Johnny Depp broni się na łamach polskich mediów. "Werdykt oceniam jako surrealistyczny"
W wywiadzie udzielonym Januszowi Wróblewskiemu dla tygodnika "Polityka" aktor odniósł się do jednej z konsekwencji ciągnących się za nim rozpraw sądowych, czyli odsunięcia go od pracy przy dużych produkcjach.
– Nie mam pretensji, (...) choć nie zgadzam się z postawionymi mi zarzutami, to nie będę robił trudności i kontrakt zostanie rozwiązany – powiedział zrezygnowany aktor.
– Werdykt oceniam jako surrealistyczny. Będę konsekwentnie dążył, by dowieść, że nie jestem sprawcą, a zarzuty o znęcanie się fizyczne i psychiczne są niczym innym, tylko zaplanowanym oszustwem (...) – zapewnił.
Gwiazdor przypomniał też kwestię, o której pisaliśmy jakiś czas w naTemat. Amber Heard miała miała powiedzieć pod przysięgą, że pieniądze uzyskane z rozwodu wydała na cele charytatywne. Prawda podobno wyglądała jednak inaczej.
O prawdomówności Amber Heard niech świadczy fakt, że w ugodzie rozwodowej zgodziła się przekazać siedem milionów dolarów na cele charytatywne. Z tego, co mi wiadomo - sprawdzili to moi prawnicy - ani organizacja non profit American Civil Liberties Union, ani szpital dziecięcy w Los Angeles nie otrzymały dotąd tych pieniędzy.
Aktor nie szczędził też cierpkich słów kolegom z branży.
To wielka korporacja. Na stole leżą olbrzymie pieniądze. Niewyobrażalne. Obracają nimi dość przerażające typy, które świetnie się bawią, są mistrzami kamuflażu.
Aktorów traktują jak towar. A ja zostałem uznany za szczególnie niebezpieczny produkt, bo psuję rzekomo dobry wizerunek studiów filmowych. Nigdy się z tym nie pogodzę
Na koniec Depp wyraził ubolewania nad tym, jak jego zdaniem został niesprawiedliwie potraktowany przez środowisko Hollywood. – Wspierałem mniejszości, stałem po stronie kobiet, dzieci, zwierząt. (...) Strasznie dziwne jest być oskarżanym o coś, czego się nie popełniło (...). To boli – stwierdził.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut