„Ściema po polsku” czyli jak nie masz pieniędzy, to miej pomysł

Artykuł PR-owy SDE Media & Events
„Ściema po polsku” to film o tym, co nas otacza. O parciu na szkło, chęci bycia gwiazdą za wszelką cenę, o ciągłym wyścigu w byciu lepszym, ładniejszym, bogatszym. W mediach społecznościowych pokazujemy się przy super samochodach, na tle pięknych widoków, wszyscy są wiecznie uśmiechnięci, choć na co dzień łykają psychotropy i ledwo nie wyzioną ducha w pogoni za pieniędzmi.
Ściema po Polsku. Kadr z filmu Fot. materiały prasowe
Film wyśmiewa wielkie-małe kariery – aktorzy grają małe epizody w zagranicznych produkcjach, a my czynimy z nich gwiazdy na miarę Hollywood. To wszyscy znamy z gazet… czas najwyższy, żeby tymi tematami zajęło się kino, najbardziej masowa ze sztuk. Gdzieś zatraciliśmy umiejętność trzeźwego patrzenia. Pytanie, czemu kupujemy i sprzedajemy ten cukierkowy świat? Co nas napędza? I jaką cenę przyjdzie nam zapłacić? Niewątpliwie Pujszo czuje nosem, co jest na topie.

Ewa Kasprzyk po projekcji filmu powiedziała, że nie spodziewała się, że „Ściema po polsku” jest tak prawdziwa i że ciągle o niej myśli. Bez względu jednak na reakcję widzów, niektórzy krytycy wieszają na „Ściemie” psy. Że film jest nudny, że szowinistyczny, że znowu to samo, że nie wiadomo, o co Pujszo chodzi. A Pujszo konsekwentnie robi swoje filmy, w swoim stylu. I nie zważa na krytykę. Zanim jeszcze produkcja ujrzała światło dzienne, w sieci pojawił się zwiastun „Ściemy”. I choć nikt nie widział filmu, zawyrokowano – „do bani”! Na szczęście – ile punktów siedzenia, tyle punktów widzenia. Kiedy Pujszo kilka lat temu, dostał nagrodę na Festiwalu Filmowym w Gdyni, przewodniczący jury Janusz Kijowski stwierdził, że reżyser stale powinien dostawać dofinansowanie, bo bawi się formą, robi oryginalne kino, kompletnie inne niż wszyscy.
Film został zrealizowany przy niewielkim budżecie, który zebrał sam reżyser. Pujszo wiele lat temu, realizował filmy na Zachodzie, z budżetami około 10 milionów dolarów, a jego Królowie życia” odnieśli gigantyczny sukces (prawa do remake’u kupił Spielberg). Napisał scenariusze i zagrał główne role w dwóch zachodnich produkcjach! Zamiast Zachodu Pujszo wybrał Polskę. Jak mówi – „ jak nie masz pieniędzy, to miej pomysł”. I zgodnie z tą starą zasadą zrealizował „Ściemę”. Projekt autoironiczny, pastiszowy, nowatorski i mocno prowokacyjny.


Pujszo zatrudnił w „Ściemie” naturszczyków, bo gwarantowali spontaniczność, naturalność i nieprzewidywalność w scenach. Nie odgrywają, tylko po prostu są. Dlatego ma się wrażenie, że wszystko podgląda ukryta kamera, a „aktorzy” są w domu wielkiego brata. To widz decyduje o tym, jak odbiera kolejne sceny – czy są prawdziwe, czy to dokument – trochę jak w „Boracie”, czy wielki kit. Wielkim odkryciem produkcji jest Piotr Adamczuk, na co dzień prezes Lubelska TV, a w filmie wcielający się w jednego z biznesmenów, z którym alter ego Pujszo kręci film.

Panowie uważają się za rekinów biznesu i chcą wszystkich wykiwać. Trio jest zawsze lepsze niż duet, więc gdy dołącza do nich bohater grany przez komika Grzegorza Halamę, zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Trzeba się tylko dać porwać i puścić wodze fantazji. Panowie zaczynają kręcić film bez scenariusza, za kasę z castingów od napalonych, półnagich amatorek gotowych na wszystko. Ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. A może kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Oba powiedzenia idealnie oddają rozwój akcji.

Piotr Adamczuk zapytany o wspomnienia z planu zapewnia, że „na planie była super atmosfera, cudowni ludzie, zero zgrzytów”. Z Pujszo znają się od dawna i Adamczuk doskonale wiedział, na co się pisze. Jednocześnie zapewnia, że czuł, że „Ściema” będzie inna od wszystkich poprzednich dzieł Pujszo, że „będzie pokazywała rzeczywistość w innym wymiarze i innej formie”. Polski szołbiznes ma w końcu swoje specyficzne cechy i warto je poznać „od kuchni”.

A jak w filmie znalazł się uznany komik i stand uper Grzegorz Halama? Obaj z Pujszo cenią improwizację. „Improwizacja jest moim żywiołem, a możliwość improwizowania na planie filmowym to dla mnie szansa na stworzenie wyjątkowych sytuacji i dialogów, które trudno jest napisać na sucho, na kartce” – mówi. Halama nie mógł zatem nie przyjąć propozycji Pujszo. „Często reżyserzy pozwalają mi na luźny styl pracy. Zachowuję sens tekstu i sceny, ale mówię własnymi słowami, zwykle z dodaną wartością humorystyczną. Jednak to co się działo na planie „Ściemy po polsku” przekraczało to, czego już doświadczyłem. Mariusz jest doskonałym partnerem do prowokowania improwizowanych sytuacji” – podsumowuje. I dodaje: „przyznam, że czasem sam nie wiedziałem czy akurat gramy scenę i się wypuszczamy w improwizacje, czy dzieje się coś prawdziwego. Towarzyszyłem powstawaniu filmu od samego początku.
Grzegorz Halama i Mariusz PujszoFot. materiały prasowe
Mariusz Pujszo jest pozytywnym wariatem, który lubi przekraczać granice. Nie zdziwię się, jeśli spotykam się z pytaniami w stylu: ile trzeba zapłacić, żeby wystąpić w drugiej części. Póki co wyszedł z tych naszych „zabaw” ciekawy efekt, pełen zaskakujących scen i dialogów. Dzięki Mariuszowi kiełkuje specyficzny styl polskiej komedii, którego jeszcze nie było. Warto też uczestniczyć w tej historycznej chwili. Zapraszam do kina na Ściemę po polsku”.

W Filmie po raz pierwszy na ekranie widzimy m.in. Dominikę Dąbrowską, Magdalenę Krakowiecką, Kamila Balcerzaka, Natalię Opyrchał, Magdalenę Nowak, Patrycję Karczewską.

Ten film bez scenariusza, a jednak ze scenariuszem, powstawał na żywo, na planie. Sekwencje powstawały na bieżąco. Jest scena, gdy aktor gra scenę poranną, jest zaspany. Wyszła jednak nienaturalnie i dopiero, gdy reżyser faktycznie wszedł do pokoju śpiącego aktora, wyszła prawdziwie, bo naprawdę był zmęczony, po imprezie i nie bardzo wiedział, co mówi. Wiele scen powstało w ten sposób. Pujszo jest bowiem cierpliwy i czeka na właściwy moment. W „Ściemie” nie mogło być przecież ściemy. Jak ktoś miał biegać to nie grał biegania, tylko biegł naprawdę, nie miał odtwarzać picia, tylko pić.

„Ściema” gwarantuje doskonałą rozrywkę. Jak mówi Pujszo, „wszystko co nas otacza, jest strasznie poważne, nie mamy dystansu, podchodzimy do wszystkiego zero-jedynkowo”. „Ściema” stoi w kontrze, dezorientuje widza, tworzy nowy styl. Widz przyzwyczajony do wygładzonych komedyjek zaśnie na filmie, albo wyjdzie z kina, ale będą i tacy, który szeroko otworzą oczy. Wbrew pozorom to nie jest banalna rozrywka, tylko nieoczywista – taka, dla widza trochę zwariowanego i na luzie. Film jest też, jak mówi Halama „straszliwą pułapką dla krytyków filmowych, którzy nie wyczują głębokiej autoironii, bo jest niczym sidła zastawione na nich”.

Film jest inny i przez wielu zostanie odrzucony, tak jak kiedyś odrzucano „Rejs” czy filmy Barei, a dziś są filmami kultowymi. „Polisz kicz projekt” też atakowano, ale publiczność na całym świecie przyjęła go z otwartymi ramionami. Reakcje widowni po projekcjach „Ściemy” są fantastyczne i jak deklaruje Mariusz Pujszo – „to daje mi siłę do działania i sprawia, że wierzę, że moje kino jest potrzebne”. Generalnie Pujszo wiele można zarzucić, ale na pewno nie to, że spoczął na laurach i odcina kupony. Stworzył własny styl i ma swoją publiczność. Jest także jedynym polskim aktorem, który w wysokobudżetowych, zachodnich filmach zagrał główne role („Królowie życia”, „Gunblast vodka”). „Ściema po polsku” obroni się sama. Warto dodać, że na Festiwalu Filmów Satyrycznych film zdobył główną nagrodę.

Oprócz filmów Puszjo robi gale – m.in. „Luksusowa Marka Roku” czy „Osobowości i Sukcesy’, stworzył Światowy Dzień Optymisty (21.08), założył fundację „Jestem Optymistą”, która organizuje co roku Festiwal Optymizmu, i prowadzi wydawnictwo. Jak łączy te obowiązki z byciem reżyserem? „Robienie filmów to moja pasja, liczy się zaangażowanie i determinacja, tak traktuje wszystkie moje aktywności. To jest właśnie klucz do sukcesu, robić coś, co się naprawdę lubi.”. I dodaje pół żartem, pół serio: „pamiętajcie, nie ten odnosi sukces, co wcześnie wstaje, tylko ten, kto jest optymistą”.

Anna Koperska
Fot. materiały prasowe