W Ukrainie trwa wojna, a memiarze robią swoje. Tym razem granice dobrego smaku zostały przekroczone
- Atak Rosji na Ukrainę stał się inspiracją dla memiarzy, którzy w tworzonych przez siebie memach śmieją się z Władimira Putina, nazywając go "Vladdym Daddym", i z Tłustego Czwartku, który niefortunnie zbiegł się w czasie z inwazją.
- W internecie nie brakuje putinowskich trolli, którzy żartują sobie z Wołynia. Na TikToku pełno jest fake newsów i nagrań, które w rzeczywistości okazują się być fragmentem z gry wideo.
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Atak na Ukrainę rodzi memy i problemy
Wszyscy obudziliśmy się w czwartkowy poranek w zupełnie nowej rzeczywistości. O godzinie czwartej nad ranem czasu polskiego Rosja rozpoczęła atak na Ukrainę, wykonując tym samym rozkaz wydany przez rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, który podjął taką decyzję opierając się na stwierdzeniu, że nie będzie tolerować "gróźb ze strony Ukrainy" i "ostrzeżeń przed ingerencją z zagranicy". Wszystko pod płaszczykiem tzw. "specjalnej operacji wojskowej w Donbasie".
Prorosyjska machina propagandowa mamiła oczy zwykłych obywateli tym, że w ataku nie ucierpią ani miasta, ani ludność cywilna. Rosja blefowała, czego dowodem są ofiary śmiertelne, zniszczone budynki mieszkalne, jak i ostrzały rakietowe z wyrzutni BM-21 Grad, których precyzyjność przez część osób poddawana jest w wątpliwość.
Żyjemy w erze internetu, więc nikogo nie powinno raczej dziwić, że Polacy i inne narodowości traktują media społecznościowe jako miejsce do odreagowywania stresu i dzielenia się swoimi opiniami (nawet w przypadku, gdy za naszą wschodnią granicą trwa wojna). Izolacja wynikająca z pandemii COVID-19 jeszcze bardziej spotęgowała w nas chęć kontaktu z drugim człowiekiem, a internet daje nam namiastkę tej jakże ludzkiej potrzeby.
Choć obecne realia nie są same w sobie powodem do śmiechu i bagatelizowania, wielu ludzi za pomocą żartów i memów tak właśnie radzi sobie ze strachem w obliczu rosyjskiej agresji w Ukrainie. Nie minął nawet jeden dzień, a już staliśmy się naocznymi świadkami paniki wśród Polaków, którzy zaczęli oblegać stacje benzynowe i robić zapasy paliwa, obawiając się tego, że niebawem go zabraknie lub podniesione zostaną jego ceny. Zjawisko napędzały plotki.
Niewinne memy w internecie łagodzą nasz strach, który nie zniknie ot tak, z dnia na dzień. Przeglądając wiadomości, w których nie brakuje fake newsów stworzonych przez putinowskich trolli, chcąc nie chcąc karmimy swój lęk. Oczywiście niektórym łatwiej jest nad nim zapanować, a innych bieżące działania Rosji w ogóle nie stresują. Prawda jest jednak taka, że strach to ostatnia rzecz, której nam dzisiaj potrzeba.
W badaniach nieraz udowadniano, że memy zmniejszają stres (najnowsze dotyczyły radzenia sobie z pandemią koronawirusa). Obecnie internauci wykorzystują swoje poczucie humoru, aby otwarcie szydzić z amerykanocentryzmu, czyli - w skrócie - Amerykanów sprowadzających wojnę do konfliktu kręcącego się tylko wokół nich. Memiarze żartują również z Władimira Putina, nadal nazywając go "Vladdym Daddym". Karierę robi także kłótnia na polskiej Wikipedii o zasadność wpisania w notce biograficznej prezydenta Federacji Rosyjskiej hasła "zbrodniarz wojenny".
Osobiście uważam, że dopóki memy nie trywializują wydarzeń w Ukrainie, nie obrażają obywateli tego państwa i nie wprowadzają nikogo w błąd, możemy się z nich śmiać w granicach własnego sumienia, zwłaszcza jeśli dzięki temu zrobi nam się choć trochę lepiej. Memiarze i tak będą "memować" niezależnie od powagi sytuacji. Pamiętajmy jednak, że w tym przypadku "śmiejemy się" z uprzywilejowanej pozycji, ponieważ nie mamy ani stanu wojennego w Polsce, ani ostrzałów rakietowych nad głową.
Nie należy więc traktować wojskowego najazdu Putina z przymrużeniem oka. To, co spotkało naszych przyjaciół i sąsiadów z Ukrainy, jest niewybaczalne i godne potępienia. Jeżeli Ukraińcy apelują o niepowtarzanie pewnych żartów, bo nie są dla nich zabawne oraz krzywdzą ich uczucia, uszanujmy to i spróbujmy postawić się na ich miejscu.
Większość z nich została w kraju, by walczyć, lub wróciła do niego, bo straciła kontakt z własną rodziną. To tragedia, wobec której nie możemy pozostać obojętni, i która wymaga od nas ogromnych pokładów empatii.
"To nie czas na żarty. To poważna sytuacja" – takie nawoływania i inne podobne komentarze obiegają cały internet, zmuszając ludzi do dyskusji na temat tego, kiedy memy, "śmieszne" nagrania czy nawet zwykłe wpisy stworzone (najpewniej) ze szlachetnej intencji przekraczają granicę dobrego smaku. Dla przykładu przytoczmy przypadek Matyldy Damięckiej i jej grafiki, stanowiącej komentarz dotyczący zarówno Tłustego Czwartku jak i inwazji na Ukrainę.
Na rysunku widzimy polukrowanego pączka włożonego na środkowy palec niczym pierścionek. Pod spodem widnieje natomiast hasło: "Put in". "Matylda Damięcka nie po raz pierwszy trywializuje złożone problemy społeczne w imię 'błyskotliwego' copywritingu. Czasami lepiej czegoś nie udostępnić niż udostępnić za wiele" – ocenił na swoim Instagramie dziennikarz Stanisław Bryś. Podobne opinie zasypują sekcję z komentarzami pod oryginalnym postem Damięckiej.
Autorka grafiki nie zwlekała z odpowiedzią. Pod wpisem jednej internautki dodała: "A czy napisanie #pierdolsieputin byłoby w tej sytuacji stosowne? Ot tak organicznie wypowiedziane w afekcie? Wywołane strachem, bezsilnością, obawą o ukraińskich przyjaciół i o bezpieczeństwo w przyszłości najbliższych i własne. I to akurat dzisiaj. Zakładając, że zbieżność dat z trywialnym świętem, nie jest moim wymysłem, tylko faktem. Czy to byłoby ok? Czy też nie na miejscu?".
Największa burza kręci się na TikToku, gdzie prawda miesza się z fikcją. Nie dajcie się nabrać na trolli żartujących z Wołynia, przywołujących Stepana Banderę czy prowokujących osoby z Ukrainy przebywające teraz w Polsce tekstami "wynocha do swojego kraju". Moralność nie pozwala mi udostępniać tych nagrań, ponieważ ostatnią rzeczą, którą chciałabym zrobić, jest dawanie takim ludziom jeszcze większej platformy do szerzenia krzywdzących i ksenofobicznych postulatów.
"Nawet nie można się w spokoju wysr*ć i wychillować, bo co drugi TikTok o jakiejś jeb*nej Ukrainie i wojnie. Ogarnijcie dupska, bo nic nam nie grozi" – napisała jedna z użytkowniczek portalu społecznościowego, która wcale nie jest w mniejszości. Część Polaków z pokolenia Z tańczy do wesołych piosenek, pisząc przy okazji, że "kochani, jesteśmy bezpieczni, Putin chce tylko Ukrainy". To nie jest "tylko" Ukraina, to "aż" Ukraina. Zuchwałe i krótkowzroczne z naszej strony jest myślenie, że ten problem wcale nas nie dotyczy.
Aplikacja zalana jest także filmikami z ataku na naszych sąsiadów, z Kijowa zagłuszanego przez syreny alarmowe oraz z rzekomych bombardowań. W istocie połowa nagrań to czysty fake - wystarczy kliknąć link dźwięku pojawiającego się na dole wideo, aby przekonać się, w ilu postach został on przedtem wykorzystany.
"Ukraina wystrzeliwuje pociski w celu przechwycenia ostrzału artyleryjskiego rosyjskich samolotów" – pada w opisie pod jednym z klipów, który w rzeczywistości okazuje się być fragmentem gameplaya z gry "Arma III".
Ludzie, chcący podbić sobie zasięgi w social mediach, zrobią wszystko, byleby osiągnąć postawiony przez siebie cel. Obraźliwe memy, obraźliwymi memami, a fejki fejkami. Nie ignorujmy ich, tylko zgłaszajmy, jeśli zagrażają one interesom zaatakowanych przez putinowskie wojska Ukraińcom. Przy okazji nie ulegajmy panice i śmiejmy się z tego, z czego w danej chwili wypada się śmiać.
Czytaj także: https://natemat.pl/398995,ofiary-agresji-rosji-ukraincy-sami-wskazuja-jak-polska-moze-pomagac