A może czas na "metodę Lizystraty"? Taki strajk Polek zabolałby bardziej niż przekleństwa

Bartosz Świderski
Polki o swoje prawa walczą na różne sposoby. Jednak wulgaryzmy na niewielu robią wrażenie, masowe protesty w tych czasach największym zagrożeniem są dla ich uczestniczek, a na pracowniczy strajk z prawdziwego zdarzenia nie ma szans. Historia zna jednak pewną skuteczną formę strajku, którą stosowano także w walce o dostęp do przerywania ciąży.
Jaka forma nacisku byłaby bezpieczna i bolesna dla wielu odpowiedzialnych za zmiany ws. aborcji? Polki mogą zastosować strajk seksualny. Fot. Jakub Porzycki / Agencja Gazeta
Jaka forma nacisku mogłaby mocno dotknąć także tych, którzy bezpośrednio odpowiadają za złamanie kompromisu aborcyjnego i rozpętanie wojny światopoglądowej w Polsce? W ojczyźnie "Solidarności" wszystkim do głowy przychodzą przede wszystkim demonstracje i strajki.

W czasie epidemii koronawirusa SARS-CoV-2 kolejne protesty na ulicach zwiększają jednak ryzyko zakażeń, a realia wolnego rynku sprawiają, iż strajki pracownicze – jak te z czasów PRL – niezwykle trudno zorganizować.

Czytaj także: PiS sprzeniewierza się testamentowi Lecha i Marii Kaczyńskich. Oni bronili kompromisu aborcyjnego


Jest jednak pewna metoda, która pozwoliłaby Polkom na prowadzenie walki w domach, a zarazem mogłaby bezpośrednio uderzyć tych, którzy za kontrowersyjne decyzje odpowiadają oraz ich sympatyków.

"Lizystrata", czyli pomysł na strajk seksualny

To strajk seksualny, czyli odmowa współżycia do momentu, w którym osiągnięty zostanie cel protestujących. Pierwszy raz takie rozwiązanie zostało opisane w starożytnej komedii "Lizystrata". Arystofanes opisał w niej, jak Greczynki odmawiają seksu swoim partnerom, by wymóc na nich zakończenie II wojny peloponeskiej.

Strajk seksualny wielokrotnie znalazł jednak zastosowanie także we współczesności. W ostatnich latach Kolumbijki wymogły w ten sposób zakończenie wojny karteli narkotykowych. Natomiast Kenijki starały się doprowadzić do zakończenia konfliktu prezydenta z premierem.

Otwarcie o uczestnictwie w strajku seksualnym mówiła żona tego drugiego. – Nie należy uznawać tego za karę dla mężczyzn. To sposób zwrócenia ich uwagi na problemy – tłumaczyła Ida Odinga. Inne osoby współżyjące z ludźmi władzy oraz ich stronnikami mogły tę bolesną formę nacisku stosować prawie anonimowo.

Czytaj także: Policjantka we Wrocławiu jawnie wsparła protestujących. Udało się ją nagrać

Przed ośmioma laty podobna sytuacja miała miejsce w Togo. Tam strajk seksualny zarządzono, by męską część społeczeństwa zmobilizować do oporu przeciwko rządom kontrowersyjnego prezydenta Faure Gnassingbego.

Nie ma bezpieczeństwa, nie ma seksu

W ubiegłym roku w amerykańskim stanie Georgia strajk seksualny został zorganizowany, by walczyć ze zmianami ograniczające dostęp do legalnych zabiegów przerywania ciąży. Jego pomysłodawczynią była popularna aktorka i jedna z inicjatorek ruchu #MeToo Alyssa Milano. "Dopóki kobiety nie będą mieć gwarantowanej prawem kontroli nad swoim ciałem, nie możemy ryzykować ciąży. Dołączcie do mnie i odmawiajcie seksu, dopóki nie odzyskamy autonomii w kwestii naszych ciał. Wzywam do 'seksualnego strajku'. Podajcie dalej" - oznajmiła artystka, a jej wpis szybko zyskał dziesiątki tysięcy udostępnień.

Czytaj także: Mocny głos Kwaśniewskiej ws. protestów Polek. Wbiła szpilę Pierwszej Damie