Dramatyczny wypadek lidera po wściekłym ataku mistrza świata F1. Sceny grozy na torze
Max Verstappen (Red Bull Racing) miał poważnie wyglądający wypadek już na początku Grand Prix Wielkiej Brytanii Formuły 1. Lider mistrzostw starł się z Lewisem Hamiltonem (Mercedes) i wygląda na to, że mistrz świata jest winny kraksy. Wszystko wyglądało bardzo poważnie, na szczęście Holendrowi nic się nie stało. Zawody przerwano.
W piątek Holender był za plecami Brytyjczyka w kwalifikacjach, ale już w sobotę utarł mu nosa i wyprzedził go w sprincie kwalifikacyjnym. W niedzielę obaj ruszyli mocno do walki o Grand Prix Wielkiej Brytanii, Hamilton wściekle atakował i próbował na słynnym zakręcie "Copse" wcisnąć przed wielkiego rywala.
Doszło do kontaktu między bolidami, które zetknęły się kołami, w samochodzie Red Bulla odpadło prawe tylne koło, a lider mistrzostw świata znalazł się najpierw w żwirowej pułapce, a później potężnie uderzył w bandę z opon. Bolid się roztrzaskał, szybko dojechał do Holendra samochód medyczny, a Verstappen z trudem wysiadł z bolidu. Wyścig natychmiast przerwano.
W teamie Red Bulla wszyscy złapali się za głowy, stracili szansę na dobry wynik w zawodach, a przede wszystkim drżeli o stan zdrowia swojego asa. Na szczęście ten o własnych siłach udał się do karetki. Lewis Hamilton tymczasem zarzekał się, że to nie była jego wina. Powtórki i rozmowy między sędziami z FIA pokazują jednak co innego, mistrz świata może spodziewać się surowej kary.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut