Magda Mołek: "W Polsce edukacja seksualna nie istnieje, jest tylko edukacja kościelna"
Jaki jest punkt wyjścia do pogawędki z tą gwiazdą telewizji, która pewnego dnia postanowiła podbić internet (prowadzi youtube'owy kanał "W moim stylu" oraz, wspólnie z Joanną Keszką, podcast "Rozważna i erotyczna")? Jest taki sam, jak tytuł przeboju grupy Salt-n-Pepa z roku 1991, czyli "Let's Talk About Sex". Porozmawiajmy więc o "tych" rzeczach – będących narzędziami, przy pomocy których Kościół i politycy zawstydzają i zastraszają polskie społeczeństwo, zwłaszcza kobiety.
W żadnym wypadku! Nie próbuję wmawiać ludziom, że jestem autorytetem w zakresie seksuologii. Jestem dziennikarką, która postanowiła pytać i mówić o sprawach kobiecej seksualności w sposób otwarty; bez typowo polskiego zakłamania, strachu i wstydu.
W podcaście "Rozważna i erotyczna" to Joanna Keszka, edukatorka seksualna, ma wiedzę i doświadczenie w pisaniu książek o seksie i prowadzeniu warsztatów kreatywnego seksu. Ja tylko pytam i robię to w imieniu wszystkich, którzy chcieliby poszerzyć swoje horyzonty, zmienić coś w swoim podejściu do kobiecej seksualności, według mnie dziedziny mającej wpływ na każdą sferę naszego życia.
Z Joanną znamy się od sześciu lat i przeprowadziłyśmy mnóstwo pogawędek przy kawie albo winie, w których pojawiał się seks. Cóż, kobiety tak mają – rozmawiamy o nim naprawdę często (śmiech). Śmieję się, bo zwykle to mężczyzn się stawia jako "wzór" wolności w tych dyskusjach.
Często nasze kobiece rozmowy ograniczają się do wąskiego, zaufanego grona. Rzadko wychodzi to poza krąg wtajemniczonych, bo wychowane we wstydzie i strachu, wiemy, że "damom nie wolno poruszać podobnych wątków".
Jednak pewnego dnia stwierdziłyśmy z Joanną, że w polskiej przestrzeni medialnej brakuje miejsca, w którym mówi się o kobiecej seksualności w sposób otwarty, bezpruderyjny i pozytywny, bez straszenia oraz grożenia seksem.
Obejrzałam właśnie serial "Bridgertonowie" na Netfliksie, opowieść o XIX-wiecznej Anglii i młodych dziewczętach wchodzących do świata londyńskiej society. Panienki musiały być piękne, uległe i milczące, bo bez tego nie znalazłyby odpowiedniego kandydata na męża. Albo wcale by go nie znalazły.
Napawa mnie przerażeniem, że taki scenariusz często zaszczepia się w głowach współczesnych polskich kobiet. W myśl nauki Kościoła, reguł patriarchatu i nieświadomych dorosłych następne pokolenia dziewczyn myślą tylko o "złapaniu męża". Nikt nie uczy nas wolności wyboru, stawiania własnych potrzeb na pierwszym miejscu.
Jak można to zmienić? Na dobry początek powinnyśmy nauczyć się mówić o tych sprawach. Jednak zdobywanie podobnej wiedzy jest naprawdę trudną sprawą, przecież w Polsce edukacja seksualna praktycznie nie istnieje, jest tylko edukacja kościelna. Tak więc podcast, w którym opowiadamy o kobiecej świadomości wyborów i potrzeb, a także języku umożliwiającym wyrażenie swoich pragnień, jest czymś naprawdę potrzebnym.
Rzeczywiście tak jest. Od dawna przymierzałam się do stworzenia takiego właśnie programu telewizyjnego albo radiowego, jednak wspomniane media nie były zainteresowane. Nie chciały czegoś, co stałoby się bezpieczną przestrzenią do mówienia o temacie, który wciąż służy do zawstydzania i zastraszania. Cóż, może nie są na to jeszcze gotowe...
Jednak wierzę w to, że wielkie zmiany nadejdą i to nie tylko w stacjach prywatnych. Zobaczysz, nadejdzie dzień, w którym telewizja publiczna – znów będąca publiczną, a nie narodową – zacznie emitować programy o edukacji seksualnej, podobnie jak robią to BBC i stacje skandynawskie.
Na razie sytuacja wygląda bardzo źle, co pokazują sytuacje takie, jak ta sprzed kilku miesięcy, gdy rozpoczęła się dyskusja dotycząca konieczności otrzymania wyraźnej zgody na seks. Dziennikarze mainstreamowi i politycy, czyli osoby mające dostęp do domów Polaków, wyśmiewali ten temat. Zaczęli szydzić na zasadzie: "no ale jak to? Mam w łóżku ciągle pytać partnerki o to, co mogę z nią robić? Przecież to zabije romantyczność intymnych momentów".
Tak się betonuje publiczną narrację dotyczącą seksu i seksualności. Niestety, te rzeczy nie tylko nie uległy poprawie w ciągu ostatnich dekad, ale zmieniły się na gorsze. Mnóstwo osób najchętniej udawałoby, że seksu nie ma, że nikt go nie uprawia.
No, a jeżeli trzeba już o nim wspomnieć, to wyłącznie przy okazji problemów z nim. Seksem się straszy – wiesz, jego konsekwencjami, czyli chorobami wenerycznymi i ciążą. A wszystko to przy pomocy języka pełnego niechęci, czasami wręcz jadu.
Fot. Instagram.com/magda_molek
No właśnie, Magda Mołek, dama z klasą. A jak już mówiliśmy, "damy" w Polsce są odcięte od życia, więc i od seksu. A nawet jak nie są, to najlepiej, żeby się z tym nie obnosiły. W sprawie języka – pełna zgoda. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z efektami tego, co wbili nam do głów księża i politycy. Masz się wyrzec swojego ciała i swoich potrzeb, a najlepiej od razu się poświęcić.
Co ciekawe, te religijne naleciałości szybko weszły do języka debaty publicznej. Gdy uchwalano zakaz aborcji w Polsce, szumnie nazywany "kompromisem", na początku mowa była o usuwaniu ciąży, potem o dzieciach poczętych i nienarodzonych, aż w końcu zostały tylko dzieci. Po drugiej stronie jest terminologia medyczna: waginy, penisy, choroby przenoszone drogą płciową. Swój wkład ma też przemysł porno, z jego wulgarnym językiem.
To właśnie dlatego serię naszych podcastów zaczęłyśmy od kwestii językowych; wyszłyśmy z założenia, że naprawdę wielu Polkom i Polakom brakuje słów, dzięki którym można mówić o seksie nieskrępowanie, otwarcie, jasno. Po prostu normalnie.
Rzeczywistość, w której przyszło nam żyć, wpaja nam od najmłodszych lat, że musimy trzymać ręce na kołderce, że pewne rejony ciała są zakazane. Tak bardzo, że bruka nas nawet wspominanie o nich.
Mówię temu "nie", bo uważam, że dobry seks jest niezbędnym elementem dobrego życia. Nauczmy się wreszcie tego, że jest wspaniałą zabawą, która wpływa na nasz dobrostan, na zdrowie fizyczne i psychiczne.
Wracając do tego, że wiele osób było w szoku, gdy w moich ustach pojawiła się owa cipka – cóż, to właśnie kwestia prania mózgów, które serwują nam Kościół, politycy i media. A przecież to normalne słowo związane z naszą cielesnością, nie mam z nim najmniejszego problemu, przechodzi mi przez gardło z przyjemnością.
Fajnie, gdybyśmy zaczęli używać go równie naturalnie, co mówiąc "noga" albo "głowa". Wiem, że na razie mamy ogromny problem z podobnymi rzeczami, że czymś wręcz niewyobrażalnym jest wymówienie słowa "cipka" w sytuacji innej, niż pogawędka z koleżankami, oczywiście odpowiednio cicha. A łechtaczka? Rany, na dźwięk tego określenia wielu naszych rodaków najchętniej schowałoby się do mysiej dziury! A jest to jedyny (!) organ kobiecego ciała dany nam tylko dla przyjemności.
Wiele osób zakłada, że zbyt otwarte mówienie o seksie tworzy pewne blokady w relacjach. My udowodniłyśmy, że to myślenie błędne, że jest dokładnie na odwrót. Piszą do nas dziewczyny, kobiety, które zrozumiały, że ich potrzeby są NAPRAWDĘ ważne i zmieniły swoje zachowanie; na zasadzie: "poszłam do niego i nareszcie powiedziałam otwarcie, na co mam ochotę. I co? Wbrew obawom, ukochany nie wyrzucił mnie ani z domu, ani z łóżka".
Okazało się, że jeżeli dać kobiecie odpowiednie narzędzia, ta wróci z nimi do sypialni i zacznie ich używać. Bo jest otwarta i ciekawa, bo lubi uczyć się nowych rzeczy. I to niezależnie od wieku. Wiesz, że nastoletnie dziewczyny słuchają nas wspólnie z mamami i babciami? Rewelacja! Trzy pokolenia kobiet chłoną wiedzę na temat kobiecej seksualności, a następnie dzielą się ze sobą przemyśleniami.
Fot. Łukasz Sokół
W ogóle w Polsce kobietom "nie wypada" zbyt wielu rzeczy. A kto tak postanowił? Poruszyłeś wątek naprawdę istotny i, dodajmy, powiązany z całym mnóstwem uprzedzeń, które mocno zakorzeniły się w naszych głowach.
To właśnie dlatego konieczne są zmiany języka, którym operujemy. Pierwszy przykład z brzegu: nacechowane negatywnie określenie "samotna matka". Na szczęście powoli przestajemy go używać i zastępować słowami "samodzielna matka". Jest duża różnica między samodzielnością a samotnością, prawda?
No i rzecz kolejna, czyli podwójne standardy moralne. Wiadomo – jeżeli facet nie wiąże się z nikim na stałe i zmienia partnerki jak rękawiczki, jest uznawany za prawdziwego mężczyznę, zdobywcę, samca alfa.
Kobieta nie może prowadzić podobnego życia, no bo jak to? Przecież od setek lat wpaja nam się, że bez oparcia, jakie daje męskie ramię, ani rusz. Pomijam już to, że zgodnie z tymi kodami kulturowymi po prostu nie wypada jej prowadzić bogatego życia erotycznego, bo wtedy jest kim? Dziwką.
Patriarchat z automatu dzieli nas na święte – czyli te, które mają mężów i dzieci, ale nie mają seksu oraz owe dziwki, czytaj: dziewczyny, które nie ułożyły sobie życia zgodnie ze konserwatywnymi normami, bo kochają swoją wolność i seks.
No dobrze, wróćmy do reakcji społeczeństwa na twoją działalność seksualno-edukacyjną, przechodząc do odbioru negatywnego. Bo chyba nie zaczniesz mi wmawiać, że nie było jakiegokolwiek hejtu, że nikt nie napisał: "za te bezeceństwa spłoniesz w piekle"!
Chodzi o to, że naprawdę go nie było, słowo. Pojawiła się garść komentarzy, z których wynikało, że nie powinnam tak otwarcie mówić o seksie, no bo przecież to sprawy intymne. Albo takie, które deprecjonowały to, co robimy, bo przecież jest wolność, wszystko wolno i wiadomo i po co robimy "aferę" i wmawiamy ludziom, że żyją w ciemnogrodzie. Zresztą Joanna Keszka, zahartowana w bojach, ostrzegała mnie, że polska dulszczyzna wkrótce mnie dosięgnie.
Dlaczego tak się nie stało? Może to efekt tego, że Polki (no i Polacy, bo słuchają nas również panowie) stają się osobami coraz bardziej otwartymi, że wielkie zmiany dzieją się tu i teraz? Przecież na polskich ulicach widać to od ubiegłej jesieni, gdy rząd usłyszał od nas, że ma już #wyp.......ć.
Wydarzenia na świecie pokazują jak mądre i silne są kobiety. Owszem, sytuacja wciąż nie wygląda różowo, bo nie zrozumiałyśmy jeszcze w pełni swojej sprawczości oraz tego, że naszą seksualnością sterują "władcy i strażnicy patriarchatu", czyli wspominani duchowni oraz politycy. Musimy zrozumieć, że to po prostu czas – nareszcie – zabrać się za wielkie przemeblowanie w naszych sypialniach. Ale to będzie dopiero drugi krok – po przemeblowaniu w głowach.
Nie jestem zwolenniczką rewolucji, bo te – jak wiadomo – pożerają własne dzieci. Wolę metody małych kroków, edukację. Jedną z form takiej właśnie aksamitnej rewolucji powinno być coraz odważniejsze mówienie o erotyce.
Marzy mi się, by kobiety zabierały odważniej głos publicznie, czy to w podcastach, czy w mediach społecznościowych, dzieląc się wiedzą, która jest – nazwijmy to najogólniej – proludzka. W ten sposób staną się kroplami, które drążą skałę. Damy radę, chociaż owa skała jest naprawdę twarda. Wiedzą o tym miliony kobiet i dziewczyn, które przeszły w młodości ten sam magiel, co ja.
Fot. Wiktoria Grąbczewska
Pamiętam jedną z lekcji religii, która za moich czasów odbywała się w przykościelnej salce katechetycznej. Ksiądz pokazał nam – dzieciakom chodzącym do siódmej klasy – traktujący o aborcji film "Niemy krzyk".
Włączył kasetę VHS i wyszedł. Niczego nie wyjaśnił, po też nie porozmawiał z nami. Byłam w szoku. Do dziś mam przed oczami sceny, które po prostu muszą wyrządzić krzywdę młodemu człowiekowi. Co my wtedy wiedzieliśmy o seksie, o ciąży, o życiu? Nic!
Gdy opowiedziałam o tym mamie i tacie, byli oburzeni. No, ale co mogli zrobić w takiej sytuacji? W tamtych czasach Kościół był święty. Dlatego tak mocno zachęcam rodziców, by zainteresowali się tym, co słyszą na lekcjach religii ich dzieci, aby zajrzeli do podręczników do religii i wychowania do życia w rodzinie.
Wiesz co jest najgorsze? To, o czym ci mówię, działo się w latach 80., jednak pewne rzeczy nie uległy zmianie. Nie zdziwiłabym się, gdyby dziś w szkołach wciąż odpalano dzieciakom ten właśnie film. Tak krzywdzi się młodych ludzi na wielu poziomach, nie biorąc za to żadnej odpowiedzialności.
Nie chcę, aby moi synowie byli edukowani przez nieprzygotowanych, niekompetentnych ludzi. Nie pozwolę, żeby o seksualności człowieka opowiadano im w sposób kłamliwy i przemocowy, przy okazji przemycając narrację, która odbiera kobietom sprawczość.
Chciałbym raz jeszcze cofnąć się w czasie i zapytać o pewną dziewczynę, która wychowuje się w Legnicy. Niemiecka Republika Demokratyczna jest oddalona o około sto kilometrów, Czechosłowacja znajduje się jeszcze bliżej... Czy Magda-nastolatka zauważa to, jak bardzo polska – czyli katolicka – mentalność różni się od tej, która panuje w tych mocno zlaicyzowanych krajach?
Zdecydowanie tak. Pewne rzeczy widziałam szczególnie wyraźnie już od dziecka, bo mam słowackie korzenie. Rodzice mojego taty pochodzili z Koszyc, a po wojnie przenieśli się na Ziemie Odzyskane. Pamiętam, że każdy kontakt ze słowackimi (wtedy jeszcze czechosłowackimi) krewnymi był czymś jednocześnie fascynującym i szokującym.
Widziałam ludzi będących przeciwieństwem nas, Polaków. My się ciągle zamartwialiśmy, rozprawialiśmy o komunie a oni cały czas się śmiali, opowiadali sprośne dowcipy, żywo dyskutowali i pili piwo (śmiech). Dla mnie Czechosłowacja była zachodem, wielkim wspaniałym światem, chociaż wszyscy tkwiliśmy za tą samą żelazną kurtyną.
Pamiętam też wyjazd na kolonie do Drezna, w 1989 roku. Największe zdziwienie? Tamtejsze dziewczyny i chłopcy kąpali się pod tymi samymi prysznicami! Dla rówieśników z NRD nagość była czymś zupełnie normalnym, co u mnie, PRL-owskiej nastolatki, wywołało klasyczny "opad szczęki". Chyba już wtedy zaczęłam zastanawiać się, o co tak naprawdę chodzi z tymi zasadami moralnymi, które wpaja się nam w domu.
Po 1989 roku, zanim ktokolwiek słyszał o antenie satelitarnej, docierał do nas, do Legnicy sygnał zachodnioniemieckich i brytyjskich stacji telewizyjnych. No, to był szok kulturowy! Wiesz, wcześniej rodzice byli na jednej czy dwóch wycieczkach w Berlinie Zachodnim i po powrocie opowiadali o zupełnie innym świecie. Opisywali pełną wolność, radość, pięknie ubranych ludzi i nowoczesne samochody, które jeżdżą tak cicho, jakby miały kapcie, ale... dla mnie wszystko to było zbyt abstrakcyjne. Moja wyobraźnia po prostu nie była w stanie ogarnąć podobnych rzeczy.
Teraz, dzięki tym zachodnim stacjom, na własne oczy ujrzałam nie tylko obłędne kolory, jakich w naszym kraju po prostu nie było, ale i nieprawdopodobną radość, która wręcz biła od ludzi pojawiających się na ekranie.
Uwierz, to był gigantyczny wstrząs dla dziewczyny, która sądziła, że do końca życia będzie mieszkała w szarym świecie. To, co zobaczyłam na ekranie, w tej mojej sowieckiej Legnicy (nazywanej przecież Małą Moskwą), kojarzyło mi się z rajem. Zakochałam się w nim bez pamięci i uwierzyłam, że kiedyś tak będzie u nas. A może wtedy właśnie postanowiłam, że będę pracować w telewizji?
Fot. Wiktoria Grąbczewska
... wciąż brakuje nam tej wolności emocjonalnej i duchowej. Poczucia sprawczości. Nadrobimy pewne rzeczy, lecz pod pewnym warunkiem: musimy sobie uświadomić, że nie ruszymy do przodu, jeżeli nie odetniemy się od pewnych kodów, które – jak nam się wmawia – są jedynymi słusznymi.
W ten sposób wracamy do tematu kobiet, bo to my możemy dokonać największych zmian. Na razie godzimy się na to, jak jesteśmy traktowane, bo cóż – nie każdą z nas stać na zbyt dużą odpowiedzialność; za siebie i swój świat.
Ale powoli. Zobacz, co się wydarzyło w USA, gdzie mamy pierwszą w historii kobietę wiceprezydent. Zobacz jak świetnie radzą sobie prezydentki i premierki, wybierane na te stanowiska w Estonii, Islandii, Danii, na Litwie. Przecież to jest tuż obok nas.
Dlatego tak ważne jest dla mnie siostrzeństwo, solidarność kobiet. Wzajemnie wsparcie i to moje hasło "dmuchaj w skrzydła każdej kobiety". Czasem czytając, jak jedna z nas atakuje drugą, myślę sobie: hej dziewczyno, zanim zaczniesz robić podobne rzeczy, zastanów się chwilę. O ile prościej byłoby uszanować wybór drugiej kobiety, jakikolwiek on jest.
Widzisz, gdy mam przeprowadzić wywiad, zawsze wychodzę z założenia, że rozmówca jest czystą kartką. Nawet jeżeli to osoba, na temat której w ciągu wielu lat przeczytałam sporo artykułów i mogłoby się wydawać, że z tego powodu znam go jak własną kieszeń, kasuję całą tę wiedzę. Idę po nowe. Bez jakichkolwiek założeń i uprzedzeń. Zakładając, że spotkam najwspanialszego człowieka w życiu.
Ta dziennikarska zasada sprawdza się również w życiu prywatnym, zdecydowanie polecam przetestowanie jej każdej dziewczynie. Chodzi o to, abyśmy uświadomiły sobie, że dodanie otuchy koleżance, skomplementowanie jej i zapewnienie wsparcia, sprawia, że same czujemy się lepiej.
Wraca do nas dobra energia, na którą nie możemy liczyć, kopiąc pod kimś dołki. Jak mawia Joanna Keszka: gdybyśmy poświęcały tyle samo energii na budowanie relacji z innymi kobietami, co z mężczyznami, wszystkie byłybyśmy naprawdę szczęśliwe i spełnione.
Ale niestety, zostałyśmy wytresowane przez patriarchat tak, że najważniejszy na świecie ma być ukochany misio-pysio. Żyjemy w przeświadczeniu, że nasze życie po prostu musi kręcić się wokół adorowania mężczyzny.
Oczywiście, nie polecam zaniedbywać potrzeb naszego wybranka, chodzi wyłącznie o zrozumienie, że na relacji damsko-męskiej świat się nie kończy; zwłaszcza, że jak mawia moja przyjaciółka, ze swojego mężczyzny nie zrobisz przyjaciółki. Przyjaciela – owszem, masz szansę, ale to wciąż dwa różne światy.
Tak więc oddajmy Bogini, co boskie, a cesarzowi, co cesarskie – nauczmy się rozdzielać czas i energię na pielęgnowanie zarówno więzi z facetem, jak i z drugą kobietą. Przecież wyłącznie ona zrozumie sprawy, które są dla nas bardzo istotne, a o których mężczyzna – nawet najwrażliwszy i pełen dobrych intencji – nie ma pojęcia.
Wiesz co uświadomiłam sobie w trakcie tej rozmowy? Magda, czas założyć własny kościół! Dobra, wystarczy związek wyznaniowy. Wyobraź sobie: wchodzisz do świątyni, a tam ja, cała na biało (śmiech).
Może tak ambitnego planu nie uda się zrealizować błyskawicznie, ale kto wie, za jakieś trzydzieści lat? Joanna twierdzi, że ten kraj potrzebuje kobiecych orgazmów. A ja dodaję: i wspólnoty szeroko rozpostartych kobiecych skrzydeł.