Staruszek na prezydenta. Dlaczego Amerykanie wolą 70-latków? Trump i Biden nie są jedyni
Gdyby być zgryźliwym, można by powiedzieć, że o prezydenturę w USA walczą dwaj dziadkowie. Donald Trump ma 74 lata, a Joe Biden zaraz skończy 78 i jeśli wygra, pobije rekord jako najstarszy prezydent. Po obu nie widać jednak wieku, niejeden młody mógłby pozazdrościć im energii i działania. Ale dlaczego w ogóle Amerykanie stawiają na takich polityków?
20 listopada Joe Biden skończy 78 lat. I jeśli to on zasiądzie w Białym Domu, będzie najstarszym prezydentem w historii USA, który pierwszy raz obejmie ten urząd. Cztery lata temu ten rekord wieku pobił Donald Trump. Miał wtedy 70 lat.
Czy kandydat Demokratów nie jest za stary?
"Czy Joe Biden nie jest za stary na prezydenturę?" – zastanawiał się już w ubiegłym roku publicysta CNN Chris Cillizza. Dosłownie z wykrzyknikiem pisząc, że jeśli Biden wygra, to aż o osiem (!) lal pokona rekord Trumpa.
Pojawia się tu nawet dygresja, że gdy w wieku 30 lat Biden pierwszy raz zasiadł w Senacie USA, było w nim sześciu senatorów, którzy urodzili się jeszcze w XIX wieku. "Z tamtych 100 osób Biden jest jedną z 13, która żyje" – pisze "Politico".
– Niech pani popatrzy, jak Biden wchodził na scenę podczas publicznych wydarzeń. On wręcz wbiegał, wskakiwał na scenę. Pokazywał, jak jest żywotny i sprawny. Gdyby zdarzyło się, że się przewrócił, gdyby zabrakło mu oddechu, jak zdarzyło się Hillary Clinton, gdyby zdrowie stało się problemem, to Republikanie by wykorzystali. Oni tylko na to czekali. Ale tym razem nie można było z tego korzystać, bo republikański kandydat też nie jest młodzieniaszkiem i to zamykało usta – mówi naTemat prof. Bohdan Szklarski, amerykanista.
Nancy Pelosi ma 80 lat
W mediach pojawiały się doniesienia, jak Trump próbował dowieść, że Biden nie ma siły, jest słaby. O wykupywaniu reklam w TV. Jedna z nich miała dowodzić, że jego demokratyczny rywal ma demencję.
Wszyscy widzą, że obaj, i Biden i Trump, tryskają energią. Popełniają gafy, ale nie widać ich zmęczenia, ani problemów zdrowotnych. Do ostatniej chwili prowadzili potwornie intensywne kampanie wyborcze, przemieszczając się po USA, przemawiając na wiecach, udzielając wywiadów, a Trump dodatkowo sprawiał wrażenie, jakby dzień i noc nie odchodził od Twittera.
Czytaj także: Pelosi skradła show Trumpowi. Jej oklaski są hitem internetu w USA
Albo 79-letni Bernie Sanders, który jeszcze w tym roku próbował startować w wyborach prezydenckich.
Jest też 87-letni senator Chuck Grassley, który od prawie 40 lat zasiada w Kongresie. A także 87-letnia Dianne Feinstein – w Kongresie od 28 lat.
Inna droga kariery niż w Polsce
Ale w USA wydaje się, że jakoś szczególnie widać szacunek dla takich polityków.
– Cała elita polityczna jest stara, bo to jest po prostu zwieńczenie kariery. U nas szczeble kariery wyglądają tak, że ktoś najpierw jest np. asystentem posła albo radnym, i wspina się wyżej. W USA nie ma takiej drogi kariery. Ci ludzie często zaczynają gdzieś indziej, np. w biznesie, tam zdobywają doświadczenie i dopiero potem startują do Kongresu. Młodych nie jest dużo. Stąd ten wiek przesuwa się w górę. Poza tym Amerykanie bardziej dbają o zdrowie – tłumaczy prof. Szklarski.
Czy Amerykanie w ogóle zwracają uwagę na podeszły wiek polityka? – Ależ absolutnie nie. To jest trzeciorzędna rzecz. Potrafią wybrać senatorów 90-letnich. Strom Thurmond jest przykładem – mówi prof. Szklarski.
Thurmond zasiadał w Kongresie przez 48 lat, zmarł w 2003 roku. Był najdłużej urzędującym senatorem w historii USA. Odszedł z urzędu w wieku 100 lat.
– To nie jest tak, że Amerykanie popierają starszych, tylko ci starsi po prostu świetnie sobie radzą. Wiek sygnalizuje doświadczenie, sprawność. To trochę jak w biznesie. Starzy politycy znają wszystkie tricks of the trade. Mają dojście do pieniędzy, do organizacji, znają stosunki tam, gdzie zbiera się pieniądze. Poza tym, jak już ktoś wszedł do polityki, to trudno go z niej usunąć. Myślę, że Amerykanom nie przeszkadza wiek. A młody wiek wcale nie byłby zaletą – zauważa amerykanista.
– Sam wiek nie jest kluczowy, jest wiele innych czynników, które świadczą o starości myślenia. Amerykańscy politycy dowodzą, że nie jest on obciążeniem. Poza tym oni nie są zamknięci w swoim "PRL". Nie mówią: "A 30 lat temu to było zupełnie inaczej..." Nie przypominają, jak było za Reagana. W amerykańskiej polityce nie ma czegoś takiego. Jest dziś i przyszłość. Dlatego wiek nie jest obecny w dyskursie publicznym. Pojawiłby się, gdyby pojawiły się związane z nim ograniczenia. A ponieważ w tej kampanii w ogóle się nie ujawniły, nie było problemu – zaznacza prof. Szklarski.