Lepiej odstawcie napoje. Tak serwis Karnowskich broni przysypiającego Kaczyńskiego
Można? Można. A już wydawać by się mogło, że tego po prostu nie da się bronić. Że są jakieś granice obciachu wynikającego z politycznej służalczości, by pieniądze ze spółek skarbu państwa wciąż płynęły szerokim strumieniem. Jak się jednak okazuje, dla mediów braci Karnowskich nie ma żadnych granic. Bo gdyby były, po prostu by w tej sytuacji milczały.
Jarosław Kaczyński miał odwrotnie założony zegarek marki Hugo Boss.•Fot. Andrzej Iwańczuk / Reporter
A jednak serwis wPolityce.pl, którego stosunek do partii rządzącej i jej naczelnika jest wiadomy, postanowił wziąć w obronę ten sposób noszenia zegarka. Czy to żart? Raczej nie, bo w tym samym tekście czytamy śmiertelnie poważne słowa o "troglodytach" i "ludożerce" z TVN, Onetu, Wyborczej czy naTemat, którzy nie zrozumieli ukrytego przekazu prezesa. A ten, jak wiadomo, posiada cechy nadprzyrodzone. I czyta każdą ustawę od deski do deski. Dlatego "zamyka oczy". Nie przysypia, tylko zamyka oczy.
Stanisław Janecki pisze więc, że (to dokładne cytaty, naprawdę):
- Jeśli mamy zegarek założony „do góry nogami”, ale tarczą na zewnątrz nadgarstka, zwraca to uwagę rozmówcy, bo to nietypowe i wywołujące zaciekawienie
- Gdy zegarek jest założony „do góry nogami”, ale tarczą od wewnętrznej strony nadgarstka, ten, kto jest jego właścicielem może kontrolować czas dotykając na przykład dłonią czoła (wierzchem dłoni na zewnątrz)
- Wtedy rozmówca się nie peszy, że interlokutor sprawdza czas, więc nie czuje się impertynentem albo kimś, kto niepotrzebnie zabiera czas. Jest to więc dyskretna forma kontrolowania czasu rozmowy bez wywierania presji na rozmówcę czy wywoływania w nim zakłopotania.
- Współczesna ludożerka, przede wszystkim polityczna i medialna, o dobrych manierach i dyskrecji albo ma blade pojęcie, albo tym się kompletnie nie przejmuje. Dlatego nawet się nie zastanawia, co komunikuje ktoś, kto zakłada zegarek „do góry nogami”.
Na tym jednak nie koniec. Bo jak bronić, to zawsze i wszędzie. Janecki podjął się kolejnego karkołomnego zadania. Wiecie jak określił przysypianie Kaczyńskiego? "Zamykanie oczu". Wiecie dlaczego? Bo Kaczyński, jak pisze Janecki, znany jest z tego, że każdy ważny projekt "wieloaspektowo analizuje, a jeśli jest jego autorem (współautorem) do ostatniej chwili cyzeluje formę, sprawdza znaczenie, często nocą".
I dlatego właśnie bywa "zmęczony" lub po prostu "relaksuje się zamykając oczy". Ktoś (w tym przypadku prezes) nie śpi, żeby spać mógł ktoś. Po prostu.
Można? Można.
Czytaj więcej: