz opowiada, jak jest w szpitalu: "Łóżek brakuje wszędzie"
– Mamy 85 pacjentów zakażonych na formalnie 30 łóżek – mówi nam wicedyrektor szpitala w Krakowie. Dla innych pacjentów na OIOM-ie jest tylko jedno wolne łóżko. Brakuje pielęgniarek. Chorych kładziono już w salach konferencyjnych. Oto polska rzeczywistość w pigułce. Tak wygląda sytuacja tylko w jednym szpitalu.
Czytaj także: Po śmierci przyszły wyniki testu. Dariusz Gnatowski był zakażony koronawirusem
– Ciężki stan, reanimacja i niestety śmierć. Jak każda boli, ale ta szczególnie. Bardzo dobry człowiek, świetny aktor, zaangażowany w sprawy promocji zdrowia. Świetny spektakl "Słodki drań" dla pacjentów [o o problematyce życia z cukrzycą – przyp.red]. Współpracujący z pacjentami, edukujący pacjentów – mówi naTemat dr Marcin Mikos.
Znał Dariusza Gnatowskiego, współpracowali ze sobą. Nie w szpitalu, ale na spotkaniach z wolontariatem szpitalnym. – To bardzo ciężkie przeżycie – mówi wicedyrektor krakowskiego szpitala.
Wcześniej w tym samym szpitalu zmarła 42-letnia Agnieszka K., nauczycielka języka angielskiego w szkole podstawowej w Krakowie. Jej przypadek również był szeroko opisywany przez media.
Jak jest w szpitalu im. Dietla w Krakowie
Szpital Specjalistyczny im. J. Dietla w Krakowie, jak wiele takich placówek w kraju, jest dziś w niezwykle trudnej sytuacji. Lokalne media już kilka dni temu grzmiały: "Brakuje miejsc dla pacjentów "niecovidowych".
Jak jest dziś? Jak wygląda sytuacja? Oto ona. W przerażający sposób pokazuje, jak może być w niejednym szpitalu w Polsce, który zajmuje się i pacjentami zakażonymi koronawirusem, i wszystkimi innymi.
Ma tylko kilka minut na rozmowę. Nie wie, w co włożyć ręce. Gdy pytam potem, jak odbiera słowa rządu o przygotowaniach na drugą falę pandemii, odpowiada: – Nie mam nawet czasu śledzić tego, co mówią rządzący.
Krakowski szpital dysponuje ponad 400 łóżkami. Około jedna czwarta jest zajęta przez pacjentów zakażonych koronawirusem.
– Mamy 79 pacjentów zakażonych na formalnie 30 łóżek. 30 pacjentów jest na oddziale covidowym, pozostali albo na oddziale intensywnej opieki kardiologicznej, pod respiratorem albo w izolatkach, które tworzymy na oddziałach kardiologii, chorób wewnętrznych i oddziale neurologii – mówił nam w czwartek Mikos. W piątek tych pacjentów było już 85.
Problem z łóżkami w szpitalu
Tu, 12 października, jako pierwsza na oddziały covidowe została przemianowana reumatologia. W tej chwili przekształcany jest oddział rehabilitacji, który może zapewnić 20 dodatkowych łóżek.
A gdyby i to łóżko było zajęte? Co wtedy?
Marcin Mikos: – Staramy się przenosić pacjentów do oddziałów, które mają kontrakt z NFZ i teraz realizują świadczenia OIOM-owe dla pacjentów covidowych czy niecovidowych. Ale jest to graniczące z cudem, bo tych łóżek po prostu brakuje wszędzie.
Problem z łóżkami w ogóle jest ogromny. I można sobie tylko wyobrazić, że cały czas trwa tu dramatyczna walka, jak rozdzielić wszystkich pacjentów. Wciąż przecież trafiają chorzy z innymi problemami.
Wczoraj nie było wolnych miejsc. Jak opowiada wicedyrektor, placówka była zapełniona w 110 proc. Pacjentów bez zakażenia kładziono w salach konferencyjnych.
– Używamy ich. Cały czas trzeba rozdzielać osoby zakażone od podejrzanych o zakażenie, po osoby z potwierdzonym, dodatnim wynikiem. Jeśli nie ma możliwości izolowania chorych na salach, to pacjentów internistycznych, którzy są bez zakażenia, kładziemy w salach konferencyjnych. To się działo wczoraj, gdy fizycznie nie było już łóżek – słyszę.
Jak jest dziś? – Jest kilka pojedynczych łóżek. Staramy się też wypisać pacjentów – albo do izolacji domowej, albo do izolatoriów. Ale to są tylko okruszki – odpowiada Mikos.
W szpitalu brakuje pielęgniarek
Największym problemem, jak słyszę, jest jednak deficyt kadry. W krakowskim szpitalu dramatycznie brakuje pielęgniarek. – Przygotowujemy się do kolejnych łóżek na oddziale covidowym, ale mamy deficyty personelu, zwłaszcza pielęgniarskiego. Tak naprawdę brakuje 30-40 osób. To bardzo dużo. Pielęgniarki są na zwolnieniach, na kwarantannie czy opiece nad dziećmi – mówi wicedyrektor.
Pielęgniarki pracują, zgodnie z grafikiem, po 12 godzin. Ale są proszone o zostanie w pracy dłużej, gdy okazuje się, że ktoś nagle wypada z grafiku, bo jest zakażony bądź jest skierowany na kwarantannę.
– Wszyscy pracujemy na granicy wydolności. Największym problemem jest deficyt kadry i absencje wynikające z zakażeń czy innych chorób. I to nie jest żadna zła wola personelu. Po prostu albo ktoś jest zakażony albo jest na opiece nad dziećmi – podkreśla Marcin Mikos.
A co z respiratorami? Tu jest ich 12. Szpital zwrócił się właśnie do agencji rezerw o 5 respiratorów i czeka na decyzję
– Siedem jest na oddziale kardiologii. Tam praktycznie cały czas jest 100-procentowe obsadzenie respiratorów przez pacjentów zakażonych. Pozostałe są na innych oddziałach, np. na oddziale neurologii, czy oddziale udarowym, gdzie również mamy pacjentów i dodatnich, i ujemnych. Opiekę medyczną cały czas sprawujemy nad wszystkimi pacjentami.
Jak sytuacja na Izbie Przyjęć
Pytam o sytuację na Izbie Przyjęć. O tym, jak pacjenci muszą czekać w kolejkach, a karetki stoją przed szpitalami, bo na SOR nie ma miejsc, słyszymy z różnych miejsc Polski. Wicedyrektor przyznaje, że zdarza się, że karetki zablokują ulice prowadzące do szpitala.
– Nie są to na szczęście sytuacje częste, ale zdarzają się. Robimy co w naszej mocy, żeby sprawnie organizować pracę Izby Przyjęć. Ale praca w kombinezonach, w utrudnionych warunkach epidemiologicznych wydłuża wszystkie procedury. Codziennie jest też kilkadziesiąt osób, które we własnym zakresie przychodzą po pomoc. Albo nie otrzymały jej w podstawowej opiece zdrowotnej, albo zostały odwołane ich zabiegi planowe i ich sytuacja się pogorszyła. Współczujemy, staramy się, ale ten czas na pewno jest teraz dolegliwy dla pacjentów – tłumaczy wicedyrektor.
Ale np. w środę na Izbie Przyjęć był trochę przestój. Raz, że w szpitalu nie było łóżek. A drugi powód był taki, że na izbę trafiło kilku pacjentów zakażonych w ciężkim stanie i trzeba było przeprowadzić procedurę dekontaminacji wszystkich pomieszczeń.
Wicedyrektor krakowskiego szpitala z ogromnym uznaniem wypowiada się o personelu całego szpitala.
– Jestem zbudowany postawą personalu. Wszyscy, i lekarze, i pielęgniarki, i cały personel administracyjno-techniczny, przechodzą tę próbę czasu. Jestem pełen uznania dla tych ludzi, że pracują na najwyższych obrotach i z pełnym zaangażowaniem niosą ludziom pomoc – podkreśla.
Sytuację w szpitalu podsumowałby krótko: – Nadludzki wysiłek wszystkich pracowników. Nie tylko medycznych, ale i niemedycznych – i działu technicznego, i działu zaopatrzenia, kuchni, dietetyczek, pań sprzątających. To jest nadludzki wysiłek, żeby w tej trudnej sytuacji zapewnić opiekę i pomoc wszystkim potrzebującym. Zakażonym i niezakażonym. Cały czas toczy się równoległe życie. Epidemia, niestety, nie wyłączyła zachorowalności na pozostałe schorzenia. Ci ludzie muszą otrzymać pomoc.