Niesamowita seria zwycięzców Ligi Mistrzów. Romantyzm kontra miliony na murawie
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Liga Mistrzów to rozgrywki, które powstały w 1992 roku. Był to pomysł na który zdecydowano się w europejskiej federacji UEFA. Postawiono na odświeżenie dotychczasowej rywalizji o Puchar Europy Mistrzów Krajowych. Początkowo zespołów było osiem, następnie szesnaście (od sezonu 1994/95), później 24 (od 1997/98), aż do dzisiejszej formuły 32 drużyn (od edycji 1999/2000).
Dlaczego? Prostą odpowiedzią są pieniądze. Każdy chciał grać w prestiżowych rozgrywkach, a nie każdy przecież może być mistrzem kraju. Szybko okazało się zatem, że w "mistrzowskiej" rywalizacji z powodzeniem kopały zespoły nawet spoza krajowego podium najmocniejszy lig we Włoszech, Hiszpanii, czy Anglii.
Wielka kasa Ligi Mistrzów
Z biegiem lat rosły również stawki w Champions League. W sezonie 2021/22 za zwycięstwo w rozgrywkach klub z samego tytułu umów z UEFA otrzymuje 20 milionów euro. I w tym przypadku nie każdy może być zwycięzcą, ale i dla przegranych jest to finansowy eden.
Finalista meczu zaplanowanego na 28 maja w paryskim stadionie Stade de France zapisze na swoim koncie 15,5 miliona euro. Cennik rozgrywek przewiduje również inne przyjemne "dodatki", którymi nie mogą pogardzić zwłaszcza europejscy maluczcy, przecierający szlaki w prestiżowym towarzystwie największych graczy na rynku.
Do tego grona chcielibyśmy zaliczyć również polskie kluby, ale w trzydziestoletniej erze tylko trzy razy Polska miała swój klub. Widzew Łódź w sezonie 1996/97 oraz Legia Warszawa - dwukrotnie - w sezonach 1995/96 oraz edycji 2016/17.
"Cennik" Ligi Mistrzów (sezon 2021/22)
- awans do fazy grupowej - 15,2 mln*
- każde zwycięstwo - 2,8 mln
- każdy remis - 930 tysięcy
- przegrani 1/8 finału - 9,6 mln
- przegrani ćwierćfinaliści - 10,6 mln
- przegrani półfinaliści - 12,5 mln
- przegrani finaliści - 15,5 mln
- zwycięzca rozgrywek - 20 mln
Trudno się zatem dziwić, że klubowa piłka w Polsce ma się niezbyt dobrze, skoro mistrzom kraju znad Wisły regularnie uciekają tak potężne pieniądze. W przeliczeniu na złotówki, za sam awans do Ligi Mistrzów na koncie można było zapisać 70 milionów złotych.
Francuski wyjątek z Marsylii
Pierwszymi historycznymi zwycięzcami nowych, europejskich rozgrywek, zostali piłkarze Olympique Marsylia. Na dawnym Stadionie Olimpijskim w Monachium marsylczycy potrafili ograć faworytów, wielki AC Milan. Gola na wagę skromnego (1:0), ale zasłużonego zwycięstwa, zdobył Basile Boli. Obrońca z Wybrzeża Kości Słoniowej, reprezentujący Francję w zawodowej karierze, miał obok siebie w drużynie OM takie gwiazdy, jak: Didier Deschamps (obecny trener mistrzów świata), Niemiec Rudi Völler, czy bramkarz Fabien Barthez.
W pokonanym polu francuska rewelacja pozostawiła wielkich graczy Milanu. Frank Rijkaard, Marco van Basten, czy Franco Baresi - oni wszyscy razem z trenerem Fabio Capello - musieli przełknąć gorycz porażki w Monachium.
Mediolański klub odbił sobie w kolejnej edycji LM, wygrywając w roku 1994. Wygrana Marsylii dawała jednak nadzieję, że nie tylko najbogatsi mogą powalczyć o końcowy triumf w nowym formacie rozgrywek zaproponowanym przez UEFA.
Półfinalistami edycji 1993/94 byli chociażby portugalskie FC Porto czy francuskie AS Monaco. Milan wygrał, w finale rozbijając (4:0) bezradną tego dnia FC Barcelonę. I choć Marsylia była jedynym francuskim zwycięzcą w dotychczasowej historii LM, dała nadzieję romantykom futbolu - na nieoczywiste historie.
Złote gol Kluiverta i wielka BVB
Na kolejną niespodziankę nie trzeba było długo czekać. Ajax Amsterdam rok po sukcesie giganta z Mediolanu znalazł sposób na przeżywający wówczas wielki czas Milan. Drużyna ze stolicy Holandii nie po raz pierwszy przedstawiła się światu, pokazując swoich zdolnych, młodych piłkarzy. Następcy takiej postaci jaką był Johan Cruijff mieli wszystko, żeby napisać swoją własną historię. Tak się faktycznie stało, właśnie w maju 1995 roku.
Swój wielki moment w karierze zaliczył Patrick Kluivert. Zaledwie osiemnastoletni chłopak, wychowanek Ajaksu wszedł w drugiej połowie spotkania za Jariego Litmanena. To nie był jednak wieczór najsłynniejszego fińskiego piłkarza, a właśnie Kluiverta, który w 85 minucie zdobył najważniejszego gola w swoim życiu.
Podobnie jak w przypadku Marsylii, sukcesu Ajaksu żadnej innej holenderskiej drużynie - łącznie z klubem z Amsterdamu - nie udało się do dzisiaj powtórzyć.
Do półfinałów dochodziły jednak nieoczywiste kluby, mające swoje wielkie momenty w Lidze Mistrzów. Francuskie FC Nantes i grecki Panathinaikos Ateny - rok po sukcesie Ajaksu - nie ograły Juventusu Turyn czy obrońców tytułu. Dla Ateńczyków gola w półfinale zdobył jednak Krzysztof Warzycha. A w tamtym sezonie (1995/96) na ćwierćfinale, po porażce z ateńskim klubem, swoją przygodę z rozgrywkami zakończyła Legia.
Z Polski blisko również do Niemiec, gdzie w 1997 roku została napisana piękna historia - mająca swój udany finisz ponownie na Olimpijskim w Monachium. Tym razem jednak to Borussia Dortmund grała pierwsze skrzypce w rozgrywkach Ligi Mistrzów.
Trener Ottmar Hitzfeld razem z Karlem-Heinzem Riedle zrobił wówczas to, czego nie dokonał 16 lat późnej Jürgen Klopp mając na szpicy Roberta Lewandowskiego.
Kijowski "Szewa" i Aptekarze z Leverkusen
Sezon 1998/99 należał do ukraińskiego Dynama Kijów. Drużyna potrafiąca ogrywać takie potęgi jak Real Madryt dotarła aż do półfinału. Andrij Szewczenko i jego koledzy nie ograli jednak Bayernu Monachium, przegrywając z bawarskim faworytem jedną bramką.
Niemcom zabrakło jednak szczęścia w finale, kiedy przegrali po dwóch trafieniach w doliczonym czasie gry (1:2) z odradzającą się potęgą - Manchesterem United.
Swoją piękną kartę zapisała również Valencia CF. Półfinał w 2000 roku był preludium do finałowego ataku rok później. Hiszpanie wyeliminowali wówczas inną rewelację, angielskie Leeds United. Na Bayern w finale nie starczyło już pomysłu. A dokładniej lepiej wykonywanych rzutów karnych, w których decydującą jedenastkę obronił... dzisiejszy szef mistrzów Niemiec, Olivier Kahn.
Valencia z takimi piłkarzami, jak bramkarz Santiago Canizares, kapitan drużyny Gaizka Mendieta, piekielnie szybcy na skrzydłach Claudio Lopez oraz Killy Gonzalez, czy ogromnie utalentowany Pablo Aimar - zapisała się jednak na stałe w historii Ligi Mistrzów.
Nie sposób też zapomnieć o Bayerze Leverkusen z sezonu 2001/02. "Aptekarze" pod wodzą trenera Klaus Toppmöllera dojechali do wielkiego finału. Na Hampden Park w Glasgow stanęli jednak naprzeciwko madryckiego Realu. Gol, który zdobył genialny Zinédine Zidane - był symbolicznym sygnałem do dominacji Królewskich w XXI wieku w Champions League.
"Zizou" wrócił zresztą do Madrytu, żeby w roli trenera stanąć z pucharem Europy. Mając obok siebie takich graczy jak Cristiano Ronaldo czy do dzisiaj brylujący w Realu, Karim Benzema.
Warto pamiętać, że niemiecki Bayer "wyprodukował" kilku bardzo dobrych piłkarzy. Reżyser gry w środku pola Michael Ballack, twardy jak skała obrońca Lucio, czy niekonwencjonalny Bułgar w ataku - Dimityr Berbatow - to tylko kilka przykładów.
Last dance Mourinho
Ostatnim przypadkiem, w którym moglibyśmy mówić o romantyźmie wśród zwycięzców Ligi Mistrzów, była edycja 2003/04. Wówczas po wygraną sięgnęło FC Porto pod wodzą młodego i niezwykle zadziornego Jose Mourinho. To był zresztą szalony sezon, bo w wielkim finale portugalski triumfator zmierzył się z AS Monaco.
Na stadionie Arena AufSchalke w niemieckim Gelsenkirchen Porto wygrało przekonująco (3:0), nie dając przeciwnikom żadnych szans. Drużyna Mourinho wcześniej uporała się w półfinale z rewelacyjnym Deportivo La Coruña. Hiszpanie mieli zresztą więcej szczęścia do takich niespodziewanych historii, co kilka lat później pokazuje przygoda Villarreal CF.
Zobacz także: To oni ograli Lewandowskiego i Szczęsnego. Villarreal - kopciuszek w elicie Ligi Mistrzów
Porto z roku 2004 to ostatni przedstawiciel spoza wielkiej czwórki lig, czyli: niemieckiej Bundesligi, angielskiej Premier League, włoskiej Serie A oraz hiszpańskiej La Liga - który sięgnął po zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Prawie dwudziestoletnia dominacja przyprawia o spory ból głowy, ale również ukazuje, jak wygląda układ sił (czyt. pieniędzy) na przestrzeni ostatnich kilku dekad w europejskim futbolu.
Półfinał szczytem marzeń?
Bycie w czwórce najlepszych drużyn Starego Kontynentu to jednak nadal spore wyróżnienie. Choć na końcu sezonu liczy się to, co klub ma w gablocie - niektóre teamy znając swoje miejsce w hierarchii - mogą z sentymentem wspominać czas, kiedy był o krok od finału LM.
- PSV Eindhoven (2005)
- Olympique Lyon (2010)
- Schalke 04 Gelsenkirchen (2011)
- AS Roma (2018)
- RB Lipsk (2020)
- Villarreal CF (2022)
Do tej listy półfinalistów specjalnie nie dopisujemy Atletico Madryt, Tottenhamu Hotspur czy Borussii Dortmund. Każdy z tych zespołów dotarł bowiem do finału (przypominając - BVB wygrało w 1997), a dodatkowo mowa o klubach z najmocniejszych lig, mających mocną, ugruntowaną pozycję w europejskiej piłce ostatnich kilkunastu lat.
Tegoroczna historia Villarreal może przełamać jedno - dominację Realu Madryt. W ostatniej dekadzie klub ze stolicy Hiszpanii sięgnął po triumf w Lidze Mistrzów aż czterokrotnie. Dwa razy wygrywała Chelsea, dwukrotnie Bayern, a po jednym zwycięstwie mają - Liverpool FC oraz Duma Katalonii.
Może się również okazać, że to Manchester City będzie nowym zwycięzcą w gronie LM. The Citizens w swojej historii europejskich pucharów tylko raz sięgnęli po sukces, epokę temu - w 1970. Był to nieistniejący już Puchar Zdobywców Pucharów. O jak dawnych czasach mowa niech najlepiej świadczy fakt, że w finale City ograło (2:1) Górnika Zabrze, gdzie u rywali na szpicy grał wówczas niezwykle utalentowany Włodzimierz Lubański.
W czwórce po cichu czeka Liverpool. The Reds mogą wygrać po raz drugi (ostatnio 2019) pod batutą trenera Kloppa. Muszą jednak w półfinale zatopić Żółtą łódź podwodną.
Czytaj także: https://natemat.pl/408934,szymon-marciniak-poprowadzi-polfinal-ligi-mistrzow-bedzie-historyczny-mecz