Dezerter z polskiej armii znów szokuje. Tym razem snuje teorie o "zbiorowych mogiłach"
Emil Czeczko, który zdezerterował z polskiej armii na teren Białorusi, złożył zeznania przed komitetem śledczym reżimu Alaksandra Łukaszenki. Miał wówczas oskarżyć polskich żołnierzy o zabicie 240 migrantów. Stwierdził, że "ciała zabitych były chowane w wykopanych w lesie dołach".
Dezerter o kryzysie na granicy polsko-białoruskiej
O tych słowach zbiegłego żołnierza poinformował dziś (12 stycznia) Białoruski Komitet Śledczy. Czeczko miał przekonywać, że polscy mundurowi zabili 240 migrantów z Bliskiego Wschodu, którzy próbowali przekroczyć granicę.
Według tych doniesień mężczyzna powiedział, że od 8 czerwca 2021 r. "brał udział w zorganizowanych mordach w strefie przygranicznej i w pobliżu wsi Siemianówka", a także był świadkiem takich zbrodni.
Białoruskie służby zapowiedziały, że poinformują o tym "międzynarodowe struktury i upoważnione organy państw Bliskiego Wschodu, Afganistanu". Mają też wydać "zasadniczą ocenę prawną wszystkich zbrodniczych działań polskich sił bezpieczeństwa".
Warto zwrócić uwagę, że te zeznania Emila Czeczki wpisują się w przekaz białoruskiej i rosyjskiej propagandy. Co więcej, to nie pierwsze jego wypowiedzi, w których zarzuca on polskim władzom mordowanie migrantów i łamanie podstawowych praw człowieka.
Polski żołnierz uciekł na Białoruś
O nietypowej sprawie dotyczącej polskiego żołnierza media informowały po raz pierwszy 17 grudnia. Mężczyzna dzień wcześniej zniknął z posterunku w okolicach miejscowości Narewka. Kilka godzin później został odnaleziony na Białorusi, gdzie poprosił o zapewnienie mu azylu politycznego.
Białoruski Komitet Graniczny informował, że tym polskim żołnierzem jest 25-letni Emil Czeczko, który służył w 11. Mazurskim Pułku Artylerii 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej im. Króla Kazimierza, a w czasie stanu wyjątkowego na granicy polsko-białoruskiej został wysłany do ochrony granicy.
Według białoruskich władz, mężczyzna zdecydował się porzucić służbę wojskową w Polsce i uciec na wschód, dlatego że nie podobały mu się działania podejmowane przez polski rząd w walce z kryzysem migracyjnym. Miał on uważać, że w naszym kraju dochodzi do "niehumanitarnego traktowania uchodźców".
Potem Czeczko w rozmowie z białoruską telewizją stwierdził, że pewien polski strażnik graniczny "strzelił w łeb" wolontariuszowi, który podbiegł do niego i zapytał się, gdzie są prowadzeni uchodźcy.
Kłopoty z prawem polskiego dezertera
Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Tomasz Piotrowski w swoim oświadczeniu oznajmił, że doszło do "haniebnego, jednorazowego przypadku dezercji". Natomiast szef Ministerstwa Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak zaznaczał, że Czeczko "miał poważne kłopoty z prawem i złożył wypowiedzenie z wojska. Nigdy nie powinien zostać skierowany do służby na granicę".
Potem wyszły na jaw kolejne kłopoty z prawem polskiego dezertera. Z informacji "Faktu" wynikało, że mężczyzna znęcał się nad swoją matką. Sprawa trafiła do prokuratury.
Tabloid podawał, że mężczyzna został skazany we wrześniu tego roku przez Sąd Rejonowy w Bartoszycach na 6 miesięcy pozbawienia wolności. Otrzymał też roczny zakaz kontaktowania się z matką i zakaz zbliżania się do kobiety na odległość mniejszą niż 50 m. Żołnierz jednak nie zgodził się z tym wyrokiem i odwołał się od niego.