Nie jakość, a ilość. Trójka Polaków zapunktowała w PŚ, żadnego w pierwszej dziesiątce

Maciej Piasecki
Ryoyu Kobayashi okazał się najlepszy w niedzielnym konkursie Pucharu Świata w Engelbergu. Szwajcarski weekend nie był łaskawy dla Biało-Czerwonych. W niedzielę w drugiej serii zobaczyliśmy trójkę Polaków, ale żadnego w czołowej dziesiątce. Najlepiej wypadł Piotr Żyła, który zajął 15. miejsce.
Kamil Stoch w niedzielę nie miał szczęścia do warunków na skoczni. Lider Biało-Czerwonych walczył z wiatrem. Fot. Facebook/Polski Związek Narciarski
Po pierwszej serii kibice Biało-Czerwonych mogli być w miarę zadowoleni. W pierwszej piętnastce konkursu było aż trzech reprezentantów Polski. Problem jednak w tym, że Polacy zajmowali kolejno - jedenaste, czternaste i piętnaste miejsce. Najbardziej rozczarowany z tych, którzy awansowali do drugiej serii mógł być Kamil Stoch. Lider kadry trafił na bardzo kiepskie warunki, wiatr nie pomógł, co pozwoliło jedynie na skok o odległości 125,5 metra. Nic więcej zrobić trzykrotny mistrz olimpijski nie mógł.


Zadowolony mógł być za to Paweł Wąsek. I to nawet bardzo, bo 22-latek skoczył aż 131,5 metra. Dmuchnęło tak jak trzeba, a Polak potrafił to umiejętnie wykorzystać. Ostatecznie będąc najlepszym z Biało-Czerwonych po pierwszej serii. Punkty z Engelbergu wywiózł również Piotr Żyła. Dla którego to o tyle cenne, że w piątkowych kwalifikacjach popsuł skok i w sobotę nie miał nawet okazji, żeby pokazać się w konkursie.

Druga seria potwierdziła, że niedzielne warunki były bardzo wymagające. Los rozdawał jednym szczęście i korzystne realia do skakania, innym wiatr w plecy (dosłownie), praktycznie zamykający kwestie dalekiego pofrunięcia.

Warunki na plus wykorzystał w drugiej serii Halvor Egner Granerud. Zwycięzca Pucharu Świata z poprzedniego sezonu skoczył fenomenalnie, aż 138,5 metra. Choć w pierwszej serii Norweg skoczył aż 16,5 metra mniej - druga próba dała mu wskoczenie do czołowej dziesiątki. Żyła przy mocnym wietrze poleciał na odległość 128 metrów. Czyli dokładnie tyle samo, co skoczył w pierwszej serii. Przy trudniejszy warunkach, z 14. punktami rekompensaty. Słabo było jednak ze stylem u Żyły, przez co stracił trochę z końcowej oceny.

Chwilę późnej skakał Stoch. Zdołał osiągnąć odległość 128,5 metrów, przy niemal kompletnej ciszy w kwestii wiatru. Wydawało się, że takie warunki były problemem. Ale takowe rozwiał kolejny skaczący, w bardzo podobny realiach, Constantin Schmid. Niemiec był w stanie osiągnąć aż 135 metrów.

Ostatnią nadzieją Biało-Czerwonych był Wąsek. 22-latek musiał swoje jednak odczekać, bo wiatr przed skokiem Polaka ponownie wrócił na skocznię. Przy drugim podejściu trener Michal Doleżal dał sygnał do startu. Polak miał jednak bardzo kiepskie warunki, wiatr w plecy, przez co dostał aż 20. punktów rekompensaty. Cóż jednak z tego, skoro skok Wąska to tylko 117,5 metra.

Przed czołową dziesiątką po pierwszej serii Polacy byli kolejno: Żyła na piątym, Stoch na szóstym, a Wąsek na dziewiątym miejscu. Liderem za to wspomniany Granerud.

Pasjonująco zapowiadała się końcówka konkursu. Raz - ze względu na warunki panujące na skoczni - dwa, na niewielkie różnice między najlepszymi. Jak przystało na skoczków w formie, żaden z czołowych skoczków nie zawiódł.

Najmocniejszy okazał się Ryoyu Kobayashi. Japończyk w drugiej serii skoczył 136,5 metra. Lider po pierwszym skoku, reprezentant gospodarzy Killian Peier - nie wytrzymał presji i wylądował cztery i pół metra bliżej, wypadając poza podium.

Na drugim miejscu konkurs zakończył lider PŚ Karl Geiger, a podium uzupełnił Marius Lindvik. Żyła zakończył konkurs na 15., Stoch 16., a Wąsek 19. pozycji. Jedynie ten ostatni może cieszyć się z takiego rezultatu w Engelbergu.
Czytaj także: Gorzkie słowa Małysza o formie Biało-Czerwonych. "Nie można szukać usprawiedliwień"