Anna Mioduska: Pomaganie jest częścią DNA Legii Warszawa

Bartosz Świderski
– Piłka nożna i sport to serce Klubu, ale zawsze razem mieliśmy świadomość, że to coś więcej niż organizacja sportowa. Największą siłą Legii jest jej społeczność, wpływ na ludzi, zaangażowanie emocjonalne – mówi prezeska Fundacji Legii Warszawa Anna Mioduska.
Fot. Materiały prasowe
Zacznę od pytania, które jak się domyślam rzadko pada, ale w głowie Pani rozmówców lub znajomych pewnie często się pojawia. To pomaganie i fundacja to tak na serio czy to tylko kaprys, albo pomysł na PR?

Osoby, które mnie znają, wiedzą jaka jest odpowiedź, więc nie muszą sobie zadawać takiego pytania. Reszcie chętnie opowiem o tym co robię wraz z moim zespołem i niech sami sobie odpowiedzą. A najlepiej niech się dołączą do naszych działań i sami się przekonają.

Pytałem przekornie, bo przed naszą rozmową sprawdziłem co robi Fundacja Legii. Kilka dni temu informowaliście o 50 tys. sfinansowanych i dostarczonych posiłków dla seniorów w Warszawie podczas pandemii w ramach akcji Gotowi Do Pomocy. Robi wrażenie.



Akcja Gotowi Do Pomocy była i jest wyjątkowa, bo na początku pandemii udało się do niej zaangażować nie tylko zespół Fundacji, ale cały Klub, wielu naszych partnerów i przyjaciół. Cała Legia stała się przez kilka miesięcy organizacją charytatywną. Jestem bardzo dumna i szczęśliwa, że tak wiele osób zaangażowało się w pomoc potrzebującym, mimo że wszyscy musieli sobie radzić ze swoimi problemami, bo to był czas trudny dla każdego. Operacyjnie i logistycznie było to gigantyczne wyzwanie, nikt dotąd czegoś takiego w Polsce nie zrobił. Nam się udało.

Inne kluby piłkarskie też robiły specjalne akcje – zrzutki i cegiełki głównie na klub. Nie było takiej pokusy, żeby pomóc sobie, a nie innym?

Nie oceniam działań innych klubów. Nie ma nic złego w organizowaniu zrzutek. Ja jednak reprezentuję Fundację i mam na to inne spojrzenie, zawsze myślę o tych, którzy mają trudniej. Wierzę, że w przypadku Legii i tego jak w tamtej sytuacji zareagowali np. pracownicy Klubu, kluczowe znaczenie miało to, że dla nas działalność charytatywna nie jest czymś nowym, nie jest jednorazową akcją i dzięki temu chęć pomagania jest czymś co zakorzeniło się w całej organizacji.

Jako Fundacja Legii od 6 lat prowadzimy wiele stałych programów pomocowych. To codzienna praca, dzień po dniu, zazwyczaj mniej spektakularna, ale bardzo potrzebna. Pracujemy głównie ze znajdującymi się w trudnym położeniu dziećmi i młodzieżą, prowadzimy programy edukacyjne, wspieramy świetlice środowiskowe. To świat, którego na co dzień nie widać w mediach, ani w serialach, ale on istnieje, jest obok nas. Warszawa jest dziś nowoczesnym, europejskim miastem, stwarzającym olbrzymie możliwości. Ale nie dla wszystkich. Mnóstwo osób potrzebuje pomocy. Dotyczy to zarówno np. dzieci z patologicznych rodzin jak i osób starszych, które często są samotne i pozbawione środków oraz warunków do godnego życia. Staramy się im pomagać w miarę naszych możliwości.

Nie powinniście zajmować się kibicami Legii, a opiekę nad resztą zostawić organom Miasta lub Państwu?


Legia ma swoją wielką, zaangażowaną społeczność i w wielu przypadkach pomagamy na różne sposoby kibicom Klubu. Ale Legia jest też częścią społeczności warszawskiej i nie tylko. Czujemy się ważną częścią miasta i mamy poczucie odpowiedzialności. Dlatego od początku naszym założeniem było, że nie trzeba mieć karty kibica aby liczyć na nasze wsparcie. Przeciwnie, wielu naszych podopiecznych staje się kibicami Legii poprzez nasze działania. Poznają Legię od innej strony, widzą że nie jest to tylko drużyna sportowa, ale organizacja społeczna wrażliwa na los potrzebujących. Zresztą kibice Legii też prowadzą wiele wspaniałych akcji pomocowych z własnej inicjatywy. Często współpracujemy i wzajemnie się wspieramy. Pomaganie jest częścią DNA Legii.

Pani mąż, prezes Legii, biznesmen i wielki miłośnik piłki nożnej, też tak to postrzega?


Absolutnie tak. Piłka nożna i sport to serce Klubu, ale zawsze razem mieliśmy świadomość, że to coś więcej niż organizacja sportowa. Największą siłą Legii jest jej społeczność, wpływ na ludzi, zaangażowanie emocjonalne. To wykracza poza sport. Razem żyjemy Legią 24 godz. na dobę, każdego dnia spędzamy w Klubie wiele godzin i robimy wszystko aby dążyć do zwycięstwa. Z jednej strony na boisku w walce o trofea i puchary, a z drugiej np. w świetlicach środowiskowych gdzie wygraną jest szansa na normalne życie.

Legia otwiera drzwi do serc i portfeli darczyńców?

Oczywiście pomaga, otwiera drzwi, ale o klucz do skarbca trzeba się już bardziej postarać. Ciężka praca to chleb codzienny każdej organizacji charytatywnej. Nie inaczej jest w Fundacji Legii.

A co robiłaby Anna Mioduska gdyby Legii nie było? Lockdown na Zanzibarze?

To samo co teraz, choć pewnie w innej skali. Działalnością charytatywną w różnych formach zajmowałam się przed Legią i myślę, że zawsze będę w ten czy inny sposób zaangażowana w pomaganie. Mam ten przywilej, że na pewnym etapie życia mogłam zrezygnować z mojej kariery prawniczej i zająć się wychowaniem córek. Dziś mogę zajmować się pomaganiem potrzebującym i nie wyobrażam sobie, że miałabym z tego zrezygnować.

Czyli to nie kaprys?

Nie.

Może w takim razie PR?


Nie lubię występować w mediach. Wystarczy mi, że swojego męża częściej widzę w gazetach niż w domu. Czasami jednak trzeba gdzieś wystąpić, żeby zachęcić do wspierania Fundacji Legii. A’propos, właśnie jest ostatni moment na rozliczenie PIT-ów, dlatego skorzystam z okazji aby zachęcić wszystkich, którzy jeszcze tego nie zrobili, aby przekazali na nas 1 proc.

Czyli zawsze praca na pierwszym miejscu. A co robi Pani „po godzinach”?

Nie postrzegam pracy jako obowiązku. To pasja, która jest częścią życia, mojego i mojej rodziny. To bardzo ważne, bo rodzina jest dla mnie najważniejsza. I przyjaciele. Zawsze staram się dla nich znaleźć czas, choć często jest go za mało. Rozmowy, książki, narty, czasem serial w domu na kanapie. Dom to mój azyl. Nie da się też ukryć, że coraz mocniej przeżywam mecze Legii. Darek zawsze był zagorzałym i bardzo emocjonalnym kibicem. Przez długie lata nie udało mu się mnie tym zarazić. No to kupił klub…