Z powrotem do Hogwartu jest jak z powrotem do dzieciństwa. Wiesz, czego możesz się spodziewać, a i tak łzy wzruszenia same cisną ci się do oczu. 20 lat temu po raz pierwszy byliśmy świadkami, jak ekspres do Szkoły Magii i Czarodziejstwa wyruszył z peronu 9 i ¾. Po dwóch dekadach od tamtego momentu Harry Potter powraca w dokumencie, który jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki z każdego z nas zrobi dzieciaka.
Miałam 5 lat, gdy rodzice zabrali mnie i mojego brata do kina na "Kamień filozoficzny". Pamiętam, że po seansie pogrążona w smutku zbudziłam mamę ze snu w samym środku nocy, aby zapytać się, dlaczego chłopiec z błyskawicą na czole nie jest prawdziwy. Nie pamiętam już, jaką odpowiedź usłyszałam, ale od tamtej chwili wiedziałam, że twórczość J.K. Rowling - choć fikcyjna - naprawdę we mnie żyje.
Równie szybko zorientowałam się też, że żadna sowa nie przyniesie mi listu z Hogwartu, a mimo to i tak uparcie trwałam przy tym, że jestem jedną z uczennic tej szkoły. Dorastałam z książkami o Harrym Potterze - każdą nową część kupowałam na premierę i w tym samym dniu ją kończyłam. Z filmami było podobnie. Premierowe pokazy o północy, szalik w barwach Ravenclaw przewiązany przez szyję i szlochanie po śmierci Cedrica Diggory'ego. Te wspomnienia są w mojej pamięci żywe, tak jakby wszystkie pochodziły z wczoraj.
Im starsza się robiłam, tym sentyment do świata stworzonego przez Rowling pomalutku opadał, by wraz z początkiem tego roku znowu wystrzelić w górę niczym Błyskawica (jedna z najlepszych i najszybszych mioteł do gry w Quidditcha). 20 lat. Tyle czasu minęło od premiery pierwszej filmowej części Harry'ego Pottera. Ta nie lada rocznica skłoniła twórców do nakręcenia dokumentu, za który - jako fanka - jestem im bardzo wdzięczna.
Przez te wszystkie lata? Zawsze!
"Harry Potter – 20. rocznica: Powrót do Hogwartu" zabiera widzów w podróż, która rozpoczęła się od serwetki. To na niej J.K. Rowling zapisała swoje pierwsze pomysły związane z książką o "chłopcu, który przeżył". Zwykły kawałek chusteczki prędko zmienił się w światowej sławy bestseller, nie tylko na papierze. Gdy potteromania opanowała szkolne podwórka, a dzieci zewsząd zaczęły marzyć o pójściu do magicznego Eton, wtedy pojawiła się idea nakręcenia filmów o młodym czarodzieju.
Castingi, wielki briefing prasowy z udziałem Daniela Radclifffe'a, Emmy Watson i Ruperta Grinta oraz pierwszy filmowy klaps - dokument HBO Max przybliża nam każdy z tych momentów, a to zaledwie początek. Oprócz głównego trio, czyli Harry'ego Pottera, Hermiony Granger i Rona Weasleya, do produkcji zaproszono także odtwórców innych ról. Nie zabrakło więc Tom Feltona, filmowego Draco Malfoya, czy wcielenia zła, czyli Voldemorta, granego przez Ralpha Fiennesa.
Robbie Coltrane wspomina w programie dokumentalnym o tym, jak w pewnym momencie spędzał więcej czasu z młodymi aktorami jako Hagrid niż z własnymi dziećmi jako ojciec. Evanna Lynch, która od najmłodszych lat mierzyła się z zaburzeniami odżywiania, wyznała, że dostała rolę blondwłosej Luny Lovegood po przesłuchaniu i długich, listownych rozmowach z autorką serii.
Watson zdradziła, że podczas kręcenia filmów podkochiwała się w trzy lata starszym Feltonie, który od samego początku dbał o nią na planie jak o własną siostrę. Helena Bonham Carter (Bellatrix Lestrange) nie omieszkała natomiast wyjawić treści wiadomości, którą kiedyś napisał do niej zauroczony nią Radcliffe.
Choć o wielu tych rzeczach mogliśmy usłyszeć w wywiadach sprzed lat, od "Powrotu do Hogwartu" wciąż bije świeżość. Ponad połowę filmu stanowią rozmowy nagrane właśnie na jego potrzeby. Tylko wypowiedzi Rowling wyciągnięto z zakurzonej szuflady z datą anno 2019. Powodem braku obecności pisarki przy kręceniu dokumentu okazały się jej obraźliwe wręcz tweety o osobach transpłciowych.
Oczywiście część fanów stanęła w obronie Brytyjki, twierdząc, że skandalem jest nieuwzględnienie jej w rocznicy dzieła, które stworzyła. Rowling jednak nie narzeka na taki przebieg wydarzeń. Na Twitterze autorki panuje względna cisza, więc do odcięcia się od niej przez producentów dokumentu musiało dojść najpewniej za zgodą obu stron. Wilk syty i owca cała.
W "Powrocie do Hogwartu" nie zabrakło części "In Memoriam", gdzie obsada wspominała współpracę m.in. z Alanem Rickmanem, Johnem Hurtem czy zmarłą niedawno Helen McCrory. O ostatniej aktorce wzruszająco wypowiedział się jej filmowy mąż, Jason Isaacs, który wcielił się w Lucjusza Malfoya. Jak sam przyznał, gdy tylko ją poznał, od razu wiedział, że ma do czynienia z prawdziwą artystką.
Najwięcej łez popłynęło zaś pod koniec dokumentu, kiedy kultowe trio spotkało się razem w dormitorium Gryffindoru. Watson, Radcliffe i Grint zdobyli się tam na szczere wyznania. Dwójka z nich chciała w połowie drogi zrezygnować z gry w filmach, ponieważ kariera i idący za nią rozgłos stawały się dla nich momentami nie do udźwignięcia.
Fanom filmów nieobca jest w końcu historia o tym, jak Emma dostała się na Uniwersytet Browna w 2009 roku. Gdy tylko odpowiadała dobrze na pytania zadawane jej podczas wykładów, ktoś z końca sali nieraz krzyczał w jej kierunku "10 punktów dla Gryffindoru".
Trójce aktorów przez długi, długi czas zależało na tym, by odciąć się od Harry'ego Pottera. Grint na półmetku swojej przygody z Hogwartem głowił się nad tym, czy umie w ogóle robić coś innego poza graniem Rona. Dopiero teraz zarówno on, jak i Watson oraz Radcliffe, zaczęli doceniać chwile spędzone na graniu czarodziejów. – Znamy się długo, dorastaliśmy razem. Jesteśmy rodziną, zawsze nią będziemy – mówił ostatecznie odtwórca Weasleya.
O tym, w czym tkwi fenomen historii Harry'ego i jego przyjaciół, dobitnie opowiedzieli w dokumencie reżyserowie każdej z części. Prawda jest taka, że w filmach o osieroconym chłopcu każdy z widzów mógł znaleźć cząstkę siebie. Każdy był w którymś momencie swojego życia zagubiony, smutny, wypalony. Wielu czuło się wykluczonych, innych od reszty dzieci. Potter pokazał nam, że nie jesteśmy w tym sami. Że dorastanie bywa bolesne, ale bywa też piękne. Że "inny" nie znaczy "gorszy".
Wodospad łez zachowałam na ostatnie minuty "Powrotu do Hogwartu". Twórcy uderzyli w najczulszą strunę, dając na sam koniec Severusa Snape'a mówiącego "always". Tak, ten sentyment będzie trwał na zawsze.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut