Memy o fekaliach wygrały z sądem. Mało kto już wierzy Amber Heard, ale właściwie dlaczego?
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
- Johnny Depp pozwał Amber Heard o zniesławienie. Domaga się 50 mln dolarów (ona 100 mln w kontr-pozwie)
- Ich proces jest transmitowany w telewizji i śledzą go ludzie na całym świecie
- Po zeznaniach Depp odzyskał fanów, a Heard stała się pośmiewiskiem
- Teraz mało kto wierzy w zeznania aktorki, a także zarzuca się jej "oscarową grę" na sali
Johnny Depp po kilkudniowych zeznaniach wyszedł z dołka o nazwie cancel culture. Jego kariera przez wcześniejsze oskarżenia została zupełnie zrujnowana (stracił m.in. rolę w "Piratach z Karaibów"), podobnie jak jego reputacja. Przylgnęła do niego łatka "żonobijcy", a kiedy pozwał za to określenie tygodnik "The Sun" - przegrał (w dalszej części wyjaśnię tego konsekwencje).
Jego sytuacja diametralnie zmieniła się w ostatnich tygodniach: okazało się, że on też był ofiarą przemocy domowej, a z Amber Heard też jest niezłe ziółko, skoro dla żartu podrzuciła mu fekalia do łóżka. Stało się to przedmiotem niekończącej serii memów, choć tak naprawdę o incydencie kałowym wiadomo było od dawna.
Memy z Amber Heard kompletnie przesłoniły przegrany przez Johnny'ego Deppa proces w UK
Na śmieszkach z Amber Heard się jednak nie skończyło. Kiedy przyszła jej pora na składanie zeznań, mało kto brał ją na poważnie. Ze łzami w oczach opowiadała o przemocy seksualnej, jakiej doświadczyła z rąk Deppa, a internauci szydzili z niej, mówiąc, że ma mimikę jak Simsy i powinna zgarnąć Oscara.
Mają co prawda ku temu powody, ponieważ w czasie tego procesu kilka razy została przyłapana na kłamstwie, a jej wcześniejsza opowieść o związku z aktorem wcale nie była taka czarno-biała. Wisienką na torcie jest to, że na opublikowanej przez niego rozmowie szydziła z niego, by sobie nagrywał ich kłótnie. I tak nikt mu nie uwierzy. Teraz jest odwrotnie.
Tyle tylko, że mamy też na papierze, że Johnny Depp ją bił – nie w obronie własnej. Miał to zrobić 12 razy w czasie ich trzyletniej relacji. Aktorka udowodniła to przed brytyjskim sądem (była wezwana na świadka przez "The Sun", którego pozwał Depp), który wydał prawomocny wyrok.
Orzeczenie możemy przeczytać na oficjalnej stronie sądu, a tabloid dodatkowo zrobił listę z datami i okolicznościami udowodnionych ataków. I to nie jest tak, że Heard sfingowała wszystko lub przyprowadziła koleżanki, ale w sądzie zeznawał też m.in. asystent Deppa, który widział, jak jego nawalony pracodawca bije aktorkę i rzuca w nią przedmiotami.
Można się śmiać z memów (niektóre są naprawdę dobre) czy podchodzić sceptycznie do jej oskarżeń, ale trudno jest kwestionować wyrok sądu. Mam jednak wrażenie, że wszyscy przymykają na niego oko. Nie mówię, że Heard jest niewinna, bo ma dużo za uszami, ale jestem zaskoczony tak powierzchownym hejtem w mediach społecznościowych przy tak złożonej sprawie.
Tak jakby poprzednia, kiedy to Depp został scancellowany jeszcze przed wyrokiem sądu, nikogo nic nie nauczyła. Komentarza do tej sprawy udzielił mi doktor psychologii Ireneusz Siudem.
Ta sprawa dowodzi temu, jak bardzo opiniotwórczy może być internet i publikowane tam informacje. To nie znaczy, że jest to nieszkodliwe oraz zawsze prawdziwe, a osoby komentujące operują wiarygodnymi i obiektywnymi przesłankami. Internet potrafi bazować na nastawieniach, przeżyciach i emocjach ludzi, które pobudają ludzką wypobraźnię. Myślę, że obrońcy i zwolennicy celebrytów, nie tylko Johnny'ego Deppa, podejmują się kształtowania opinii w sieci. To specjaliści, którzy wiedzą, w które struny uderzyć, by wywrzeć jakiś wpływ na społeczeństwo.
– Mamy do czynienia ze starciem dwóch różnych światów: jeden to wyroki sędziów i drugi to opinie internautów. I oba nie zawsze mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. Stąd takie wydarzenie jak np. żart, który zrobiła Amber Heard, ma charakter złamania pewnych reguł, można go określić jako skandal obyczajowy, ale nie ma to nic wspólnego z prawem i wyrokami. Z punktu widzenia Johnny'ego Deppa przedstawianie takiej absurdalnej historii jest jednak bardzo korzystne, bo jak widać, skutecznie wpływa na internautów – mówi dr Ireneusz Siudem.
Johnny Depp był przemocowcem, ale Amber Heard również. Dlaczego nie są hejtowani po równo?
Związek Deppa i Heard był niesamowicie toksyczny i sporo osób uznaje też, że byli siebie warci, bo każde z nich stosowało przemoc. Dlaczego jednak cały ciężar krytyki spływa teraz głównie na Amber Heard? Według mojego rozmówcy można się było tego spodziewać.
- Patrząc na to od strony psychologicznej, to przy okazji konfliktu dwóch osób odpowiedzialność spoczywa po obu stronach, bo biorą w nim czynny udział i zwykle obie są w gruncie rzeczy ofiarami. Wszystko zależy od tego, jak to będzie nagłośnione i co będzie uznawane przez daną osobę za sukces lub porażkę. W tym wypadku wygranie milionów w sądzie przez majętną gwiazdę nie musi oznaczać zwycięstwa, bo cierpienie emocjonalne temu towarzyszące może to przesłonić - mówi dr Siudem.
Oboje są aktorami i nie tylko Heard może odstawiać teatr na sali sądowej, ale i Depp robi niezłe show. Niewiele osób jednak tak na to patrzy i znów: to ona udaje rozpacz, a w niego ludzie są wpatrzeni i wierzą często na słowo. Dr Ireneusz Siudem uważa, że wszystko zależy od tego, kto jest bardziej wiarygodny. Tyle tylko, że przecież aktor ma koncie wiele kontrowersji, ekscesów i nie wypiera się swojego uzależnienia od alkoholu i narkotyków. To jednak może nie mieć znaczenia.
Ze zgrozą musimy przyznać, iż fakt, że gdy ktoś nadużywa narkotyków lub alkoholu, nie dla wszystkich jest czymś dyskryminującym. Znamy mnóstwo artystów i twórców, którzy niestety przesadzają z substancjami psychoaktywnymi, ale społeczeństwo zdążyło do tego przywyknąć. O ile oczywiście nie rodzi to konkretnych problemów. Istnieje jeszcze sympatia, jaką dany człowiek wzbudza. Wiele osób kojarzy Johnny'ego Deppa z ulubionych filmów i ciekawych ról, więc nie chcą do końca uwierzyć w jego czyny. I do końca będą trwać przy swojej opinii, pomimo niezbitych dowodów. Amber Heard pewnie z tego powodu ma też swoich oddanych fanów, ale po prostu jest ich zdecydowanie mniej – mówi dr Ireneusz Siudem.
Amber Heard może wygra kolejny proces, ale to Johnny Depp będzie prawdziwym zwycięzcą.
Rozstanie i oskarżenia uderzające w Deppa przypadły na czasy na #metoo (rozwód został sfinalizowany w styczniu 2017 roku), co z pewnością pomogło Amber Heard, a Depp został momentalnie wpisany na czarną listę Disneya. Aktorka skorzystała na głośnym ruchu, ale teraz mocno go osłabiła mówieniem kłamstw i półprawd.
Już zawsze ta historia będzie przykładem, że nie można do końca ufać gwiazdom zarzucającym innym przemoc czy gwałt, nawet jeżeli racja jest całkowicie po stronie ofiary. W komentarzach w internecie możemy zobaczyć wpisy nie tylko mężczyzn, ale i kobiet, które teraz stoją murem za Deppem. Choć wcześniej przecież opinia publiczna zrównała go z ziemią.
Wiele osób mogło po prostu wrócić do swoich dawnych przekonań po tym, jak je zmienił w wyniku szokujących informacji. Człowiek opiera się na stereotypach i gdy słyszy o przemocy rodzinnej, w której oprawcą jest mężczyzna, a ofiarą kobieta, to już tego nie podważa. Jeżeli jednak dotyczy to osób znanych, a media nagłaśniają sprawę, to ludzie zaczynają dociekać, jak było naprawdę i czy rzeczywiście Depp był tym złym, a Heard tą dobrą. To też powoduje, że część np. kobiet, ale i mężczyzn, dla których aktor był autorytetem, mogły się na nim pierwotnie zawieść, ale teraz z ulgą przyznają, że najprawdopodobniej nie był takim potworem, jak przedstawiała go jego była żona.
Johnny Depp, żeby wygrać aktualny proces, musiałby udowodnić, że nie bił Amber Heard. Wtedy wcześniejsze oskarżenia, przez które zniszczyła mu karierę, okazałyby się niesłuszne i faktycznie mogłoby dojść do zniesławienia. Na razie nie ma takich przesłanek, a poprzedni wyrok sądu w UK też będzie brany pod uwagę. Pomimo tego w oczach ludzi na całym świecie aktor i tak jest zwycięzcą.
- Najprawdopodobniej o to też chodziło jego obrońcom. Świat na sali sądowej to inna rzeczywistość niż świat internetowy, który rządzi się innymi prawami. Często przestępcy są lubiani w sieci. Depp może wcale nie wypierać się tego, że uderzył, ale może przyznać, że po prostu nie miał wyjścia lub zadziałał w afekcie. Jest wiele okoliczności usprawiedliwiających jego czyn w opinii publicznej, które nie mają przełożenia na sferę prawną – przyznaje na koniec dr Ireneusz Siudem.
Czytaj także: https://natemat.pl/411841,johnny-depp-zagra-w-pierwszym-filmie-od-trzech-lat-w-kogo-sie-wcieli