Majcherek: Chcieli wpłynąć na wybory amerykańskie, nie myślą wpływać na polskie?

Janusz A. Majcherek
Janusz A. Majcherek jest profesorem filozofii, socjologiem, wykładowcą w krakowskim Uniwersytecie Pedagogicznym, publicystą nagradzanym m.in. Grand Press za najlepszy tekst publicystyczny, Nagrodą Kisiela, nagrodą Allianz w kategorii media.
Zausznicy polskiego rządu przygotowywali plan wpłynięcia na wynik wyborów do amerykańskiego Kongresu. Metody, jakie zamierzali zastosować, niemal na pewno będą przez nich stosowane – a prawdopodobnie już były stosowane – podczas wyborów w Polsce, dając powód do tym silniejszego zwątpienia w ich uczciwość.
Janusz Majcherek fot. Beata Zawrzel/REPORTER
Po uchwaleniu w 2018 r. poprawki do ustawy o IPN, przewidującej kary za przypisywanie Polakom udziału w zagładzie Żydów, najsilniejsze protesty napływały z oficjalnych kręgów politycznych w Izraelu i Stanach Zjednoczonych.

Wśród najbardziej stanowczych krytyków owej poprawki był także kongresman Partii Demokratycznej z Kalifornii Rohit Khanna. W gabinetach politycznych polskiego rządu powstał plan odwetowego i prewencyjnego zaszkodzenia jemu i jego działalności, w tym także poprzez wsparcie jego republikańskiego kontrkandydata w wyborach.

W ramach przygotowań do tej operacji zlecono polskiej konsul w Los Angeles analityczne rozpracowanie tamtejszego okręgu wyborczego oraz aktywności Khanny – to ostatnie raczej nie w celu wyszukania i wyeksponowania jego atutów i zasług. „Powinniśmy spróbować politycznie wyeliminować Khanna” – sugerował wprost jeden ze strategów całej operacji. „Z jednoczesnym poważnym zaangażowaniem finansowym” – dodawał. Do realizacji tego zamysłu proponował wciągnąć też jakiś „zaufany NGO”.


Zausznicy polskiego rządu usiłowali więc wpłynąć na wyniki wyborów parlamentarnych w największym, najbogatszym i najbardziej znaczącym stanie USA, liczącym mniej więcej tyle ludności co Polska. Ostatecznie akcji nie podjęli, bowiem ekipa PiS wycofała kontrowersyjną poprawkę, która ściągnęła na polski obóz władzy krytykę polityków izraelskich i amerykańskich, w tym kongresmana Khanny.

Nie wiadomo więc jaki rezultat przyniosłaby skierowana przeciw niemu operacja. Wybory jesienią 2018 r. Khanna wygrał zdecydowanie, zdobywając ponad 75 proc. głosów w swoim okręgu.

Czytaj także: Majcherek: Za PiS afera goni skandal, oszustwa przeplatają się z machlojkami. A wyznawcy wybaczają

Reasumując: zausznicy polskiego rządu planowali przeprowadzić za publiczne pieniądze operację wpłynięcia na wynik wyborów w amerykańskim stanie o porównywalnej z Polską liczbie ludności, poprzez zaszkodzenie nieprzychylnemu sobie kandydatowi, a wspieranie jego rywala, angażując w to aparat państwowy oraz usłużne organizacje pozarządowe.

Czy ktoś rozsądny może twierdzić, że takiej operacji nie byliby gotowi, zdolni i chętni przeprowadzić podczas wyborów w Polsce? Mając do dyspozycji system szpiegujący politycznych oponentów i silne zaplecze medialne?

Czytaj także: "W tej rywalizacji Polska nie ma szans z Niemcami"

I jeszcze znamienna ciekawostka: rządowo-pisowscy stratedzy uznali, że nie byłoby celowe uruchomienie „spontanicznej” akcji pisania listów protestacyjnych do kongresmana Khanny, bo mogłyby się wśród nich znaleźć liczne antysemickie (do polityka pochodzenia hinduskiego!), kompromitujące taką akcję. Jak widać, nie mają oni złudzeń co do mentalności swoich wyborców i popleczników.

A skąd to wszystko wiemy? Z e-maili pochodzących ze skrzynki szefa kancelarii polskiego premiera, o których część dziennikarzy pisze, że „domniemane, niepotwierdzone, przypuszczalne” itp.