Disco, brokat i "baba z brodą". Oto jak Konkurs Piosenki Eurowizji stał się tęczową mekką osób LGBTQ

Ola Gersz
14 maja 2022, 14:24 • 1 minuta czytania
Na widowni powiewają tęczowe flagi, "kobieta z brodą" i transpłciowa diwa wygrywają konkurs, a dwóch mężczyzn śpiewa do siebie miłosną balladę. Nieprzypadkowo homofobiczne Węgry wycofały się kilka lat temu z Eurowizji, którą prorządowy, węgierski dziennikarz nazwał "homoseksualną flotyllą". Konkurs Piosenki Eurowizji faktycznie jest niesamowicie przyjazny dla społeczności LGBT – i to już od ponad dwóch dekad. To ogromna siła tego muzycznego konkursu, który co roku jest świętem różnorodności, miłości i jedności.
Eurowizja jest popularna wśród społeczności LGBT Fot. AFP/EAST NEWS

– Amerykanie są tacy nieszczęśliwi – mają wszystko: Nowy Jork, McDonald's, Madonnę, córkę Clintona, Chelsea. Ale jakie to wszystko ma znaczenie, skoro nie mają Eurowizji? – zastanawiał się nastoletni, homoseksualny fan Konkursu Piosenki Eurowizji w izraelskim filmie "Ba’al Ba’al Lev" z 1997 roku.

To zdanie to relacja społeczności LGBTQ i Eurowizji w pigułce – zżyta i ciepła. Nienormatywni artyści – często wykluczani w innych przestrzeniach – są na eurowizyjnej scenie witani z otwartymi ramionami. Konkurs Piosenki Eurowizji (ESC) dorobił się już nawet dumnego określenia "przyjazny dla społeczności LGBTQ".

Dlaczego? Wystarczy obejrzeć na YouTube kilka występów albo włączyć tegoroczny finał, aby od razu odpowiedzieć sobie na to pytanie. Brokat, cekiny, półnadzy tancerze, kolorowe stroje, olśniewające diwy, artyści drag queen, tęczowe flagi na widowni, pocałunki jednopłciowych par, europop i disco (dziś już niestety na ESC praktycznie wymarłych), piosenki o różnorodności i manifesty jedności – Eurowizja od lat jest bezpieczną przestrzenią dla osób queer, które często nie były (i nie są) akceptowane we własnych ojczyznach.

A to wcale nie jest nowe zjawisko. Eurowizja stała się przystanią dla osób LGBTQ już kilkadziesiąt lat temu, a przyczyniła się do tego... muzyka disco.

ABBA, disco i geje

W 1974 roku, 18 lat po pierwszym Konkursie Piosenki Eurowizji, na scenie pojawiła się Abba z hitem "Waterloo". Szwedzi wygrali, zawojowali Europę i od tej pory nic na Eurowizji nie było już takie samo. Melodyjne ballady i stonowane brzmienia ustąpiły disco, a na ESC zagościła gatunkowa różnorodność i ekscentryczność.

Według profesora Briana Singletona z Kolegium Trójcy Świętej w Dublinie, który w 2007 roku opublikował w "Queer Studies Jornal" artykuł "Performing the queer network. Fans and families at the Eurovision Song Contest", osoby LGBTQ (a zwłaszcza homoseksualni mężczyźni) w latach 70. oglądały Eurowizję ze swoimi rodzinami, a show pokazało im inny świat: różnorodny, kolorowy, radosny, zjednoczony.

– Ludzie dorastający w tym okresie, w tym ja, mieli tylko ogólnokrajowych nadawców. Mieliśmy dostęp tylko do jednej rzeczy, jednego spojrzenia na świat, jednego języka. Jednej nocy w roku mogliśmy zobaczyć ludzi z innych krajów i innych kultur, którzy tak bardzo się od siebie różnili – powiedział profesor, prywatnie wielki fan Eurowizji, w rozmowie z France 24.

Zdaniem Singledona w czasach, w których normy płciowe były odgórnie ustalone, Eurowizja była powiewem świeżego powietrza. Doświadczenie na ekranie tak ogromnej różnorodności pomogło wielu osobom LGBTQ zaakceptować samych siebie. Jak podkreślił, dla osób, które nie mieszczą się w sztywnych społecznych normach Eurowizja stała się (i wciąż jest) cenną lekcją, aby celebrować inność, a nie się jej wstydzić.

– To właśnie ta różnica sprawiła, że ​​Eurowizja stała się tak atrakcyjna – splendor, spektakl, to wszystko, w co angażują się geje, aby uciec od norm męskości – zauważył prof. Brian Singleton z Kolegium Trójcy Świętej w Dublinie. Mimo że w latach 80. zaczęły powstawać już w Europie gejowskie fankluby ESC, to na prawdziwą reprezentację LGBTQ na Eurowizji trzeba było jednak jeszcze poczekać.

Transpłciowa zwyciężczyni Eurowizji

Rewolucja nastąpiła w latach 90. W 1997 roku reprezentantem Islandii na 42. Konkursie Piosenki Eurowizji w Dublinie był Paul Oscar – pierwsza wyoutowana osoba homoseksualna w historii ESC.

Islandczyk, który wykonał europopowy kawałek "Minn Hinsti Dans" i ubrany w czarne, obcisłe spodnie zaprezentował sugestywną choreografię w otoczeniu ubranych w lateks tancerek, nie wygrał, ale dał osobom LGBT jasny przekaz: "To jest nasze miejsce". Zresztą konkurs w 1997 roku wygrała brytyjska grupa Katrina and the Waves (z hitem "Love Shine A Light"), której wokalistka Katrina Leskanich dokonała później publicznego coming outu.

Rok później w Birmingham realizatorzy zdecydowali się na umieszczenie widowni tuż przy scenie i przed kamerami. – To że publiczność składała się głównie z gejów było bardzo oczywiste. To wysłało Europie wyraźny sygnał – powiedział w rozmowie z France 24 profesor Singleton. Z kolei jak podkreśliła Catherine Baker, historyczka z University of Hull w Wielkiej Brytanii, pod koniec lat 90. związek między Eurowizją a osobami queer w eurowizyjnym fandomie był już bardzo dobrze ugruntowany – ESC i LGBTQ były nierozerwalnie połączone.

To stało się jasne właśnie we wspomnianym 1998 roku. Konkurs w Birmingham wygrała bowiem Dana International, izraelska, transpłciowa piosenkarka. Jej udział w konkursie nie obył się bez kontrowersji – ortodoksyjne żydowskie społeczności wysyłały Danie groźby śmierci, a i w innych krajach artystka miała wiele przeciwników. Podobno dlatego wokalistkę ulokowano w jedynym hotelu w mieście z kuloodpornymi szybami w oknach.

Zwycięstwo Dany International, która zaśpiewała taneczny hit "Diva" celebrujący kobiety z historii i mitologii oraz akcentujący jej własną kobiecość, miało dla reprezentacji LGBTQ ogromne znaczenie.

– To był pierwszy raz, kiedy widzowie mieli okazję zobaczyć transpłciową kobietę, która odniosła jakikolwiek sukces. W tym samym czasie, gdy na Eurowizji pojawiła się ta nowa widoczność, europejskie instytucje polityczne i ustawodawcze zaczęły interesować się równością LGBTQ jako wartością – mówiła historyczka Catherine Baker we France 24. W Europie powoli zaczynały się więc zmiany społeczne, a Eurowizja była tego doskonale świadoma – chcąc czy nie chcąc wątki LGBT na ESC te zmiany wspierały.

"Molitva" i drag queen

W kolejnych latach artystów LGBTQ na Eurowizji (jak również prezenterów, m.in. homoseksualny Assi Azar w 2019 roku w Izraelu, transpłciowa Nikkie de Jager w 2020 roku w Holandii i homoseksualny Mika we Włoszech w 2022 roku) przybywało, a utwory celebrujące miłość, różnorodność i jedność stały się fundamentem eurowizyjnej muzyki.

W 2002 roku Słowenię reprezentowały Sestre – trio złożone z drag queen. Wysłanie ich na Eurowizję oburzyło tak wielu Słoweńców, że Parlament Europejski otwarcie przyznał, że nie jest pewny, czy w takim razie Słowenia jest gotowa na dołączenie do Unii Europejskiej (stało się to jednak w 2004 roku).

Pięć lat później na Konkursie Piosenki Eurowizji pojawiła się Marija Šerifović z Serbii z przejmującym utworem "Molitva" ("Modlitwa"). "Zakochanie się mnie przeraża / Dni są jak rany / Niezliczone i ciężkie do zagojenia" – śpiewała ubrana w męski garnitur wokalistka, której towarzyszył chórek złożony z kobiet w podobnych strojach. Na końcu Marija wzięła za rękę jedną z nich, a widzowie zobaczyli na ich połączonych dłoniach namalowane czerwone serce.

Mimo że Šerifović oficjalnie była wówczas jeszcze heteroseksualna, to nikt nie miał wątpliwości, że mamy do czynienia z pięknym, lesbijskim manifestem. Serbia wygrała, a Marija dokonała później coming outu. Jej występ do dziś uważany jest nie tylko za jeden z najlepszych w historii Eurowizji, ale również za jeden z najważniejszych dla społeczności LGBTQ.

Zresztą 2007 rok był w ogóle niesamowicie ważny w kontekście reprezentacji. To wtedy Danię reprezentowała drag queen DQ, ale furorę na Eurowizji zrobiła jej inna koleżanka po fachu – Wierka Serdiuczka. Ubrana w błyszczący, srebrny strój i przyozdobiona gwiazdką na głowie zdobyła dla Ukrainy drugie miejsce. Do dziś Wierka jest ikoną Konkursu Piosenki Eurowizji, którą znają wszyscy fani konkursu (i nie tylko).

W 2012 roku Eurowizję wygrała z kolei Loreen (z "Euphorią"), która kilka lat później wyjawiła, że jest biseksualna, a w 2013 roku na scenie miał miejsce pierwszy jednopłciowy pocałunek. Mimo że zasady Eurowizji są jasne – żadnych politycznych manifestacji (co nie dotyczy jednak zwycięskich przemówień) – Krista Siegfrids z Finlandii postanowiła ją złamać.

Heterseksualna sojuszniczka osób LGBTQ wykonała piosenkę "Marry Me", podczas której ubrana w białą suknię ślubną pocałowała inną kobietę. Tym samym zrobiła to, co w 2003 roku planowało rosyjskie Tatu (słynny duet, który... udawał lesbijki), ale zostało od tego pomysłu odżegnane przez organizatorów.

Triumf Conchity Wurst

Prawdziwą rewolucją, która otworzyła drzwi dla niczym nieskrępowanej różnorodności na Eurowizji, była oczywiście Conchita Wurst, austriacka drag queen (a prywatnie homoseksualista Thomas Neuwirth). W 2014 roku w Kopenhadze zachwyciła widzów potężną balladą "Rise Like a Phoenix", która z powodzeniem mogłaby pojawić się w filmie o Jamesie Bondzie. Jednak spektakularny występ Conchity – długowłosej, w długiej obcisłej sukni i z brodą – wzbudził ogromne kontrowersje. Do tego stopnia, że głosy sprzeciwu wyraziły m.in. Rosja i Białoruś.

Jednak widzowie Eurowizji po raz kolejny pokazali, że osoby nienormatywne są na tej scenie mile widziane. Obdarzona potęznym wokalem Conchita wygrała znaczącą przewagą punktów, a odbierając nagrodę wygłosiła jedną z najsłynniejszych przemów w historii Eurowizji. – Tę noc dedykuję wszystkich, którzy wierzą w przyszłość pełną pokoju i wolności. Wiecie, kim jesteście. Jesteśmy zjednoczeni i nie do powstrzymania – powiedziała triumfalnie, tym samym dając prztyczka w nos hejterom i homofobom.

Występ Conchity oficjalnie powitał osoby LGBTQ w swoich kręgach, co zauważyli również sami organizatorzy. – Wielu z naszych najbardziej oddanych fanów konkursów, którzy śledzą Eurowizję przez cały rok, pochodzi ze społeczności LGBTQ. Ten fakt nie pozostał niezauważony – mówił rok po zwycięstwie Conchity w rozmowie z France 24 Sietse Bakker z zarządu Europejskiej Unii Nadawców, który był producentem konkursu w 2021 roku.

– Chcemy produkować wspaniałe telewizyjne show, które przemawiają do jak największej liczby ludzi: bez względu na to, skąd pochodzą, czy są mężczyznami, czy kobietami, czy są młodzi, czy starzy, czy są z Europy, czy spoza niej, czy są biali, czarni, homoseksualni czy heteroseksualni – dodał.

W ostatnich latach występów i motywów LGBT było zresztą na Eurowizji sporo: pocałunek w tle dwóch kobiet i dwóch mężczyzn podczas występu Moniki Linkytė i Vaidasa Baumili z Litwy w 2015 roku, dwóch tancerzy portretujących jednopłciowy związek w 2018 roku, gdy Ryan O'Shaughnessy z Irlandii wykonał "Together" czy jawnie biseksualni zwycięzcy: Duncan Laurence z Holandii, który triumfował w 2019 roku i Victoria De Angelis z zespołu Måneskin, który wygrał ESC w 2021 roku (podczas powtórnego, zwycięskiego występu lider Damiano David triumfalnie pocałował w usta gitarzystę Thomasa Raggi).

Pocałunek mężczyzn na Eurowizji 2022

W tym roku społeczność LGBTQ również jest widoczna. Australię reprezentuje homoseksualny Sheldon Riley, który śpiewa utwór "Not the Same" o trudnościach w zaakceptowaniu swojej inności (u Rileya zdiagnozowano również zespół Aspergera).

Z kolei spektakularnie pewny siebie Michael Ben David z Izraela wykonał w półfinale (niestety nie dostał się do finału) zadziorny, taneczny kawałek "I.M." o śmiałym eksponowaniu swojej fantastycznej inności ("Czasami miłość sprawia, że lądujesz na dnie / Ale skarbie / Zawsze trzymaj głowę w górze / Gdyż nikt mnie nie stłamsi / Wezmę koronę / Daj mi ją teraz").

Gejem jest też Mahmood, który wraz z Blanco reprezentuje – duet jest jednym z faworytów do zwycięstwa. W teledysku do "Brividi" Mahmood portretuje związek z innym mężczyzną, a na eurowizyjnej scenie artyści zaśpiewają miłosną balladę. Lesbijką jest z kolei Elín z siostrzanego zespołu Systur z Islandii, a jej siostra Sigga ma transpłciowe dziecko – grupa eksponuje na eurowizyjnych mediach społecznościowych koszulki wspierające osoby transpłciowe, a podczas pierwszego półfinału powiewała flagami tej społeczności.

Zresztą w półfinałach tegorocznej Eurowizji nie brakowało wątków LGBT. Zarówno z kobietą, jak i mężczyzną tańczył WRS z Rumunii, niedoszła finalistka Ronela z Albanii zasugerowała swoim sugestywnym tańcem, że tytuł jej piosenki "Sekret" odnosi się do związku z kobietą, a Achille Lauro z San Marino (który do finału niestety się nie zakwalifikował, co było sporym zaskoczeniem) poszedł o krok dalej. Przytulał się z gitarzystą i namiętnie go pocałował, co nie wszystkim się spodobało.

Otwartość nie dla wszystkich

Reprezentacja LGBTQ urosła więc w siłę, co stało się jednym z największym atutów Eurowizji. Jednym nie wszystkim się to oczywiście spodobało. Z udziału w ESC zrezygnowała chociażby Turcja.

– Nie rozważamy ponownego dołączenia do konkursu, chociażby z powodu systemu głosowania. Jako nadawca publiczny nie możemy również pokazywać na żywo o godzinie 21 – gdy nie śpią jeszcze dzieci – kogoś takiego, jak brodaty Austriak, który który nosi spódnicę, nie wierzy w płeć i mówi, że jest zarówno mężczyzną, jak i kobietą – powiedział w 2018 roku dyrektor państowej tureckiej telewizji TRT Ibrahim Eren.

Z kolei w 2018 roku w ślady Turcji poszły Węgry. Oficjalnego powodu nie podano, ale nieoficjalnie chodzi o wątki LGBTQ – rząd Viktora Orbána zacięcie walczy bowiem z mityczną "ideologią LGBT". Zresztą dziennikarz rządowej węgierskiej telewizji nazwał Eurowizję "homoseksualną flotyllą" i stwierdził, że rezygnacja z udziału w konkursie "będzie korzystna dla zdrowia psychicznego narodu".

Jednak Eurowizja nic sobie z tego nie robi, bo to konkurs, który szczerze wierzy w różnorodność i jedność. – Kiedy mieszasz wszystkie te różne kultury, prawie automatycznie tworzysz środowisko, w którym bycie innym jest akceptowane, a różnice nie mają znaczenia – mówił Sietse Bakker z Europejskiej Unii Nadawców. – Osoby biorące udział w Eurowizji nie postrzegają siebie nawzajem jako gejów czy heteroseksualistów. Jest to po prostu jeden wielki tygiel różnych środowisk, a bycie gejem lub hetero to tylko część tej mieszanki – dodał.

Z tej drogi otwartości i tolerancji nie ma już odwrotu – na szczęście. Takich imprez potrzebujemy teraz szczególnie, a hejterom mówimy: "żegnajcie".

Czytaj także: https://natemat.pl/404929,eurowizja-2022-wszystkie-piosenki