Wywiad z Remigiuszem Mrozem przypomina jego nową książkę: trzyma w napięciu do ostatniej kropki

Michał Jośko
"Halny" – szósty tom serii o komisarzu Forście – właśnie szaleje w księgarniach, natomiast ja ucinam sobie pogawędkę z jego autorem. Porozmawiajmy nie tylko o górach (zarówno tych odludnych, jak i tłocznych niczym Krupówki w szczycie sezonu), traktowaniu ludzi z góry (sic!) oraz literatach podpisujących kontrakty reklamowe. Będzie też o grzechach Polaków, politykach, referendum aborcyjnym oraz tak modnym słowie "wypierdalać".
Remigiusz Mróz Fot. Bartosz Pussak
Zdarza ci się przysiąść na Wzgórzu Uniwersyteckim, na tej oszałamiającej (jak na Opole) wysokości 165 m n.p.m. i pomyśleć "kurczę, ale tu nisko. A może by tak przeprowadzić się w góry"?

Nie za bardzo. Zresztą wyobrażasz sobie mnie w stroju góralskim, fotografującego się jak Edyta Górniak w nowym tatrzańskim domu (śmiech)? Poważnie mówiąc, to czułbym się tam pewnie całkiem nieźle, bo najczęściej natura to wszystko, co mi do szczęścia potrzebne.

Prawda jest jednak taka, że za parę miesięcy wracam na dobre do Warszawy – spędziłem tam siedem lat podczas studiów i doktoratu, i chyba nigdy tak naprawdę nie opuściłem tego miasta. Ani ono mnie.


Czytaj także: Remigiusz Mróz przerzuca się na pisanie newsów o pandemii. "To straszniejsze od kryminałów"

Porozmawiajmy o zachwycie, który towarzyszy ci zawsze, gdy dojeżdżasz do innego miasta – Zakopanego. Rozumiem, że nie chodzi tu o podekscytowanie dotyczące wielkiego festiwalu cepeliady i tłumów na Krupówkach?

Nie, te rzeczy staram się od siebie odsuwać. I nawet nie jest to takie trudne, bo moment przełomowy u mnie to zawsze zjazd z autostrady na krajową siódemkę – w miejscu, gdzie stoi znak "Chyżne Zakopane". Zawsze, kiedy go widzę, od razu mam uśmiech od ucha do ucha, bo wiem, że jeszcze trochę i będę na miejscu.

I mniej więcej w takim nastroju docieram do Zakopanego, więc przynajmniej na początku nie zwracam uwagi na nic innego oprócz faktu, że jestem w górach. Wysoki sezon omijam szerokim łukiem – i jeśli już wyjazd musi wypaść wypaść w lipcu lub sierpniu, to kieruję się na Słowację i wybieram mniej uczęszczane szlaki.
Remigiusz MrózFot. Bartosz Pussak
Rozmawiam z człowiekiem, któremu nieobce jest szwendanie się po Tatrach. Można liczyć na jakąś mrożącą krew w żyłach anegdotę z twoich wypraw górskich?

Staram się nie zbierać mrożących krew w żyłach historii i rozważnie planować wyjścia w góry, ale nie zawsze się udaje. Raz w beznadziejnej zimowej pogodzie drapałem się samotnie na Zawrat i dopiero kawałek przed szczytem stwierdziłem, że jak teraz nie wrócę, to już nigdy nie wrócę. 

Zdarzyło mi się też wleźć na Kozi Wierch przy aurze takiej, że nawet psa się na dwór nie wypuszcza – właściwie nie wiem nawet po co, bo widoczność była nie tyle zerowa, ile chyba minusowa.

Jaką książkę oraz jakie pięć sprzętów/ gadżetów zabrałbyś na bezludną wyspę? Przepraszam: do górskiej samotni, w której miałbyś spędzić np. rok.

"Powszechną historię państwa i prawa" Michała Szczanieckiego, bo pamiętam, że podobała mi się na studiach, i chciałbym ją sobie odświeżyć. A w innych okolicznościach z pewnością tego nie zrobię.

Natomiast jeżeli chodzi o sprzęty: zakładam, że nie ma tam prądu, więc wziąłbym jednego kindla i cztery powerbanki. I dzięki temu zabieram nieco więcej książek, niż wynosił twój limit.

Chyba zbyt długo ignorowaliśmy temat komisarza Forsta, czyli kogoś, kto z powodzeniem odnalazłby się jako bohater kina akcji. Kto wcieliłby się w jego rolę i dlaczego byłby to Piotr Stramowski?

Tak chcesz mnie podejść (śmiech)? O ekranizacji nie mogę wiele powiedzieć, oprócz tego, że choć od paru lat jest w jednej z dużych stacji, to przez ten cały czas nie udało się stworzyć scenariuszy, które wszystkich by zadowoliły. Ostatnia wersja, o jakiej wiem, dość mocno odbiegała od książek – była raczej "na motywach" niż "na podstawie", ale nie dostała zielonego światła.

Czy Wiktor Forst wkurzyłby się, gdyby usłyszał porównanie "polski Jack Reacher"?

Wydaje mi się, że przeszedłby obok tego obojętnie, bo taka jego natura. Niewiele jest rzeczy, którymi się przejmuje, a jego dystans wobec świata chyba zwiększył się jeszcze bardziej w ostatnim tomie.

Ale autor z pewnością by się nie obraził za takie porównanie – faktycznie pojawia się ono od czasu do czasu, podobnie jak to z Harrym Hole, które wyjątkowo mnie cieszy, bo jestem nałogowym czytelnikiem Jo Nesbø.
Remigiusz MrózFot. Bartosz Pussak
Sądzisz, że gdy Forst był podrostkiem, nad jego łóżkiem wisiały plakaty z podobiznami Johna Rambo i MacGyvera?

Chyba potrzebowałby czegoś bardziej mizantropijnego. Może Spice Girls?

A jakie plakaty ozdabiały pokój dziecięcy Remigiusza Mroza?

Doda ani żaden latynoski girls band nie, więc nie masz co liczyć na takie smaczki. Plakaty na pewno jakieś piłkarskie, z "Piłki Nożnej" albo "Bravo Sport". Może Ronaldo, kiedy pierwszy raz grał w Mediolanie? 

Na pewno był też Giggs, może Owen. Później pojawiały się plakaty z "Metal Hammera", chyba przede wszystkim Children Of Bodom oraz In Flames. A najbardziej zapadł mi w pamięć ten, na którym wokalista Machine Head pozdrawiał obiektyw środkowym palcem.

Masz jakieś "guilty pleasures", które są dla ciebie czymś równie ważnym, co czerwone Westy i gumy Big Red dla Wiktora? Utrudnię: nie, piwo i tequila w tym pytaniu się nie liczą.

Chyba nie. Nie palę od siedmiu lat, ale wcześniej przez kilkanaście lat nie potrafiłem spędzić choćby jednego dnia bez opróżnienia paczki marlboro. Słodyczy nie jem, bo unikam wszystkiego, co ma cukier.

Nie wyobrażam sobie rozpoczęcia dnia od czegoś innego, niż owsianka, ale to pleasure niespecjalnie guilty. Jakiś czas temu może powiedziałbym, że sushi, ale pandemia uświadomiła mi, że i bez tego można się obejść. Przynajmniej przez jakiś czas.

Kiedy ostatnio miałeś w ręku książkę, która wywołała zazdrość? Wiesz, reakcję z gatunku: "cholera, dlaczego to nie ja ją napisałem”?!

Zawsze na to liczę i czekam, bo to czytelniczo najprzyjemniejsze doznanie – a pisarsko daje dodatkową motywację do pisania. Od dawna nie trafiłem na nic takiego, przynajmniej pod względem fabularnym. Może u Blake’a Croucha? Tak, i to chyba zarówno podczas lektury "Rekursji", jak i "Mrocznej materii".

Najbardziej zaskakujący pomysł, który spoczywa w twoim folderze "Unfinished business" to...

Znalazłoby się pewnie kilka dziwnych rzeczy, ale staram się do nich nie zaglądać – wolę, kiedy któreś z nich same dopominają się o uwagę. Jest zarys książki o Sobieskim, w której narrację miał prowadzić jego fikcyjny kompan, pałętający się gdzieś na obrzeżach dziejów. 

Jest też całkiem spora część powieści o jednej z najkrwawszych polskich formacji, którą porzuciłem, bo nie miałem dobrego pomysłu na to, jak ją skończyć. No i kilka rozdziałów książki science fiction, której plik zapewne nie bez powodu nazwałem "Chyba zbyt podobne do Chóru.docx".
Remigiusz MrózFot. Bartosz Pussak
Stworzyłeś "uniwersum Mroza", w którym np. Chyłka pojawia się a to w "Osiedlu RZNiW", a to w sadze o Wiktorze Forście... Czy pewnego dnia można liczyć na superksiążkę, w której pojawią się bohaterki i bohaterowie wszystkich twoich dzieł?

Od czasu do czasu się nad tym zastanawiam – i pewnie już dawno by do tego doszło, gdyby nie moje doświadczenia z bataliami ekranizacyjnymi. W książkach nie ma problemu, bo wszystkie postacie są moje, ale kiedy przychodzi do produkcji filmowej, sprawa znacznie się komplikuje. Ale kto wie? Bohaterowie dość często znajdują sobie ścieżki, by przejść z jednej książki do innej.

Często słyszysz pytanie: "dlaczego kryminały"? No i czy zdarza ci się myśleć o przebranżowieniu, na zasadzie: "zdobyłem już taką popularność i majątek, że mogę pozwolić sobie na pisanie rzeczy ekstremalnie wysublimowanych i niszowych, kierowanych do wąskiej grupy intelektualistów”.

Nie jestem entuzjastą dzielenia literatury ani taką kreską, ani żadną inną. Przecież jest od tego, żeby łączyć, uczyć empatii, a nie zamykać umysły i tworzyć ekskluzywne społeczności, które uważają się za lepsze od innych.

A odpowiadając na twoje pytanie: zawsze piszę to, co mi w duszy gra. W trakcie pracy nad książką nie myślę o niczym innym, bo próba dogodzenia tej czy innej grupie odarłaby mnie z frajdy pisania.

Jak walczyć z przerostem ego, czyli czymś, co może być przecież efektem zrobienia naprawdę wielkiej kariery?

Wydaje mi się, że zależy to od człowieka. Pisarze są z natury stworzeniami wątpiącymi – w świat, w zasady, w samych siebie. Przy takim konstrukcie trudno nadmuchać swoje ego nawet, jeśli się chce.

Zdarza się otrzymywać wiadomości, w których ktoś wyznaje ci miłość, tudzież składa niemoralne propozycje?

Nigdy tego nie liczyłem, ale strzelam, że średnio raz na tydzień. Niektóre wiadomości rzeczywiście są miłe, inne zabawne, ale w gruncie rzeczy nikomu ani niczemu nie szkodzą.

Walczę natomiast od prawie dwóch lat z fikcyjnymi profilami na Tinderze – administracja za każdym razem reaguje dość szybko, ale tak czy owak osoby podszywające się pode mnie mogą zdążyć wyrządzić komuś szkodę.

W tym miejscu wątek wzbudzający niemałe kontrowersje, czyli literaci podpisujący kontrakty reklamowe. Co sądzisz na temat oburzenia towarzyszącego np. temu, że Szczepan Twardoch zaczął swego czasu reklamować Mercedesy, a Max Czornyj ubrania Wólczanki?

Obydwie te kampanie miały sens, bo Szczepan i tak był przecież kojarzony z marką, a Max zawsze występuje w formalnej stylizacji. Absolutnie nie widzę w tym nic zdrożnego, zresztą podobne propozycje co jakiś czas do mnie trafiają – czasem od marek samochodowych, firm odzieżowych, sieciówek czy marketów elektronicznych, a czasem od branż jeszcze mniej związanych z moją działalnością. Ostatnio była to firma produkująca… zabawki dla dzieci.

I mimo że nie korzystam z tych ofert, cieszy mnie każdy taki przypadek, bo pokazuje, że pisarze są w Polsce cenieni także pod względem marketingowym – a to wiele mówi o kraju, który rzekomo nie czyta.

Rozmawiamy w momencie, w którym najmodniejszym słowem nad Wisłą jest "wypierdalać". Jaki stosunek do wulgaryzmów ma pisarz, którego postaci lubią czasami rzucić sobie mięsem, nie zawsze ograniczając się do epitetów tak niewinnych, co "ciućmok"?

Cóż mogę powiedzieć… Chyłka musi to po kimś mieć. Staram się nie rzucać mięsem w przestrzeni publicznej i nie używam wulgaryzmów w rozmowie, kiedy nie mam pewności, że nie przeszkadzają innym osobom. Ale uważam je za część naszego języka i element niezbędny do pełnego wyrażenia myśli.

Choćby w obecnej sytuacji. Trudno byłoby przecież zamienić "wypierdalać" na "proponujemy zmienić swoją aktualną lokalizację". Nie przeszłyby też "won", "wypad", "sio" i "a kysz", bo nie mają odpowiedniego ładunku emocjonalnego. Wulgaryzmy potrafią ubogacać ekspresję myśli – choć używanie ich w taki sposób to też pewna sztuka, którą nie każdy opanował.

Kiedy ostatnio ktoś zdenerwował cię na tyle mocno, że usłyszał bardzo brzydkie słowo?

Na szczęście nie usłyszał, bo siedział w telewizorze.

W swoich powieściach zabierałeś głos w sprawach takich, jak np. problem uchodźców, dyskryminacja Romów, niezależność sądów, czy też prawa gejów w Polsce. Czy pracujesz już może nad książką, w której znajdzie się bardzo mocno rozbudowany wątek Strajku Kobiet?

Mniej więcej między "Rewizją" a "Immunitetem" planowałem cały tom Chyłki poświęcony kwestii aborcyjnej. Oznajmiłem nawet wydawcy, że ta odsłona będzie nazywać się po prostu "Aborcja" – a więc zapowiedziałem marketingowy strzał w kolano, ale chodziło o to, by tytuł był tak dosadny, jak treść. 

Ostatecznie jednak nie wpadłem na to, jak sprawa lekarza oskarżonego o przeprowadzenie nielegalnej aborcji miałaby rozwinąć się w ciekawy sposób na kilkaset stron, więc wątek odłożyłem. I przypuszczam, że już do niego nie wrócę, bo prawdziwy kryminał mamy w rzeczywistości. Nie ma sensu tworzyć fikcyjnego.
Najnowsza część sagi z górFot. mat. prasowe
W poprzednim pytaniu nawiązałem do poruszania przez ciebie kwestii wielkich i ważkich. A jakie drobne przywary Polaków doprowadzają Remigiusza Mroza do szewskiej pasji?

Z niewielkich i nieważkich? Trudno powiedzieć. Kiedyś byłaby to nieufność do jeżdżenia na suwak, ale teraz, kiedy to obligatoryjne, sprawa się rozwiązała.

Może zatem to, że często nie potrafimy być dla siebie bezinteresownie uprzejmi? Niby nic to nie kosztuje, a jednak z jakiegoś powodu nie jesteśmy nacją, która ma na tym polu wielkie osiągnięcia.

Książkowa Olga Szrebska rzekła niegdyś, że Polska nigdy nie budzi się na czas, gdy pojawia się zagrożenie – motorem zmian w naszym kraju zawsze jest dopiero śmierć... Wierzysz, że pewnego dnia się ockniemy, a zdrowy rozsądek jednak zatriumfuje?

Mam nadzieję, że zdrowy rozsądek zwycięży – i po stronie rządzących, i opozycji. Nikt nie wie, gdzie dojdziemy nawet za kilka dni, ale w pewnym momencie kluczowe może być to, z jaką propozycją wyjdą partie opozycyjne.

Jeśli będą chcieli dobić leżącego, my jako obywatele skończymy z niczym. Jeśli pozwolą przeciwnikowi zachować w jakiś sposób twarz, być może ten zgodzi się na prawdziwy, a nie udawany kompromis. 

Od lat jestem zwolennikiem przeprowadzenia referendum aborcyjnego, bo wydaje mi się, że to właśnie jedna z tych kwestii, do rozwiązywania których przydają się instrumenty demokracji bezpośredniej.

Nie jest to wyjście idealne, bo niestety nie uwzględnia najważniejszej rzeczy: tego, że mężczyźni powinni wypowiadać się w temacie aborcji wtedy, kiedy dorobią się macicy i zdolności rodzenia. Ale zawsze lepsze to od zostawiania decyzji grupie kilkuset posłów.

Materiał powstał we współpracy z wydawnictwem Filia.