Lekarz, który zakaził się kiłą dla nauki i chirurdzy kokainiści. Oto fascynująca historia medycyny

Ola Gersz
Jeśli jesteś tym typem człowieka, którego hasło "historia medycyny" raczej odstrasza, niż zachęca, to w przypadku książki Davida Schneidera nie masz się czego obawiać. Ba, gwarantuję, że trudno ci będzie tę prawie 560-stronicową pozycję odłożyć, dopóki nie przeczytasz jej do końca. "Historia współczesnej medycyny. Renesans, wynalezienie chirurgii i rewolucja implantów" to bowiem epicka, błyskotliwa opowieść o tym, czym medycyna była, jest i będzie. I jakże ta opowieść jest fascynująca i... mroczna.
"Historia współczesnej medycy" Davida Schneidera to lektura obowiązkowa nie tylko dla miłośników medycyny Fot. materiały prasowe
"Przez 295 pokoleń człowiek, który zachorował, musiał polegać przede wszystkim na sobie. Dopiero od pięciu pokoleń możemy liczyć na prawdziwą pomoc ze strony lekarzy" – czytamy na tylnej okładce "Historii współczesnej medycyny" Davida Schneidera, wybitnego chirurga barku i łokcia. Te dwa sugestywne zdania robią wrażenie, zwłaszcza gdy zestawimy je z fragmentem książki o treści: "(...) w każdej epoce przed rokiem 1865 pacjent cierpiący na niemal dowolne schorzenie miał się o wiele lepiej, jeśli zostawiono go sememu sobie, z dala od 'opieki' lekarza".

Dlaczego akurat 1865 rok? To właśnie wtedy do Królewskiej Lecznicy w Glasgow w Szkocji trafił poważnie ranny 11-letni chłopiec, który wpadł pod wóz konny. Na skutek wypadku doszło do poważnego złamania kości piszczelowej – kość przebiła skórę. Wówczas, w XIX wieku, złamania otwarte – z powodu ryzyka infekcji kości – najczęściej kończyły się tragicznie: utratą kończyny albo śmiercią.

Dobrze o tym wiedział brytyjski chirurg Joseph Lister, który przyjął w szkockiej lecznicy małoletnią ofiarę poważnego wypadku. Jednak 38-letni lekarz postanowił zaryzykować i przeprowadzić ryzykowny eksperyment. Już wcześniej (podobnie, jak węgierski medyk Ignaz Semmelweis, który doszedł do takich wniosków wcześniej i niezależnie od Listera) przypuszczał, że za gnicie i infekcje ran odpowiadają zarazki, czyli – jak wiemy dziś – bakterie i wirusy, o czym wtedy nikt jeszcze nie słyszał.

Lister nie czekał, aż będzie musiał amputować chłopcu nogę – od razu zaczął działać. Po raz pierwszy w historii oczyścił rany (karbolem, którego używano do dezynfekcji pomieszczeń) i nałożył na nie opatrunek nasączony tym samym środkiem. Ku zdziwieniu niedowiarków rany chłopca zagoiły się, a noga zrosła i była uratowana. Chłopiec nadal mógł biegać, chodzić i dokazywać.

"Tak więc (...) w Szkocji powstała antyseptyka chirurgiczna" – pisze w "Historii współczesnej medycyny" David Schneider o przełomie, który zmienił oblicze i chirurgii, i medycyny w ogóle. A takich kamieni milowych w fascynującej historii medycyny jest wiele, podobnie jak pionierów, dzięki którym dzisiaj nie musimy bać się iść do szpitala, jak przed 1865 rokiem. I właśnie tym odkryciom i tym postaciom wybitny amerykański chirurg poświęca swoje opus magnum.

Lekarz, który sam zakaził się kiłą

Jeśli obawiacie się trudnego medycznego języka i nudnych, encyklopedycznych opisów, to mam dobrą wiadomość. "Historia współczesnej medycyny. Renesans, wynalezienie chirurgii i rewolucja implantów" opisana jest językiem śmiałym, wciągającym i ciętym. Schneider wartko prowadzi nas przez meandry zarówno historii medycyny, jak i własnej kariery, a przy okazji wbija kilka (jak najbardziej uzasadnionych) szpil i formułuje odważne i wyraziste opinie.

Jedną z takich szpil Schneider, który śledzi historię nauk medycznych od renesansu ("Pierwszą ważną podstawą rozwoju medycyny jest, co zaskakujące, wynalezienie prasy drukarskiej" – podkreśla), wbija... samemu ojcu medycyny. Hipokrates, bo o tym antycznym medyku mowa, wyróżnił w organizmie cztery "humory": krew, żółć, flegmę i czarną żółć, a teoria ta stała się podwaliną dwóch tysięcy lat zachodniej medycyny i... doprowadziła do śmierci niezliczonej ilości pacjentów z powodu upuszczania krwi.

"Jeśli Hipokrates jest 'ojcem medycyny', to ojcostwo to jest wątpliwe: nie możemy wskazać żadnego sukcesu związanego z teoriami Hipokratesa i jego zwolenników" – zauważa śmiało Schneider, ale oddaje też wielkiemu medykowi sprawiedliwość. Skoro ojciec medycyny wywarł aż tak ogromny wpływ na wszystkich lekarzy Zachodu żyjących w ciągu tych dwóch tysięcy lat, to jego teorie mają znaczenie. Nawet jeśli były błędne.

Historia zachodniej medycyny usłana jest zresztą próbami, błędami i sukcesami. Oraz dość zaskakującymi i mrocznymi epizodami, jak ten XVIII-wieczny z Johnem Hunterem, pionierem chirurgii. Lekarz, badając choroby przenoszone drogą płciową, które szalały wówczas w Londynie, postanowił... sam zostać obiektem swoich badań. Otóż Hunter przy pomocy lancetu zaaplikował sobie kiłę we własny członek, a następnie obserwował zmiany chorobowe.
Fot. Znak Literanova
Geniusz czy szaleniec? Pionier gotowy na wszystko dla dobra nauki czy desperat, który przekroczył granice? David Schneider uczciwie zauważa: "Przerażająca tolerancja Huntera wobec autoeksperymentów zasługuje na potępienie połączone jednak z podziwem dla poświęcenia. z jakim stawiał czoło niewiedzy". Bo czy bez ryzyka, jakim był eksperyment Josepha Listera na 11-letnim dziecku oraz samozakażenie Johna Huntera, medycyna byłaby w tym miejscu, w jakim jest dzisiaj?

Wąglik w Wolsztynie

Jaka jest współczesna medycyna? Taka, o ktorą walczyli historyczni medyczni pionierzy – zaawansowana, ambitna, nowoczesna i wciąż prąca do przodu. "Historia medycyny" Davida Schneidera nie jest więc jedynie opowieścią o (jakże fascynującej!) historii, ale również peanem na cześć ludzkiego geniuszu oraz ciekawości człowieka, jego odwagi i samozaparcia. Bo to one wydeptały ścieżkę przez historię medycyny.

Ludzie są genialni, ale i szaleni w swoich dążeniach do odkrycia prawdy – taka myśl przebrzmiewa przez książkę Schneidera, która jest prawdziwą kopalnią wiedzy i nieustannie zaskakuje kolejnymi niewiarygodnymi faktami.

Bo czy wiedzieliście, że w latach 70. XIX wieku niemiecki lekarz Robert Koch, mieszkający wówczas w dzisiejszym Wolsztynie pod Poznaniem (wówczas Wollstein w Prusach Wschodnich) odkrył w swoim niepozornym gabinecie bakterie wywołujące wąglika? Muzeum poświęcone badaczowi do dzisiaj znajduje się w tej liczącej nieco ponad 13 tysięcy mieszkańców miejscowości.

Albo czy słyszeliście, że pod koniec XIX wieku roku w nowojorskich szpitalach studenci i stażyści chirurgii masowo uzależniali się od popularnej wówczas kokainy? To, co miało być wielkim medycznym przełomem, zaowocowało snującymi się po korytarzach, nieobliczalnymi i zaniedbującymi pacjentów lekarzami, o czym zresztą opowiada znakomity serial "The Knick" z Clivem Owenem.

Lub czy zdawaliście sobie sprawę, że we współczesnej amerykańskiej medycynie jeszcze niedawno wciąż wykorzystywało się ... pijawki? Ba, używał ich nawet sam David Schneider. Mimo że picie ludzkiej krwi przez pijawki to nic innego jak starożytne upuszczanie krwi, którego autor "Historii medycyny" wytknął Hipokratesowi, to współczesna medycyna szanuje swoją przeszłość. Inaczej jej rozwój byłby niemożliwy.

Ludzie cyborgi

A co medycynę czeka w przyszłości? "(...) Nadal będą stopniowo doskonalone endoprotezy stawów, rozruszniki serca, wszczepialne siatki, zastawki serca i urządzenia do głębokiej stymulacji mózgu. Poprawki projektów i modyfikacje wytwarzania będą prowadziły do niewielkich ulepszeń, lecz ponadto każdy producent w każdej specjalistycznej dziedzinie implantów pracuje już nad nowymi urządzeniami oznaczającymi wielki skok naprzód, często otwierającymi drogę do leczenia całych kategorii chorób, wobec których na razie jesteśmy bezradni. Wytwórcy urządzeń stawiają na miniaturyzację" – pisze David Schneider.

Jednocześnie snuje jednak śmiałe prognozy. Jakie? Genetyczna modyfikacja ludzi, człowiek-cyborg, wszczepianie czujników neuronów, spektakularny rozwój nanotechnologii... Niektóre odkrycia będą przełomowe i spektakularne, inne przerażające, rodem z niepokojących filmów science-fiction.

Czy Schneider będzie miał rację? Czas pokaże, ale przecież dla ludzi nie ma nic niemożliwego, co udowodniła historia medycyny. A przed nią jeszcze wiele białych kart.

Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Znak