Rząd skapitulował w walce z koronawirusem, ale jego przedstawiciel z pychą krytykuje... poprzedników

Żaneta Gotowalska
Rząd całkowicie skapitulował w walce z pandemią koronawirusa. Zamiast refleksji na temat swojej nieudolności, przedstawiciele partii rządzącej z pychą krytykują... swoich poprzedników. Pycha kroczy przed upadkiem, to fakt. Ale w tym przypadku upadek będzie dotyczył wszystkich nas.
Jakub Walasek/REPORTER
"Krew w żyłach mrozi wyobrażenie sobie sytuacji, w której Polska mierzy się z wyzwaniami takimi jak pandemia czy atak hybrydowy Białorusi pod rządami prezydenta Komorowskiego i premier Kopacz" - napisał na Twitterze Marcin Horała, odnosząc się do słów Bronisława Komorowskiego, który – zapytany o to, co by zrobił, gdyby do jego drzwi zapukali migranci – powiedział: "Pewnie bym napoił i nakarmił i zaproponował, żeby poszli dalej. Może do Niemiec". Zostawmy na chwilę kwestię migrantów przy polsko-białoruskiej granicy. Skupmy się wyłącznie na "fantastycznej" walce rządu z pandemią koronawirusa w Polsce. Skoro przedstawiciel opcji rządzącej mówi o tym, że niepokoi go wizja, że kto inny, a nie PiS, miałby "dbać" o Polaków w trakcie pandemii, pozwolę sobie na przywołanie kilku faktów.


W ciągu ostatnich 2 tygodni (od 5 do 18 listopada) w Polsce w wyniku pandemii koronawirusa zmarło 2599 osób. Liczba zgonów od początku pandemii przekroczyła 80 tysięcy osób. To tak, jakby w ciągu nieco ponad roku zniknęły Jelenia Góra czy Siedlce.

Do tego rząd, wbrew strategii wybieranej przez inne kraje, nie idzie na wojnę z antyszczepionkowcami, lecz stara się nie zrobić niczego, co mogłoby wyprowadzić ich z równowagi. "Trzeba sobie zdawać sprawę, że u nas pewne środki przymusu nie tylko że są źle odbierane, ale potrafią działać przeciwskutecznie. Ruch antyszczepionkowy w Polsce jest silny" - powiedział minister zdrowia Adam Niedzielski, kiedy Polska płynie na wysokiej IV fali pandemii.

Czytaj więcej: Całkowity lockdown w Austrii. Do tego obowiązek zaszczepienia całej populacji

Anna Maria Siarkowska, otwarcie podważająca pandemię koronawirusa, w reakcji na słowa posła Czesława Hoca z PiS: "zgłaszamy projekt ustawy umożliwiającej sprawdzenie przez pracodawcę, czy pracownik jest zaszczepiony", napisała na Twitterze: "Chyba kogoś Bóg opuścił". Trudno nie zgodzić się z posłem Adrianem Zandbergiem, który uważa, że "rząd nie wprowadza oczywistych rozwiązań, które mogłyby zabezpieczyć Polki i Polaków przed ryzykiem choroby i śmierci, dlatego że obawia się niewielkiej grupy posłów z klubu PiS, na której wisi dzisiaj większość rządowa". W tym właśnie Siarkowskiej.

Do tego dochodzi promowanie hasła "stop segregacji sanitarnej", do którego dołączają i posłowie. W efekcie mamy zero obostrzeń dla niezaszczepionych, certyfikat covidowy, który w Polsce ma zerową wartość i obawy przed wprowadzeniem ograniczeń dla tych, którzy z różnych przyczyn nie chcą przyjąć dawki szczepionki, która sprawiałaby, że wzrastałaby odporność populacyjna.

Zdecydowanie wolałabym, żeby rząd zachował się jak zachodniopomorski marszałek
Olgierd Geblewicz, który wprowadza w Urzędzie Marszałkowskim pracę zdalną, z której będą mogli jednak skorzystać jedynie zaszczepieni. Tak, to nie błąd. Niezaszczepieni – jak mówi – mają przychodzić do biura, bo skoro ich zdaniem COVID-u nie ma, to nie muszą się przed nim chronić.

Czytaj więcej: Dlaczego nie będzie nowych obostrzeń? Kuriozalne wyjaśnienia wiceministra zdrowia

Tymczasem przedstawiciele rządzących, jak Horała, kierują się pychą, krytycznie oceniając to, co zrobiliby ich poprzednicy w walce z pandemią, podczas gdy sami zbyt wiele nie robią. Jak mówi przysłowie - pycha kroczy przed upadkiem. Szkoda tylko, że konsekwencje takiego upadku odczujemy my - społeczeństwo, a nie jedynie ci, którzy nami rządzą.