Nie żyje Michael Collins, zapomniany astronauta i "najbardziej samotny człowiek w historii"
W wieku 90. lat odszedł Michael Collins, wieloletni pracownik NASA i uczestnik wyprawy Apollo 11 na Księżyc. Przez lata pozostawał w cieniu Neila Armstronga, bo i gdy ten zatykał amerykańską flagę na księżycu w towarzystwie Buzza Aldrina, Collins pozostał - zresztą zgodnie z planem - na pokładzie statku kosmicznego.
Michael Collins zdecydował się iść w ślady ojca i podjął studia na prestiżowej uczelni wojskowej West Point, którą ukończył w 1952 roku. Następnie wstąpił do Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, a za sterami myśliwców wylatał ponad 4200 godzin.
W 1963 roku, jako 33-latek, zakwalifikował się do programu NASA. Już dwa lata później został pilotem rezerwowym misji kosmicznej Gemini 7.
W 1966 roku Michael Collins po raz kolejny wyruszył w kosmos, tym razem jako główny pilot misji Gemini 10. Odbył wówczas spacer w przestrzeni kosmicznej i wykonał zdjęcia, jednak musiał on zostać skrócony ze względu na nieoczekiwany obrzęk oka astronauty.
Przydomek "najbardziej samotnego człowieka w historii" przylgnął do Michael Collins za sprawą jego komentarza do misji kosmicznej podczas której jako pierwszy astronauta NASA pozostał sam na statku kosmicznym, podczas gdy towarzysze wyprawy udali się na podbój Księżyca.
"Wiedziałem, że jestem sam w sposób, w jaki jeszcze nikt nie był" - powiedział Collins.
Z NASA odszedł w 1970 roku, w wieku 40. lat, by zostać dyrektorem Narodowego Muzeum Lotnictwa i Przestrzeni Kosmicznej. Napisał też szereg książek, głównie dotyczących misji kosmicznej.
Przyczyną śmierci Michaela Collinsa był nowotwór.
Czytaj także: Chcesz polecieć na Marsa? Europejska Agencja Kosmiczna szuka ochotników, zwłaszcza kobiet