Majcherek: Szef kancelarii premiera kieruje się dewizą Waffen SS. Czy potrzeba jakichś komentarzy?

Janusz A. Majcherek
Janusz A. Majcherek jest profesorem filozofii, socjologiem, wykładowcą w krakowskim Uniwersytecie Pedagogicznym, publicystą nagradzanym m.in. Grand Press za najlepszy tekst publicystyczny, Nagrodą Kisiela, nagrodą Allianz w kategorii media.
Jeszcze niedawno ostrzeżenia o odradzaniu się w Polsce faszyzmu traktowane były jako objaw histerii przewrażliwionych lewaków. Coroczne listopadowe pochody i pomniejsze imprezy ultranacjonalistów, w Europie opisywane jako neofaszystowskie, próbowano interpretować jako odbywające się wprawdzie z przyzwoleniem, ale bez poparcia pisowskiej władzy, choć w 2018 r. na czele marszu z rasistowskimi, ksenofobicznymi i homofobicznymi hasłami kroczyli najważniejsi funkcjonariusze państwowi, z prezydentem włącznie.
Janusz Majcherek: Czy po ujawnieniu, że najważniejszy urzędnik kancelarii premiera
kieruje się dewizą Waffen SS, naprawdę można jeszcze mieć wątpliwości, bagatelizować i wzywać do powściągliwości ocen? fot. Beata Zawrzel/REPORTER
Pojawiające się w poczynaniach i propagandzie autorytarnej niewątpliwie władzy kolejne spełnienia definicyjnych cech faszyzmu były bagatelizowane, widziane osobno, w izolacji od innych, traktowane jako przypadkowe koincydencje.

Czytaj także: Majcherek: To nie złe siły, ani Marsjanie zainstalowali w Polsce autorytarny reżim, a jej obywatele

Wielu komentatorów napominało, by nie porównywać obecnych władz do faszystów, bo to grozi popadnięciem w niedopuszczalne reductio ad Hitlerum. Czy po ujawnieniu, że najważniejszy urzędnik kancelarii premiera kieruje się dewizą Waffen SS, naprawdę można jeszcze mieć wątpliwości, bagatelizować i wzywać do powściągliwości ocen?


Są takie sformułowania, którym totalitarni władcy nadali złowieszczego znaczenia. „Byt kształtuje świadomość” to marksistowska teza, której nie powinien przywoływać żaden przyzwoity lewicowiec, podobnie jak stalinowskiej uwagi, że nie da się zrobić omletu bez rozbicia jajek.

Rządzący obecnie Polską z pewnością przekonani są, że działają w imię i zgodnie z wolą Boga, mając jego (a przynajmniej jego domniemanych reprezentantów) błogosławieństwo, na które ochoczo się powołują. Raczej jednak nie powinni wyrażać tego swojego przekonania zawołaniem „Gott mit uns”, bowiem wszyscy wiedzą kto się nim i w jakich okolicznościach posługiwał.

Jarosław Kaczyński nie jest troglodytą, choć niektórzy przesadnie wychwalają jego inteligencję i erudycję, zwłaszcza kiedy używa trudnych słów („dyfamacja”, „ojkofobia”) lub wyszukanych skojarzeń i aluzji (peryfraz, eufemizmów, aluzji, presupozycji - jak wyliczają analitycy jego mów smoleńskich W. Paluchowski i K. Podemski w artykule „Mowy miesięcznicowe Jarosława Kaczyńskiego jako spektakl władzy”).

Trudno sobie jednak wyobrazić, że prezes nie wie jakie skojarzenia wywołuje złożenie przez niego deklaracji „Jedna Polska, jeden naród, jedna szansa, jedna godność”.

Czytaj także: Majcherek: Polskie społeczeństwo dotknęła niebezpieczna choroba. Nie chodzi o COVID-19

Sformułowanie Kaczyńskiego jest oczywistą parafrazą hitlerowskiego „Ein Volk, ein Reich, ein Führer”, przy dużej dozie wyrozumiałości można nawet uznać, że nieświadomą, podobnie jak w przypadku ojca obecnego premiera, powołującego się niegdyś na ustrojową zasadę III Rzeszy, że wola narodu stoi ponad prawem.

Lecz fraza użyta w korespondencji pochodzącej z poczty szefa kancelarii premiera jest bezpośrednim i całkiem świadomym powołaniem się na deklarację funkcjonariuszy Waffen SS i to przytoczonej w oryginale.

Jeśli to jeszcze komuś nie trafiło do wyobraźni i nim nie wstrząsnęło, niech sobie powtórzy powoli: szef kancelarii polskiego premiera kieruje się dewizą funkcjonariuszy Waffen SS.

Czy potrzeba jeszcze jakichś komentarzy?
Czytaj także: Majcherek: Wiara nie usprawiedliwia bezeceństw w jej imię popełnianych