Marit Bjoergen wreszcie się przyznała. Stosowała niedozwolony środek, sprawa wyszła na jaw
Norweżka Marit Bjoergen, wielka rywalka Justyny Kowalczyk i ikona biegów narciarskich zarazem, wydała właśnie w swojej ojczyźnie biografię pt. "Vinnerhjerte" ("Serce zwyciężczyni"). W książce wspomina o tym, jak reagowała na oskarżenia o doping i przyznaje się do dopingowej wpadki w 2017 roku. Cała sytuacja została sprytnie wyciszona przez narciarskie władze (FIS), choć legenda była na "koksie".
Wszystko miało miejsce w 2017 roku podczas mistrzostw świata w Lahti. Norweżka została zaproszona na kontrolę antydopingową, a ta wykazała w jej organizmie podwyższony poziom nandrolonu, popularnego sterydu, który używany jest jako środek wzmacniający wytrzymałość i oczywiście jest zakazany przez światowe władze antydopingowe (WADA). Sprawa rozeszła się jednak po kościach.
Dlaczego? Norweżka i jej lekarz tłumaczyli, że zdecydowali się na przesunięcia cyklu menstruacyjnego u zawodniczki, która w tym czasie przyjmowała specyfik o nazwie Primolut-Nor, będący pochodną testosteronu i również lekiem z grupy steroidów. W efekcie ogromnego zmęczenia i odwodnienia w trakcie MŚ w organizmie biegaczki pojawił się nandrolon. Linię tłumaczenia jej i Pettera Ohlberga, ówczesnego lekarza kadry, FIS przyjął bez żadnych wątpliwości.
"Pociekło kilka łez" – opisuje ośmiokrotna mistrzyni olimpijska i osiemnastokrotna mistrzyni świata. Start w Lahti to były jej ostatnie MŚ, a łagodne podejście narciarskich władz i uciszenie całej sprawy, która dopiero wyszła na jaw, muszą szokować. Zwłaszcza po oskarżeniach o stosowanie zakazanego klenbuterolu (to był 2011 rok) oraz wieloletnie przyjmowanie symbicortu, który dopiero niedawno wykreślono z listy zabronionych.
Co ciekawe, nagonka w mediach na norweską biegaczkę, oskarżenia o doping i wyśmiewanie jej muskularnej sylwetki odbiły się na psychice Norweżki. Jak sama przyznała, musiała się uporać z krytyką i wiele wycierpiała. Dodała też, że to wszystko wywołało w niej problemy z akceptacją siebie, ale wsparcie bliskich i sukcesy sportowe osłodziły jej zmasowaną krytykę.
Sporo wokół legendy jest niedomówień, sporo niejasnych sytuacji i dużo wątków prowadzących do oskarżeń o doping. Dziwić może to, że władze FIS surowo potraktowały wpadkę dopingową Therese Johaug (niemal trzy lata zawieszenia), a Marit Bjoergen zupełnie odpuściły. Tak czy siak jej biografia, napisana przez dziennikarkę Ingvild Marit Stenvold, musi budzić i budzi spore emocje. I to nie tylko w Nowergii.
Czytaj także: Justyna Kowalczyk pokazała pierwsze zdjęcie z synkiem. Biegaczka pcha na nim wózek na rolkach
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut