Polka, której udało się uciec z Afganistanu. "To, co się dzieje, jest straszne. Kobiety są bite"
Monika Szczygielska jest Polką, której wraz z mężem (pochodzenia afgańskiego) udało się uciec z Kabulu. Propagowane przez talibów prawo szariatu stało się jedną z przyczyn, dla której małżeństwo musiało opuścić kraj. Ograniczenie praw kobiet, represjonowanie osób współpracujących z rządem, kara śmierci za brak podporządkowania fundamentalistycznym zasadom Islamu - to tylko nieliczne z powodów dramatycznego położenia Afgańczyków.
Czego dowiesz się z wywiadu?
- Jak wyglądała ewakuacja ludzi z Afganistanu i co działo się na lotnisku?
- Kamienowanie za zdradę, obcinanie rąk za kradzież, zrzucenie z wysokości za homoseksualizm, publiczne golenie włosów kobietom za niewłaściwy ubiór - to tylko nieliczne z represji. Za co i w jaki sposób talibowie każą ludzi?
- Jaki los czeka tych, którzy nie zdołali uciec?
Jeszcze na tydzień przed przejęciem pałacu prezydenckiego w Kabulu, prezydent Joe Biden zapewniał, że przejęcie Afganistanu przez talibów jest mało prawdopodobne. Rząd afgański temu wtórował, podkreślając, jak silną armią dysponuje. Dzisiaj ludność kraju podejmuje desperackie próby ucieczki z własnego domu, bo czują, że czeka ich tam pewna śmierć i zniewolenie.
Pani Monika, związana z Afganistanem od 2019r., była nauczycielką języka angielskiego w szkole w Kabulu oraz koordynatorką w organizacji pozarządowej, której celem jest niesienie pomocy dzieciom niemającym dostępu do edukacji. Wraz z mężem szczęśliwie powróciła do Polski. Mąż pani Moniki jest byłym pracownikiem rządowym, piastował urząd w ministerstwie, gdzie zajmował się agronomią. W wywiadzie nasza rozmówczyni opowiada o sytuacji w Afganistanie, swoich doświadczeniach i ucieczce z kraju, który pokochała.
Klaudia Szarowska: Czy tam na miejscu docierały do was informacje o zbliżającym się zagrożeniu? Czy spodziewaliście się podobnego scenariusza?
Monika Szczygielska: Spekulacje o tym, że coś może się wydarzyć, pojawiły się mniej więcej dwa miesiące temu, kiedy Stany zaczęły wycofywać swoje wojska z Afganistanu. Nie wiedzieliśmy na co się przygotować, ale wiadomo było, że nie będzie to nic dobrego. W międzyczasie talibowie zdobywali kolejne prowincje.
Czy zaczęliście wówczas rozważać opuszczenie kraju?
Nie, nie planowaliśmy w ogóle wyjeżdżać. Mieliśmy nadzieję, że ta sytuacja się uspokoi. Nikt nie spodziewał się takiego przebiegu zdarzeń i tego, że talibowie w takim tempie zdobędą Kabul. Dokładnie pamiętam ten moment. W niedzielę rano jeszcze było spokojnie, ale ok. 11:00 dochodziły do nas głosy, że talibowie stoją u bram miasta. Po południu dumnie przejeżdżali już przez centrum, kierując się w stronę lotniska, by następnie udać się do pałacu prezydenckiego. Choć talibowie podają w mediach, że nie ma się czego obawiać, wszyscy doskonale wiemy, jak krwawe rządy czekają teraz kraj. Wiemy również o listach osób, które mają być represjonowane, jesteśmy też świadomi konsekwencji wprowadzenia prawa szariatu.
Twój mąż, jako były pracownik rządu oraz Afgańczyk, który poślubił nie-muzułmankę, byłby na liście osób represjonowanych, prawda?
To bardziej niż pewne. Wszyscy, którzy jakkolwiek współpracowali z rządem znajdą się na liście. Poślubiając nie-muzułmankę traktowany jest jako “zdrajca religii”. To był główny powód, dla którego postanowiliśmy uciekać. Dodatkowo ja, jako kobieta nie mogłabym już pracować, uczyć w szkole czy nawet wyjść na ulicę bez mężczyzny - nie wyobrażam sobie takiego życia.
Monika Szczygielska z mężem•archiwum prywatne
Jak zatem udało się wam wyjechać? Jakie kroki podjęliście?
Jako że w Afganistanie nie ma polskiej ambasady, cały proces odbywał się za pośrednictwem ambasady w Delhi. Zadzwoniłam tam, opowiedziałam jak wygląda sytuacja i zapytałam, jakie kroki powinnam podjąć. Następnie dostałam telefon, że zorganizowano lot ewakuacyjny do Czech. Jednak otrzymałam również informację, że ja mogę lecieć, ale mój mąż już nie, bo nie posiada wizy. Sytuacja stała się bardzo napięta.
Tłumaczyłam urzędnikom, że nie wylecę bez męża i prosiłam ich, aby znalazł się na liście pasażerów. Nie wyobrażałam sobie, że miałby tam zostać. Ostatecznie po wielu rozmowach i wymienionych mailach udało się - mogliśmy wyjechać razem, tę informację otrzymaliśmy na godzinę przed wylotem. To jednak nie koniec.
Ambasada potwierdziła, że faktycznie oboje możemy lecieć i samolot już czeka, ale czy bezpiecznie dostaniemy się na lotnisko i czy w ogóle talibowie wpuszczą nas na pokład - na to już nikt nie ma wpływu.
Czyli nie było transportu “od drzwi do drzwi”, odprawy na lotnisku i wejścia na pokład samolotu na podstawie listy pasażerów, a raczej gorączkowa ucieczka?
Dokładnie. To, co zobaczyłam na lotnisku przerosło moje wyobrażenia i uświadomiło, że jest to ostatnia chwila, aby wyjechać. Ze względu na to, że nie ma lotów komercyjnych, samolot startował z lotniska wojskowego. Gdybym nawet chciała wydostać się samodzielnie jako "turystka", to nie było na to szans, dlatego tak wdzięczna jestem panu Konsulowi RP w Delhi oraz Konsulowi RP w Pradze za pomoc i zorganizowanie tej akcji ewakuacyjnej.
Co działo się na lotnisku?
Panował chaos, ludzie gorączkowo próbowali dostać się do samolotu. Choć wielu miało wszelkie niezbędne dokumenty i wizy, talibowie i tak nikogo nie wpuszczali. Dochodziło do aktów przemocy, polewali ludzi wodą, krzyczeli, bili. Dokoła były porozrzucane walizki, przerażone rodziny z dziećmi…
Jak udało wam się dostać do samolotu?
Udało się tylko dlatego, że jestem Polką. To ja rozmawiałam z talibami, tłumacząc, że samolot czeka, że lecę z mężem, że jesteśmy na liście. Mąż, jako, że jest Afgańczykiem, beze mnie nie miałby najmniejszej szansy, aby dostać się na pokład. Kilkukrotnie musiałam pokazywać dokumenty, negocjować. Na bramkach mówili, że nie ma lotu, że nigdzie nie wyjedziemy, jednak w końcu jeden z talibskich „liderów”, puścił nas i mogliśmy wejść na pokład samolotu.
Co teraz z rodziną twojego męża i waszymi przyjaciółmi, którzy zostali?
Ludność afgańska jest zróżnicowana, podzielona na grupy etniczne. Islam dzieli się na sunnitów i szyitów. Sunnici stanowią większość, twierdzą, że Islam jest jedyną, prawidłową religią. Szyici natomiast są “odłamem” religijnym, który według tych pierwszych złamał zasady, zatem nie pałają do siebie sympatią.
Rodzina mojego męża należy do szyitów, to jest już pierwszy argument, mówiący o ich problemach. Po drugie jeden z członków rodziny był w wojsku afgańskim, więc jest na liście represjonowanych. Próbują uciec, przedostać się do Iranu drogą lądową, co jak wiadomo graniczy z cudem, bo opuszczenie obecnie Afganistanu jest nielegalne.
Moi znajomi wysyłają do mnie codziennie informacje o tym, co się dzieje oraz prośby o pomoc. Ja niestety nie jestem w stanie zrobić nic więcej, poza odesłaniem ich do odpowiednich organizacji i kontaktowaniem się z osobami, które mogłyby pomóc.
Jesteś w stałym kontakcie z osobami, które tam przebywają - co się obecnie dzieje, poza tym, co obserwujemy w mediach? Jak wygląda kwestia wprowadzenia prawa szariatu?
Panuje strach i niepokój, ludzie boją się wychodzić z domów. Próbują uciekać. Słyszałam od znajomych o przypadku pobicia kobiety, której wystawał kawałek włosów spod nikabu. Innej z kolei ogolono publicznie włosy, bo źle się ubrała. To, co się dzieje, jest straszne.
Czy to prawda, że prowadzone są listy niezamężnych kobiet, a rodziny muszą wydawać takie dziewczyny za żony bojownikom talibskim przez co stają się one niewolnicami seksualnymi i słuch o nich ginie?
Tak, to prawda. To się zaczęło w prowincji Badachszan - na północy przy granicy z Tadżykistanem. Siłą wyciągali z domów dziewczynki powyżej 12 roku życia i wdowy poniżej 40 roku życia. Pod przymusem zostawały wydawane za mąż, za dużo starszych mężczyzn. Te dziewczyny przepadły bez śladu. Prowadzone są obecnie naloty na domy. Talibowie sprawdzają, ilu jest domowników i jakiej płci. Mężczyźni należący do szyitów również siłą są wyciągani z domów, a potem nie ma z nimi żadnego kontaktu.
Czy to prawda, że za homoseksualizm ludzie znowu są mordowani?
Tak. To jest dokładnie to samo, co było kiedyś. W latach 90-tych, talibowie przejęli stadion w Kabulu i wykorzystali go na publiczne egzekucje. Na siłę ściągano tam publiczność, która musiała oglądać jak mordują ludzi, obcinają kończyny, kamienują, wieszają. Osobiście znam osobę, która oglądała to wówczas na żywo. Za homoseksualizm zrzucano ludzi do pustego basenu z liczącej 10 metrów wieży basenowej, z zastrzeżeniem, że jeżeli ta osoba to przeżyje, to może iść wolno. Jestem pewna, że wejdzie to ponownie w życie. Prześladowanie ludzi już trwa.
Pamiętam też z materiałów archiwalnych, wypowiedź jednego z talibów, który po przejęciu przez nich stadionu stwierdził, że "nie mają nic przeciwko uprawianiu sportu, ale oni potrzebują miejsca na egzekucje, więc jak ONZ zapewni im takie miejsce, to oddadzą stadion w Kabulu"
Jakie nastroje panują w społeczeństwie? Kogo uważa się za winnego? Amerykanów, którzy wycofali wojska, rząd afgański, który uciekł z kraju, czy może jednak, bez cienia wątpliwości, zło upatrywane jest wyłącznie w talibach?
Zdania są całkowicie podzielone. Są tacy, którzy twierdzą, że jest to wina Amerykanów, bo doprowadzili do Proxy War (przyp. red.: "wojna zastępcza", prowadzenie działań wojennych danego kraju, na terenie innego, zastępczego państwa, które w teorii nie uczestniczy w konflikcie).
Są również ci, którzy twierdzą, że Stany pomogły odbudować kraj i uważają ich za bohaterów.
Bojowników talibskich boi się większość społeczeństwa, wiedzą, jacy bywają okrutni i dlatego chcą uciekać. Ci ludzie wolą być gdziekolwiek, byle nie było tam talibów. Czasem oczywiście zdarzają się głosy, że przecież nie jest tak źle - bo talibowie ogłosili koniec wojny, będzie porządek i mniej złodziei...
Czyli powtarza się sytuacja z 1996r., kiedy to ludzie woleli jakąkolwiek władzę, niż jej brak i nieustanne wojny domowe. Byle był spokój lepiej się podporządkować?
Tak. Niektórzy jeszcze przymykają oko wierząc, że może będzie dobrze, że kobiety zachowają prawa, dzieci będą mogły się uczyć, że będzie pokój. Jednak obserwując to, co się dzisiaj dzieje wiem, że tak się nie stanie, będzie to powtórka z lat 90-tych. Pozostaje pytanie, o co przez 20 lat była ta wojna, skoro historia zatoczyła koło, a kraj jest w punkcie wyjścia.
Dwa lata temu zdecydowałaś się wyjechać do Afganistanu, choć sytuacja nie była tam stabilna, nie bałaś się?
To było moje marzenie od wielu lat. Chciałam pojechać i zobaczyć na własne oczy to, o czym słyszałam, co się tam dzieje od tak dawna, jest prawdą. Chciałam to zobaczyć z bliska. Oczywiście, że była obawa, ale jednak się zdecydowałam. Zamieszkałam w spokojnej wiosce w prowincji Ghor, która miała być bezpieczna. Gdy jednak wyjechałam do Kabulu, miałam przez chwilę paranoję, że ktoś mnie porwie, wysadzi, zrobi krzywdę, ale wynikało to raczej z historii, których się nasłuchałam, a nie z realnego zagrożenia.
Afganistan jest pięknym miejscem nie tylko pod względem krajobrazowym, ale również w aspekcie różnorodności kulturowej - 14 odrębnych grup etnicznych tworzy zróżnicowaną tradycję, zwyczaje, zachowania, jedzenie, inny język. Jest mi tak, żal, że być może już nigdy nie będzie to ten sam kraj. Jest to naprawdę bardzo ciekawe i nieodkryte miejsce...
Nieodkryte i niezdobyte - nie bez powodu Afganistan nazywany jest cmentarzem imperiów…
Dokładnie, poległy tam trzy wielkie mocarstwa - Brytyjczycy, Sowieci, Amerykanie. Miejsce to nie zostało zdobyte, bo ludzie tam są na tyle zacięci, żeby go bronić i nie dopuścić nikogo. Dużą rolę odgrywa też ukształtowanie terenu, które najlepiej zna żyjąca w Afganistanie ludność, żadne obce armie nie mogły temu sprostać.
Monika Szczygielska mieszkała w Afganistanie•archiwum prywatne
Czy wierzysz, że będziesz miała jeszcze szansę wrócić? Że ta sytuacja się poprawi?
Mam wielką nadzieję, że uda się odbić ten rząd. Bardzo bym chciała jeszcze kiedyś tam pojechać. Jest w tym kraju coś, co sprawia, że chce się tam wracać. Miałam tę wielką szansę, aby móc w Afganistanie mieszkać i podróżować. Poznałam ten kraj jako turystka, jego mieszkanka i po części Afganka. Doświadczyłam czegoś niezwykłego, co nie jest dostępne dla każdego i za to jestem ogromnie wdzięczna.