Ekspertka od mowy ciała podsumowała wywiad z Hofmanem o taśmie Giertycha. Wskazała trzy nieścisłości
Wywiad, którego Adam Hofman udzielił we wtorek stacji TVN24 na temat głośnych nagrań Romana Giertycha, wywołał sporą dyskusję. Wiele osób twierdzi, że były rzecznik PiS, a obecnie biznesmen był bardzo sztuczny. I mają rację. Zauważyła to także Daria Domaradzka-Guzik, która w rozmowie z naTemat.pl wskazuje trzy rzeczy, które go zdradziły.
Czytaj także: Mamy stenogram rozmowy ujawnionej przez Giertycha. O tym Hofman rozmawiał z Czarneckim
Było to bardzo niewygodne nagranie, które już raz Hofman skomentował w pisemnym oświadczeniu. Ale stacja zaprosiła go, żeby przed kamerą opowiedział na kilka pytań i wyjaśnił parę niedopowiedzeń. I widać, że biznesmen dokładnie się do tego wystąpienia przygotował. Do tego stopnia, że wiele osób odniosło wrażenie, że był po prostu sztuczny.
Jak dużo sztuczności było w Adamie Hofmanie podczas wywiadu w "Faktach po faktach"?
Daria Domaradzka-Guzik: Trudno to w jakikolwiek sposób zmierzyć, ale zdecydowanie ta sztuczność była. Proszę zwrócić uwagę, że mamy do czynienia z osobą bardzo świadomą medialnie. Adam Hofman ma świadomość, jak sobie radzić z komunikacją niewerbalną i jak zachować się podczas wystąpień.
Wielokrotnie jako rzecznik partii musiał stawać przed mediami i nierzadko w sytuacjach mało komfortowych. Jak odszedł z polityki takie umiejętności wykorzystywał także w życiu prywatno-zawodowym i widać je było także teraz, kiedy musiał zmierzyć się z problemem dotyczącym publikacji nagrań z jego udziałem.
To oznacza, że wymagamy od niego o wiele więcej i zwracamy baczniej uwagę na wiele rzeczy. Mamy świadomość jako obserwatorzy, że w jego zachowaniu może być trochę "doudawania", dogrania oraz wykorzystania technik i taktyk komunikacyjnych.
I jaki był tego efekt? Udało się mu zrobić to naturalnie?
No nie do końca, bo zdradziły go trzy kwestie. Po pierwsze, i to nie jest tylko moje spostrzeżenie, zdziwienie budzi to, jak Adam Hofman świadomie, jak długo i niezmącenie utrzymywał kontakt wzrokowy z kamerą.
A to nie jest dobrze? Podobno jak ktoś kłamie, to spuszcza wzrok.
Tak, mieliśmy kiedyś do czynienia z takim stereotypem. Ale w tym przypadku takie patrzenie w kamerę było bardzo sztuczne i aż nad wyraz dokładne. Widać było, że Hofman przygotował się do tej rozmowy.
W normalnej konwersacji, kiedy zakładamy, że rozmówca wie, co mówi i nie ma nic do ukrycia, naturalnie kieruje wzrok gdzieś na bok, jak się zastanawia lub gdzieś poza rozmówcę, czy w tym wypadku poza kamerę, kiedy usłyszy niewygodne pytanie.
Tu tej naturalności zabrakło. Przez cały czas trwania wywiadu mieliśmy do czynienia ze zfocusowaniem, żeby patrzeć w jeden punkt. Do tego stopnia, że jak pojawiła się sytuacja awaryjna z wypadającą słuchawką, to nawet podczas jej wkładania Hofman patrzył się w kamerę.
Co takie zachowanie może oznaczać?
Jak już wspomniałam, z pewnością dobre przygotowanie do wywiadu, ale rodzi ono także pewne podejrzenie. Bo generalnie, kiedy mamy do czynienia z wprawnymi negocjatorami, osobami, które potrafią zarządzać komunikacją niewerbalną i mówiąc wprost kłamią bez zmrużenia oka, mamy świadomość, że one podczas mówienia nieprawdy będą tym bardziej utrzymywać kontakt wzrokowy, żeby w razie czego "dowyglądać" i nic sobą nie zdradzić.
W wykonaniu Hofmana jego kontakt wzrokowy był co najmniej dziwny. Można sobie porównać jego zachowanie z wczoraj z innymi jego wystąpieniami w różnych sytuacjach. W mojej ocenie było ono szczególnie dopieszczone z naciskiem na to, żeby przypadkiem nie opuścić gdzieś na moment swojego wzroku.
Ale Hofman chyba sobą coś zdradzał? Czytałem opinie na temat jego wystąpienia i wiele osób zwracało uwagę na to, że jego wizażysta się nie postarał. Chodzi o to, że podczas wywiadu miał on bardzo czerwone uszy.
Tak, to jest drugi sygnał, który pokazał pewną niespójność w jego wystąpieniu. Na wykładach bardzo często powtarzam, że "wysokie emocje zawsze ciało pokaże", czyli ciało zawsze zdradzi nasz kłopot. Nawet jeśli się przypudrujemy, czy włożymy golf, żeby nie było widać plam na dekolcie, to i tak pozostają inne części ciała, w tym przypadku uszy, które swoim kolorem pokazują nasze emocje.
Za każdym razem, kiedy mamy do czynienia z niespójnością między tym, co mówimy a tym, co dowyglądujemy, czyli komunikacja werbalna jest niespójna z komunikacją niewerbalną, to zazwyczaj w grę wchodzą wysokie emocje. Rośnie nam wtedy ciśnienie krwi, zaczynamy się pocić, emocjonować, mamy sucho w ustach, drżą nam ręce albo właśnie robią nam się rumieńce.
Jeśli się zastanowić, to takie rumieńce tworzą nam się zazwyczaj wtedy, kiedy się wstydzimy, kiedy jesteśmy podekscytowani lub kiedy ktoś przyłapie nas na mówieniu nieprawdy. A jeśli już całkiem "płoną" nam uszy, to znak, że ten dyskomfort emocjonalny musi być przeogromny.
Wspomniała pani, że zdradziły go trzy kwestie, jaka jest więc trzecia?
Proszę zwrócić uwagę na to, w jaki sposób Adam Hofman używał w swoim wystąpieniu rekwizytów. Chodzi mi tu o dokumenty, które kilkukrotnie pokazywał do kamery. To książkowe zachowanie dla wszystkich tych, którzy uczą wystąpień publicznych. Użycie rekwizytu wzmacnia bowiem perswazję i dodaje teatralności.
Ale kiedy rozmowa jest w studiu i udziela się wywiadu na odległość, to i tak nikt nie wyczyta z tych dokumentów, czy to naprawdę jest wypowiedzenie umowy, czy przedruk treści z jakiegoś magazynu. W takich sytuacjach, kiedy ktoś macha rekwizytami i nie mają one znaczenia dla jego wystąpienia, to mam wrażenie sztuczności w tym przekazie.
Czytaj także: Giertych ujawnił nagranie, Hofman się broni. Oto osiem rzeczy, które wyjaśnią wam nową aferę