Wojna trwa też w Polsce – w internecie. Zobacz, co czytać, by nie paść ofiarą rosyjskiej propagandy

Agnieszka Miastowska
Stało się. Nad ranem polskiego czasu 24 lutego rosyjskie wojska zaatakowały Ukrainę. Jak zareagować będąc mieszkańcem (na razie) bezpiecznego kraju? Nie dać wciągnąć się w wojnę informacyjną w internecie – dla dobra własnego i mieszkańców Ukrainy. Oto, czego nie czytać i nie robić, by nie popaść w panikę i nie przekazywać fałszywych informacji.
Wojna na Ukrainie jest i w Polsce – w internecie. Uwaga na fake news Fot. East News/Aleksey Nikolskyi/SPUTNIK Russia/
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

Wojna dezinformacyjna – jak nie dać się wciągnąć?

Na Ukrainie trwa wojna, pojawiają się doniesienia o atakach powietrznych. W stolicy Ukrainy co chwilę da się usłyszeć syreny alarmowe. Z samego rana reporterzy BBC w Kijowie relacjonowali, że na ulicach jest jeszcze cicho i spokojnie. Sytuacja zmieniła się, kiedy pojawiły się kolejne doniesienia o rosyjskich atakach.
Przerażeni mieszkańcy rzucili się do aptek i bankomatów, drogi wyjazdowe z Kijowa zostały zakorkowane, bo ludności zależy na szybkiej ucieczce. Z całego świata płyną wyrazy solidarności z Ukrainą, Przewodnicząca Komisji Europejskiej zapowiada wysokie sankcje, które mają skłonić prezydenta Władimira Putina do wycofania swoich wojsk.


Losy państwa naszych sąsiadów, a być może całej Unii Europejskiej, ważą się na naszych oczach, a my – pozostajemy w bezpiecznym kraju, wpatrując się w ekran telewizora, lecz częściej telefonu i komputera. I niezauważenie dajemy się wciągnąć w walkę, która trwa również w Polsce – w dezinformacyjną wojnę w internecie. Nie oznacza to, że rozwiązaniem jest ignorowanie czy bagatelizowanie obecnej sytuacji politycznej, szczególnie w kraju bloku wschodniego bliskim nam tak, jak Ukraina. Jednak należy zachować pewną higienę w przyswajaniu informacji, a przede wszystkim zrobić medialny przesiew.

Nie tylko śledzić doniesienia medialne wtedy, gdy mamy na to psychiczną siłę i odwagę, lecz także wybrać rzetelne źródła informacyjne, a podane tam wiadomości i tak sprawdzić przed udostępnieniem ich kolejnym użytkownikom. Tak uchronimy siebie i innych przed medialną paniką i nie zatrzemy sytuacji, która faktycznie ma miejsce w kraju naszych sąsiadów. Co powinniśmy zrobić?

1. Wybrać rzetelne źródła informacji

Najlepiej wybrać medialne źródła, o których wiemy, że charakteryzują się obiektywizmem i rzetelnym sprawdzaniem faktów. Serwisy informacyjne, które operują wyłącznie potwierdzonymi wydarzeniami, autoryzowanymi wypowiedziami i konkretnymi danymi. Możecie śledzić naTemat.pl, by być na bieżąco i nie poddać się gorączce dezinformacji.

2. Dawkować informacje

Nie nakładajcie na siebie obowiązku śledzenia newsów i informacji bez przerwy, jeśli nie czujecie, że was to uspokaja i daje wam odpowiedzi na wasze wątpliwości. Natłok informacji może być przytłaczający lub nawet wpędzać w panikę. Wyznaczcie sobie moment, w którym chcecie wiedzieć, co się dzieje, ale starajcie się nie angażować w każde doniesienie medialne, bo ich ilość szybko was przerośnie.

3. Ograniczyć media społecznościowe

Szczególnie Twitter i Facebook są platformami, na których internauci chętnie udostępniają wideo i zdjęcia dotyczące bieżącej sytuacji. Można trafić na wiele treści niepotwierdzonych jako obrazy z dotkniętej wojną Ukrainy, a także na drastyczne zdjęcia czy filmiki, które — nawet jeśli są prawdziwe — mogą wpędzić nas w panikę. Na mediach społecznościowych inni użytkownicy będą dzielić się swoimi emocjami w związku z obecną sytuacją polityczną — jeśli cię to przytłacza, nie wdawaj się w dyskusje dotyczące tematu.

4. Wesprzeć Ukrainę

Mówione i pisane słowa wsparcia na pewno są ważne dla bliskich nam osób z Ukrainy, jednak pomóc możemy też bardziej materialnie, wspierając fundacje pomocy dla Ukraińców, np. poprzez Fundację Ocalenie.

5. Nie udostępniać zdjęć i filmów

Do sieci trafia coraz więcej treści dotyczących wojny i niektórymi z nich warto się dzielić. Jednak drastyczne, niepotwierdzone obrazy mogą u wielu osób wywołać wielką panikę, a ich udostępnianie nie posłuży także ofiarom.

Na Twitterze pojawił się m.in. filmik pokazujący samoloty lecące nisko nad miastem, co miało być dowodem na powietrzny atak. Film szybko obiegł sieć. Pochodził jednak z zupełnie innych okoliczności prawdopodobnie pokazów lotniczych, a jego źródło nie zostało potwierdzone. Nie brak komentarzy wskazujących, że to fejk, jednak nie brak także udostępniania tej treści dalej. Ostatecznie został przez serwis zbanowany.

Z wszelkich doniesień wynika, że Polska jest krajem bezpiecznym. Warto więc nie dokładać swojej cegiełki do dezinformacyjnej wojny i przemyśleć to, co umieszczamy oraz co sami czytamy w internecie. Dla własnego zdrowia psychicznego, komfortu innych użytkowników i z szacunku do osób cierpiących w centrum konfliktu na Ukrainie.
Czytaj także: Nie tylko Białoruś i Chiny. Jest więcej państw, które w tym konflikcie wspierają Rosję