Oceniamy filmy o Harrym Potterze od najsłabszego do najlepszego. Podium... może zaskoczyć

Ola Gersz
Od premiery "Harry'ego Pottera i Kamienia Filozoficznego" minęło już... 20 lat. I chociaż millenialsi mogą poczuć się bardzo staro, to filmy o Potterze i spółce (oraz oczywiście powieści!) wcale się nie starzeją. Fani znają już je praktycznie na pamięć, ale to nie przeszkadza, aby obejrzeć je po raz 78., a najlepiej zrobić całonocny potterowy maraton filmowy przy kuflu kremowego piwa.
Który film o Harrym Potterze nie ma sobie równych, a który pozostawia wiele do życzenia? Fot. Kadr z filmu "Harry Potter i więzień Azkabanu"
To fanowskie uwielbienie pokazała histeria, jaką wzbudziła premiera specjalnego programu "Harry Potter – 20. rocznica: Powrót do Hogwartu". I mimo że (jak głosi stara prawda) książki zawsze są lepsze, to korzystając z okazji, postanowiliśmy ocenić wszystkie filmowe części serii. Oto wszystkie 8 filmów o Harrym Potterze: od tytułu, który naszym zdaniem jest najsłabszy, do tego, który nie ma sobie równych.

Uwaga: oczywiście spoilery!

8. Harry Potter i Książę Półkrwi (reż. David Yates, 2009)

Fot. Kadr z filmu "Harry Potter i Książę Półkrwi"
"Harry Potter i Książę Półkrwi" to bez wątpienia najmroczniejszy i (paradoksalnie) najzabawniejszy film serii. Pogłębiono bohaterów i ich relacje, Michael Gambon jako profesor Albus Dumbledore w swojej finalnej odsłonie jest znakomity, a zdjęcia są fantastyczne, ale to nie wystarcza, żeby obdarzyć "Księcia Półkrwi" uczuciami (które zresztą – głównie pomiędzy Ronem i Hermioną – są w centrum tej części). 6. film o Harrym Potterze wciąż jest najmniej lubiany przez większość fanów.


Dlaczego? Przede wszystkim wycięto z niego kluczową część fabuły – motywy Toma Riddle'a (przyszłego Lorda Voldemorta), którymi kierował się przy tworzeniu horkruksów. Rezultat? Widzowie niezaznajomieni z książkami nie mają pojęcia, dlaczego Harry Potter w ogóle musi je zbierać. Sensu nie ma też zbytnio scena śmierci Dumbledore'a, a właściwie zachowanie Harry'ego, który nie robi nic, aby powstrzymać Snape'a (w książce dyrektor Hogwartu "wiąże" go zaklęciem). Nie jest to zły film (takich w serii o Harrym Potterze po prostu nie ma), ale czytelników zawiódł i na tle wszystkich części można o nim łatwo zapomnieć.

7. Harry Potter i Zakon Feniksa (reż. David Yates, reż. 2007)

Fot. Kadr z filmu "Harry Potter i Zakon Feniksa"
Przełożyć 766-stronicową powieść na film to nie lada wyzwanie. David Yates robił, co mógł, ale mimo to "Harry Potter i Zakon Feniksa" wydaje się wybrakowany, a jego fabuła pospieszana na siłę. Zresztą trwająca 2 godziny i 18 minut 5. część "Harry'ego Pottera" to... drugi najkrótszy film we franczyzie. Dzisiaj wydaje się to niezrozumiałe – "Zakon Feniksa" można było z powodzeniem wydłużyć o kilkanaście minut i nie wycinać uwielbianych przez fanów fragmentów, jak wyjec wysłany przez Dumbledore'a do ciotki Petunii czy walka Hermiony o skrzaty domowe.

Drugi zarzut? "Piątka" jest zbyt... sympatyczna. Mimo że pokazano w niej emocjonalne huśtawki nastoletniego Harry'ego, to czujemy do bohatera sympatię, a nie jak w książce J.K. Rowling – irytację i złość. "Zakon Feniksa" ma jednak jedne z najlepszych scen w całej serii. Imelda Staunton lśni jako faszystowska Dolores Umbridge, Gary Oldman i Helena Bonham-Carter dają aktorski popis w rolach Syriusza Blacka i Bellatrix Lestrange, a finałowa walka Voldemorta z Dumbledorem jest prawdziwym majstersztykiem.

6. Harry Potter i Komnata Tajemnic (reż. Chris Columbus, 2002)

Fot. Kadr z filmu "Harry Potter i Komnata Tajemnic"
"Harry Potter i Komnata Tajemnic", podobnie jak 1. część, "Harry Potter i Kamień Filozoficzny", nie zachwyca dziś efektami specjalnymi czy grą aktorską dziecięcych aktorów (Daniel Radcliffe, Emma Watson i Rupert Grint wyrobili się z wiekiem). Film jest też niemiłosiernie długi – najdłuższy w serii, bo trwa aż 2 godziny 41 minut – co było naprawdę dziwaczną decyzją reżysera Chrisa Columbusa i scenarzysty Steve'a Klovesa. W końcu powieść ma jedynie 368 stron i należy do najkrótszych książek J.K. Rowling o świecie czarodziejów.

Mimo to 2. film o Harrym Potterze świetnie buduje klimat i przemienia "historię o małym czarodzieju" w opowieść nasyconą mrokiem, smutkiem i samotnością. "Komnata tajemnic" ma również świetne momenty (Hermiona jako kot czy latający Ford Anglia) oraz absolutnie doskonałego Kennetha Branagha jako Gilderoya Lockharta. Niestety filmy Columbusa z biegiem lat nieco się zestarzały i odstają od pozostałych części.

5. Harry Potter i Kamień Filozoficzny (reż. Chris Columbus, 2001)

Fot. Kadr z filmu "Harry Potter i Kamień Filozoficzny"
Trudno nie lubić "Harry'ego Pottera i Kamienia Filozoficznego". To powrót do dzieciństwa i nostalgiczna podróż oraz wciąż świetny film familijny z nieco straszną – jak na produkcję dla dzieci – końcówką. Mimo to – jak pisaliśmy w punkcie 6. – 1. część Harry'ego Pottera dzisiaj wydaje się lekko... zramolała dla starszych widzów. I pod kątem dziecięcego aktorstwa, i efektów specjalnych.

Nie można jednak odmówić filmowi Chrisa Columbusa uroku, czaru i magii. To wciąż doskonały film na Boże Narodzenie, a muzyka Johna Williamsa jest prawdziwym geniuszem. Zresztą to przecież od filmu "Harry Potter i Kamień Filozoficzny" wszystko się zaczęło. Bez niego pozostałych filmowych części po prostu by nie było.

4. Harry Potter i Czara Ognia (reż. Mike Newell, 2005)

Fot. Kadr z filmu "Harry Potter i Czara Ognia"
Przez niektórych uważany za najlepszą część, jednak filmowi "Harry Potter i Czara Ognia" nieco brakuje, aby nazwać go "najlepszym Potterem". Czego? Wyważenia. Historia, która jest poważna, mroczna i ma największe reperkusje dla dalszej historii (śmierć Cedricka, powrót Voldemorta), zmienia się pod wodzą Mike'a Newella w momentami nieco krindżową opowiastkę o nastolatkach (ze złymi fryzurami) na balu. I mimo że balowe sceny są urocze i zabawne, to są zwyczajnie za długie – równie dobrze można byłoby spożytkować ten czas na rozwinięcie trzeciego, finałowego zadania Turnieju Trójmagicznego, które zostało potraktowane po macoszemu.

Newell, reżyser "Czterech wesel i pogrzebu", wyraźnie czuje się bardziej swobodnie w lżejszych wątkach i klimatach. Dodaje jednak w 4. filmie o Harrym Potterze dramatyzmu tam, gdzie zupełnie go nie potrzeba, czyli w słynnej scenie "Did you put your name in the goblet of fire?!?", która stała się już memem, gdyż Dumbledore krzyczy, zamiast – jak w książce – spokojnie zadać to pytanie Harry'emu. Trudno jednak zepsuć jedną z najlepszych książek J.K. Rowling, która jest praktycznie fabularnym samograjem – smok robi wrażenie do dziś, Robert Pattinson zrobił pierwsze kroki do sławy, a Ralph Fiennes po raz pierwszy przeraził widzów (chociaż nie wszystkich) jako Voldemort.
Czytaj także: Obejrzałam dokument o Harrym Potterze i płaczę. "Powrót do Hogwartu" to powrót do dzieciństwa

3. Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I (reż. David Yates, 2010)

Fot. Kadr z filmu "Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I"
Chyba największe zaskoczenie (a dla niektórych być może kontrowersja) w naszym rankingu. "Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I" jest bowiem najsłabiej ocenianym filmem serii (77 procent poparcia od krytyków i 85 procent od widzów w serwisie Rotten Tomatoes). Zapytacie, jak to możliwe, że 7. część Harry'ego Pottera uplasowała się wyżej niż "Czara Ognia"? Przez swój ładunek emocjonalny i poetyckość, której w zbyt dosłownej czwórce jest jak na lekarstwo.

"Insygnia Śmierci: Część 1" z góry miały trudniejsze zadanie. To bowiem historia niedokończona, początek finału, który zawsze będzie mniej satysfakcjonujący niż zakończenie. Jednak Davidowi Yatesowi udało się nakręcić film poruszający, intrygujący i stylowy. "Przechodzona" fabuła, która dla wielu jest minusem, w rzeczywistości jest zaletą "siódemki" – pozwala odetchnąć przed mocną końcówką serii, a jednocześnie podkreśla wagę arcytrudnego zadania, jakie stoi przed Harrym, Ronem i Hermioną. To wciąż film niedoceniany, a szkoda!

2. Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część II (reż. David Yates, 2011)

Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część II
Finał serii, czyli 8. część Harry'ego Pottera, chyba mało kogo zawiódł. "Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I" jest przykładem, jak kończyć filmowe franczyzy: z przytupem, ale bez nadęcia, z patosem, ale nieprzesadnym, sentymentalnie, ale bez tandety. Taka właśnie jest 2. część "Insygniów śmierci", która jest prawdziwą karuzelą emocji. Aktorzy płakali na planie filmowym po zakończeniu zdjęć, widzowie płakali (i nadal płaczą) przed ekranami, a to oznacza zakończenie idealne.

"Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I" to również ukłon w stronę fanów. Mimo że akcja filmu jest wartka i widz praktycznie nie ma czasu odetchnąć, to reżyser David Yates i scenarzysta Steve Kloves zdołali zawrzeć prawie wszystkie wątki i bohaterów, na których wcześniej nie mieli czasu. Neville ma swój bohaterski moment, a Ron i Hermiona – romantyczny pocałunek, ale finał serii to film Alana Rickmana. Nieżyjący już aktor kradnie go jako Severus Snape, który z czarnego bohatera staje się ulubieńcem fanów. Pomysł, aby pokazać perspektywę Snape'a, to strzał w dziesiątkę. Część 2. "Insygniów śmierci" to prawdziwie satysfakcjonujący finał.

1. Harry Potter i więzień Azkabanu (reż. Alfonso Cuarón, 2004)

Fot. Kadr z filmu "Harry Potter i więzień Azkabanu"
Tutaj zaskoczeń nie było, chociaż wielu fanów z pewnością się z tym werdyktem nie zgodzi. Dla nas "Harry Potter i więzień Azkabanu" z 2004 roku nie ma jednak sobie równych (90 procent poparcia od krytyków i 86 procent od fanów w serwisie Rotten Tomatoes). Co więcej, po ponad 17 latach 3. film o Harrym Potterze wciąż chwyta za serce i olśniewa realizacją, klimatem oraz muzyką. Meksykański reżyser Alfonso Cuarón to późniejszy, dwukrotny laureat Oscara za reżyserię – za "Grawitację" w 2014 roku i "Romę" w 2019 roku – nic więc dziwnego, że stworzył film bliski arcydziełu (chociaż "Więzień Azkabanu" ma jednak sporo dziur w sekwencji cofania w czasie, a brak sceny z ojcem Harry'ego i jego przyjaciółmi jako animagami jest sporym minusem).

Cuarón nadaje filmowi o Harrym Potterze poetyckiego, artystycznego sznytu. Dopiero pod jego wodzą Hogwart nabiera konkretnego kształtu, a bohaterowie – głębi. "Więzień Azkabanu" to również film bardzo dojrzały, przejmujący i nastrojowy, a reżyser nie unika trudnych tematów (jak na kino familijne, do którego "Więzień Azkaban" jeszcze się zaliczał), jak przemijanie, samotność, śmierć czy trudy dojrzewania.

Realizacyjnie jest świetnie, aktorsko również. Gary Oldman, Daniel Thewlis i Timothy Spall są doskonali jako Syriusz Black, Remus Lupin i Peter Pettigrew, a Emma Thompson zachwyca jako ekscentryczna profesor Trelawney. Z kolei Daniel Radcliffe, Rupert Grint i Emma Watson pod batutą Alfonso Cuaróna nabierają luzu i zaczynają szlifować swoje aktorskie umiejętności. Stylistyka "Więźnia Azkabanu" może się podobać lub nie, ale trzech rzeczy naprawdę nie można jej odmówić: piękna, dojrzałości i mądrości.