Lewicka: Na tropie zdrajców i agentów wpływu. PiS włącza swoją zdartą płytę

Karolina Lewicka
dziennikarka radia TOK FM, politolog
PiS wkroczył na wojenną ścieżkę, którą chce dojść do lepszych notowań w sondażach. Straszy Moskwą, Łukaszenką i tysiącami muzułmańskich uchodźców. Ponoć są już, niczym Hannibal, u bram. Trwają próby uruchomienia lęków, które psychologowie nazywają kolektywną trwogą. To obawa, że obcy zagrożą naszej tożsamości, kulturze, niewykluczone, że egzystencji narodu. Że nas unicestwią. Ale wróg zewnętrzny to tylko jeden element tej układanki. Drugi to zdrajcy.
Karolina Lewicka fot. Aleksandra Szmigiel-Wisniewska/REPORTER
Chyba najpełniej narrację PiS-u przedstawił Adam Bielan w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Szło to tak: To oczywiste, że Rosja i Białoruś mają olbrzymią agenturę wpływu w Polsce. W sytuacji krytycznej jest ona ujawniana, każdy może prześledzić działania rozmaitych polityków. W wielu przypadkach możemy mówić o zwykłej głupocie (…) ale w wielu są to działania wprost agenturalne.

Zatem politycy opozycji to albo pożyteczni idioci Kremla, którzy nie wiedząc, co czynią, działają na rzecz i w interesie Władimira Putina, bądź świadomi, może wynagradzani finansowo, tajni współpracownicy Rosji, sprzeniewierzający się własnemu państwu.


Wcześniej wiceszef MSZ Paweł Jabłoński zarzucił stacji TVN24, że „staje po stronie Łukaszenki”, bo i media są o agenturalność oskarżane. Nad wszystkim unosi się okrzyk klucznika Gerwazego z „Pana Tadeusza”: „Znam! Znam ten głos! To jest Targowica!”, unosi się nie tylko symbolicznie – gdy unijny komisarz do spraw gospodarczych był łaskaw przyznać, że brak akceptacji KE dla polskiego KPO wynika z braku realizacji przez Warszawę wyroku TSUE, Patryk Jaki napisał na TT: „Gratulować zabiegów naszej opozycji (Targowicy)”. Targowica dawno przestała być metaforą, jest stosowana przez PiS w sposób konkretny i dosłowny, niczym czysta informacja.

Oskarżenie o zdradę niemal z marszu wyrzuca zdrajcę poza nawias narodowej wspólnoty – bo zdrajca niszczy jej istotę. Zygmunt Bauman pisał, że „wspólnota jest jak dach, pod którym chronimy się przed ulewnym deszczem (…) na ulicy czyhają różnego rodzaju zagrożenia, w każdej chwili musimy się mieć na baczności (…) wewnątrz wspólnoty możemy się odprężyć, jesteśmy bezpieczni”. Zdrajca wysadza nasze poczucie bezpieczeństwa w powietrze, stanowi śmiertelne zagrożenie dla społeczności.

Piszę o tym, by pokazać, jakiego kalibru jest narracja PiS-u: dzieląca, wykluczająca, silnie trująca. A przy tym wszystkim najzwyczajniej kłamliwa. Rządzący oskarżają o zdradę konkurentów politycznych i niezależnych dziennikarzy, by ich wyeliminować z obrotu publicznego. By nie odpowiadać na trudne pytania, by nie konsultować z opozycją swoich posunięć, by ją delegitymizować, za to, by mobilizować i utwardzać elektorat Zjednoczonej Prawicy. Co rusz PiS chwyta się tego hasła.

Po Smoleńsku suflowano przekaz o zdradzie PO, która miała razem z Rosjanami dybać na życie Lecha Kaczyńskiego, a po katastrofie tuszować prawdę o niej. Były „mordy zdradzieckie”, była „zdrada dyplomatyczna”, była „krew na rękach”. W 2017 roku Jarosław Kaczyński mówił: „Zdrajcy przegrają, niech żyje Polska!”, a że określenie to jest nadzwyczaj rozciągliwe, to zdrajców sprawy polskiej są już w naszym kraju całe zastępy. Tak przynajmniej wynika z tego, co PiS mówi.

PiS działa pod dyktando Moskwy

Słychać w tym jakieś dalekie echa stalinowskiej metody. Czymże byłby bowiem reżim komunistyczny nie tylko bez imperialistów, ale przede wszystkim bez rosyjskich zdrajców komunistycznej sprawy, takiego Trockiego czy innych, poddających się odchyleniom prawicowo-nacjonalistycznym? Niczym.

Tego typu opowieść rujnuje – i tak już nadzwyczaj mizerne w Polsce – zaufanie do politycznych elit i generalnie człowieka do człowieka. PiS się jednak na to nie ogląda, bo jemu zależy jedynie na tym, by podniecić społeczeństwo do walki z wrogiem, by w ten sposób sterować nastrojami społecznymi.

Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy: zawsze kiedy Jarosław Kaczyński rozkręca swą opowieść o agenturze i Targowicy, widzę skutki działań jego rządu: wyprowadzanie nas z Unii Europejskiej, kurs na izolacjonizm, o którym mówi teraz głośno Jarosław Gowin, konflikt ze Stanami Zjednoczonymi, gwarantem naszego bezpieczeństwa, no i sojusz z Węgrami, którzy wiszą u kremlowskiej klamki. Widzę też Antoniego Macierewicza, którego inicjatywy zwykle kończyły się rezultatem korzystnym dla Moskwy. Dlaczego tak się składało, nie wiem, ale się składało. Aż chciałoby się zapytać: kogo oskarżacie? Bo może samych siebie?

Teraz też PiS działa pod dyktando Moskwy. Współczesne zagrożenia, nazywane hybrydowymi, mają to do siebie, że zwykle nie polegają na zbrojnym zajęciu jakiegoś terenu i przystąpieniu do okupacji. Czasem agresorowi może wystarczyć destabilizacja sytuacji w kraju przeciwnika. A PiS nic innego nie robi, tylko nam Polskę destabilizuje. Władimir Putin nie musi się wysilać.
Czytaj także: Lewicka: Kaczyński chce walczyć z nepotyzmem? Wolne żarty!