"Papa" sukcesu Biało-Czerwonych. Człowiek, który sześciokrotnie wygrywał złoto olimpijskie

Maciej Piasecki
Przez 32 lata był trenerem reprezentacji Polski w pięściarstwie. Sześciokrotnie jego podopieczni sięgali po olimpijskie złoto, dominując nie tylko w Europie, ale i na świecie. Poznajcie twórcę "polskiej szkoły boksu", w której nie liczba ciosów, a technika była najważniejsza. Feliks "Papa" Stamm to legenda światowego boksu.
Pomnik Feliksa "Papy" Stamma stojący tuż przy hali Gwardii Warszawa w parku Mirowskim w śródmieściu Warszawy. Fot. ARKADIUSZ ZIOLEK/East News
To opowieść o postaci, która łączy dwa skrajne uczucia. Z jednej strony podziw, spoglądając na dokonania legendarnego Feliksa Stamma, który wychował dla kraju wielu mistrzów ringu - medalistów olimpijskich, mistrzostw świata i Europy.

Polska za czasów Stamma była potęgą, która na największych imprezach sportowych szła, jak po swoje. Bez kompleksów względem innych krajów, co więcej, budząc podziw największych rywali. I tu też pojawia się druga strona tych pięknych czasów połowy XX wieku. Ta bardziej przykra, związana z tęsknotą za zwycięstwami Polaków w ringu w kolejnych, zwłaszcza obecnych - smutnych dekadach.


Jedno, co jest pewne - "Papa" nie dopuściłby do tego, co mamy dzisiaj. A mamy czas oczekiwania na kolejny sukces olimpijski w pięściarstwie. Od 1992 roku Biało-Czerwoni nie przywieźli medalu. Ostatnim takim przypadkiem był Wojciech Bartnik na IO w Barcelonie.

A pomyśleć, że za czasów trenera Stamma polscy pięściarze byli w stanie zdobywać trzy złote medale olimpijskie jednego dnia. Dokładnie 23 października 1964 roku w Tokio swoje finały wygrali: Józef Grudzień, Marian Kasprzyk i Jerzy Kulej. Złoty dzień dla polskiego sportu na olimpijskich arenach, jednej z najpiękniejszych w historii.

Kazimierz Górski boksu

Podobnie o legendarnym trenerze piłkarskim można napisać w kontekście "Papy". Kazimierz Górski, czyli Feliks Stamm piłki nożnej. Obu łączyło również zamiłowanie do degustacji koniaku. Stamm miał też jeszcze jedną słabość, słodycze. Razem z Górskim mieli jednak przede wszystkim kluczowe znaczenie dla swoich dyscyplin w Polsce.

A dlaczego tak właściwie "Papa"? To proste, przydomek został nadany Stammowi ze względu na jego ojcowskie podejście do podopiecznych. Spędzał z nimi tyle czasu na treningach, że często stawał się nieformalnym, pierwszym ojcem polskich mistrzów ringu. Poza miłością do boksu, Stamm był też żołnierzem Wojska Polskiego. Rodząc się w 1901 roku, dokładnie 14 grudnia w Kościanie, przeżył dwie wojny światowe. Które w życiu człowieka odciskają swoje nieporównywalne z niczym innym piętno. "Papa" pozostał jednak wierny swoim przekonaniom, które pielęgnował. Idąc wielokrotnie pod wiatr, za główny cel stawiając sobie indywidualne wykorzystanie potencjału podopiecznych. W jak najlepszy sposób, będąc przy tym nie tylko trenerem, ale przede wszystkim - człowiekiem.

Stamm znany był również ze specyficznego poczucia humoru, które idealnie oddaje taka oto anegdota. Podczas lotu samolotem na jeden z turniejów maszyna wpadła w turbulencje. Siedzący obok Stamma pięściarz zagadnął:
– I co, panie trenerze, przestraszył się pan?
– A co to, mój samolot ?! – odpowiedział.


I taki właśnie był. Bezpośredni, trafiający w punkt zarówno na ringu, jak i poza nim. Widząc w swoim życiu tak wiele, znał się na ludziach. Potrafiąc ocenić, kto poza talentem sportowym, ma też ten do pracy. Bo tylko tak pod okiem "Papy" można było osiągnąć sukces.

Od Berlina do Londynu

Zanim Stamm zaczął trenować, sam z powodzeniem poruszał się po ringu. Stoczył trzynaście oficjalnych pojedynków, przegrywając tylko raz. Z policjantem Zygfrydem Wende, trzykrotnym mistrzem Polski.

Pierwszym polskim pięściarzem, który wziął udział w mistrzostwach Europy (Sztokholm 1925). Wende był też jedną z ofiar zbrodni katyńskiej.

Stamm zaliczył też ponad 30 walk pokazowych. Jego powołaniem było jednak trenowanie. Już w 1926 roku, w wieku zaledwie 25. lat został trenerem bokserów Warty Poznań. Dostawał tam "zawrotną" na dzisiejsze czasy kwotę, 25. złotych miesięcznie. Dwa lata później Stamm był już asystentem kadry pięściarskiej Biało-Czerwonych.

Bokserski zespół Warty Poznań na przełomie lat 20. i 30. XX wieku. W środku młody trener Feliks Stamm.Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe


Co ciekawe "Papa" mógłby też zajmować się inną dyscypliną sportu w razie potrzeby, mając chociażby papiery instruktora narciarstwa.

Udział w zimowych igrzyskach został jednak odłożony raz na zawsze na półkę, a wszystkie siły trzydziestoletni asystent selekcjonera polskiej kadry podporządkował pod pracę z Biało-Czerwonymi. Czego efektem był wyjazd na olimpijskie zmagania do Berlina w 1936 roku. Przygotowując kadrę na igrzyska zarazem z Amerykaninem Billym Smithem. Stamm był nie tylko drugim trenerem, ale też sekundantem.

Rok później "Papa" - nazywany wówczas jeszcze "Felo" - był już pierwszym szkoleniowcem. A polskie pięściarstwo ruszyło, z marszu sięgając po zwycięstwo w klasyfikacji medalowej mistrzostw Europy. Pierwszy medal olimpijski podopiecznego trenera Stamma, to rok 1948. W Londynie po brąz sięgnął Aleksy Antkiewicz, w wadze piórkowej.

Polska szkoła boksu

Stamm trenerem kadry był przez 32 lata, przygotowując Biało-Czerwonych do siedmiu igrzysk olimpijskich. Pojawiło się również pojęcie, które na stałe wpisało się do historii dyscypliny na świecie, mianowicie "polska szkoła boksu". Czyli styl boksowania w oparciu o wszechstronną technikę. Stamm mawiał: Nie ma osób odpornych na ciosy, są jedynie ludzie źle trafieni.

Do najwybitniejszych wychowanków "Papy" należą: Zygmunt Chyła, Leszek Drogosz, Józef Grudzień, Marian Kasprzyk, Jerzy Kulej, Kazimierz Paździor, Zbigniew Pietrzykowski czy Jan Szczepański. Polacy wygrywali co i gdzie się dało, będąc wizytówką kraju.

Poza w/w złotym dniu na igrzyskach w Tokio, kolejnym wielkim zwycięstwem kadry Stamma były mistrzostwa Europy w Hali Mirowskiej w Warszawie, z 1953 roku. Polacy zdobyli wówczas dziewięć medali, z czego pięć złotych. Wygrywając klasyfikację medalową, w pokonanym polu zostawiając radzieckich "przyjaciół". Nieprzypadkowo w 21 maja 2019 roku właśnie nieopodal obiektu Gwardii Warszawa, odsłonięto pomnik "Papy". A w miejscu, gdzie Biało-Czerwoni odnieśli historyczny triumf, otworzono niewielkie muzeum imienia legendarnego trenera.

W uroczystości udział wzięło mnóstwo znakomitości świata sportu, a odsłonięcia dokonał aktor Daniel Olbrychski oraz wnuczka "Papy", Paulina Stamm. Pielęgnująca pamięć o swoim dziadku chociażby za sprawą prowadzonej przez nią Fundacji im. Feliksa Stamma.

Pamięć o "Papie" trwa

Ostatnie igrzyska z udziałem Stamma w roli trenera Polaków, to Meksyk 1968. Kulej zdobył drugie złoto, a na podium stawali: Artur Olech, Józef Grudzień (srebro), Hubert Skrzypczak oraz Stanisław Dragan (brąz).

Łącznie pod wodzą "Papy" Biało-Czerwoni zdobyli sześć tytułów mistrzów olimpijskich. W rywalizacji europejskiej Polacy zdobyli 25. złotych krążków. Przez kolejne przeszło pół wieku nikt nawet nie zbliżył się do tamtej, złotej ery polskiego pięściarstwa.

– Metody Feliksa Stamma sprzed wielu lat nadal funkcjonują, a one, w pewnym stopniu przestały się sprawdzać w dzisiejszym świecie. I nie ma się co o to obrażać. Choć uważam, że nawet te metody nie są do końca dobrze odzwierciedlane. [...] Niedawno czytałem pamiętniki trenera Stamma i tam jest takie pojęcie, jak uskok. Na atak rywala odskakujesz do tyłu, zadając po chwili ciosy kontrujące. W Polsce jedyna zasada, to „do przodu”. Na świecie w boksie olimpijskim wygrywają zawodnicy defensywni. Czyli ci, którzy wybierają odwrotny kierunek do polskiego przekonania – wspomniał w rozmowie z naTemat pretendent do mistrzostwa świata WBC, Mateusz Masternak.

Bo choć "Papa" zmarł w 1976 roku, pamięć o legendzie ciągle trwa. Rok później rozpoczęto organizację turnieju bokserskiego jego imienia. Przez prestiżowe rozgrywki przewinęło się mnóstwo znanych postaci. W Warszawie, gdzie najczęściej odbywał się turniej, wygrywali m.in. Lennox Lewis (1987) czy Aleksandr Powietkin (2002). W roku wygranej brytyjskiego mistrza świata wagi ciężkiej, kategorię niżej triumfował na turnieju im. Stamma Andrzej Gołota.

Swoje poważne boksowanie w Polsce rozpoczynał również inny wielki mistrz, David Haye. Bokser z Anglii odwiedził zresztą grób "Papy" Stamma na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim, doceniając znaczenie Polaka w zawodowej karierze. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy mistrzowie z kadry Polski za czasów trenera Stamma osiągnęliby sukces przechodząc z boksu amatorskiego na zawodowy. Ówczesne realia nie dawały Polakom takiej możliwości, ale z pewnością rywalizacja olimpijska przedstawiała obraz siły polskiego pięściarstwa.

Chociażby z tego względu pamięć o "Papie" powinna trwać przez kolejne lata. Z nadzieją, że choć czasy mamy zupełnie inne, ponownie trafi się ktoś, kto tchnie ducha walki na polski ring. Takim trenerem wg wielu obserwatorów był inny nieodżałowany szkoleniowiec, Andrzej Gmitruk. Z takimi podopiecznymi jak np. Tomasz Adamek. Jednym z najlepszych pięściarzy z Polski w XXI wieku.

Zarówno Stamm, jak i Gmitruk, nie preferowali bijatyki na ringu. Zdecydowanie bardziej stawiając na inteligencję, technikę i wyczucie pięściarza.

Drugiego kwietnia, w kolejną rocznicę śmierci "Papy", warto odwiedzić niemal dwumetrowy pomnik w parku Mirowskim. Człowieka, który dzięki swojemu talentowi do boksu, zrewolucjonizował go w Polsce na lata.

Poświęcając mu całe życie.

W tekście wykorzystałem fragment z książki Leszka Błażyńskiego "Pięści anioła" o historii Zbigniewa Pietrzykowskiego.
Czytaj także: Miażdżąca krytyka walki na liście. Nasz wojownik nie gryzł się w język: to jest po prostu głupota

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut