Kobayashi ograł rewelacyjnych Norwegów. Żyła obronił honor Biało-Czerwonych w Klingenthal

Maciej Piasecki
Japończyk i pięciu Norwegów. Tak wyglądała czołowa szóstka niedzielnego konkursu Pucharu Świata skoków narciarskich w Klingenthal. Na niemieckiej skoczni zwyciężył Ryoyu Kobayashi, który wyprzedził Daniela Andre Tande. W drugiej serii skakał jeden Polak, 14. miejsce zajął Piotr Żyła.
Ryoyu Kobayashi zwyciężył w niedzielnym konkursie Pucharu Świata w niemieckim Klingenthal. Fot. JENS SCHLUETER/AFP/East News
Można było przewidywać, że w niedzielę kibice Biało-Czerwonych nie będę mieli tyle powodów do radości, co podczas sobotniego konkursu w Klingenthal. Duży wpływ miała na to informacja związana z absencją w zawodach Kamila Stocha. Polski lider może mówić o sporym pechu, dzień po wywalczeniu pierwszego podium w bieżącym sezonie Pucharu Świata, przegrał z ostrym zapaleniem zatok.

Mimo tego, Polacy rozpoczęli niedzielę całkiem nieźle, kwalifikując się w komplecie do konkursu. Najdalej w kwalifikacjach skoczył Piotr Żyła, powtarzając rezultat z sobotnich zawodów, w okolicach odległości 130 metrów. Czyli była tzw. powtarzalność.
Czytaj także: Biało-Czerwoni w komplecie w niedzielnym konkursie. Najdalej z Polaków skoczył Żyła
To co wykonał mistrz świata z 2021 roku w kwalifikacjach, powtórzył również w konkursie. Żyła skakał w Klingenthal na równym poziomie, co pokazała również pozycja Polaka. Najlepszy z Biało-Czerwonych w niedzielę zakończył swój występ na 14. miejscu.


Żyła był jednym polskim reprezentantem w drugiej serii konkursu. Do czołowej trzydziestki nie dostali się ani Aleksander Zniszczoł, ani Paweł Wąsek. W przypadku tego drugiego, można mówić o pechu. 22-latek skoczył 121 metrów, ale niewiele to pomogło w przypadku akcesu do top 30.

Polak został bowiem zdyskwalifikowany za nieodpowiedni kombinezon. Czyli sędziowską tradycją, jakaś ofiara tego "procederu", musiała zostać przyłapana. Tym razem padło na młodego Polaka. Wąsek z Klingenthal przywiezie jednak jeden punkt PŚ za sobotni konkurs.

Kibice nie mogąc emocjonować się występami Biało-Czerwonych, śledzili wydarzenia związane z pozostałymi skoczkami. A trzeba przyznać, działo się naprawdę sporo. Jeszcze w pierwszej serii fatalne skok zaliczyli: Anże Lanisek, Markus Eisenbichler, Stefan Kraft i Karl Geiger. Plejada, która zazwyczaj znajdowała się w czołówce klasyfikacji, tym razem mocno rozczarowała.

Skrzętnie wykorzystali to reprezentanci Norwegii. W czołowej szóstce było aż pięciu Norwegów. Najbliższej zwycięstwa był Daniel Andre Tande, który ostatecznie zakończył niedzielne zawody na drugim miejscu. Trzeci był Marius Lindvik.

A zwycięzcą został będący na początku sezonu w bardzo dobrej formie Ryoyu Kobaiashi. Japończyk skoczył 129,5 oraz 139 metrów. Dla Ryoyu było to 21. zwycięstwo w zawodach PŚ w karierze. Kolejny sprawdzian przez skoczkami w najbliższy weekend w Engelbergu. Oby tym razem było lepiej. Ostatni raz tylko jeden Polak w drugiej serii konkursu przydarzył się dawno, bo przed pięcioma laty. Z drugiej strony, z Niemiec reprezentacja wywiozła pierwsze indywidualne podium w sezonie. Co wcale nie było takie oczywiste przed przyjazdem do Klingenthal.

Sztab szkoleniowy Biało-Czerwonych na czele z trenerem Michalem Doleżalem musi jednak szukać wyższej formy reszty skoczków, poza Stochem i Żyłą. Bo tu najwyraźniej póki co jest spory problem ze stabilizacją.
Czytaj także: Złe wieści prosto z Klingenthal. Stoch nie wystąpi w niedzielnym konkursie PŚ