Celtowie zaskoczyli rywali i wyszarpali im pierwsze zwycięstwo w finale NBA
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google Finał ligi NBA rozpoczął się w czwartek w Chase Center w San Francisco od kapitalnego starcie Wojowników z Celtami, którzy zaskoczyli rywali w czwartej kwarcie. Do tego momentu kontrolę nad grą mieli Warriors, którzy prowadzili 14 punktami. Pierwsza połowa była wyrównana, a Stephen Curry i spółka kontrolowali grę i bez większych przeszkód zmierzali po zwycięstwo i prowadzenie w finałowej serii. Celtics prowadzili na półmetku 56:54.
Ale w trzeciej kwarcie GSW podkręcili tempo, a Andrew Wiggins wespół ze Stephenem Currym dziurawili defensywę i kosz Celtów, by zyskać zdecydowaną przewagę. Pozostało 12 minut meczu i nic nie zwiastowało przełomu, ale to są finały najlepszej ligi świata i wszystko jest w nich możliwe. O tym chyba zapomnieli koszykarze Steve'a Kerra, którzy byli myślami już przy niedzielnym meczu.
I zapłacili za to wysoką cenę. Sygnał do ataku dał 36-letni Al Horford, który trafiał kolejne trójki jak natchniony. I to w swoim finałowym debiucie. Boston znów odzyskał wiarę w sukces i zwycięstwo, a Warriors byli po prostu bezradni. Weteran rzucił 26 punktów, dwa mniej dodał Jaylen Brown, a 12 punktów i 13 asyst miał Jayson Tatum. I to właśnie ta trójka sprawiła, że przy stanie 103:100 dla miejscowych 17 kolejnych punktów powędrowało na konto Celtics.
To był punkt zwrotny meczu, prowadząc 120:103 Boston nie oddał już wygranej, a Warriors nie potrafili wrócić do meczu i odpowiedzieć. W czwartej kwarcie rzucili tylko 16 punktów, zawiódł zwłaszcza Klay Thompson, który zakończył mecz ze zdobyczą mizerną, raptem 15 punktów. Steph Curry rzucił 34, Andrew Wiggins 20, a Draymond Green tylko 4, ale miał 11 zbiórek. Ekipa GSW ma nad czym pracować przed kolejnym starciem.
Drugi mecz tegorocznych finałów odbędzie się w niedzielę i obie ekipy znów będą rywalizować w Chase Center w San Francisco. Celtics muszą po raz drugi zaskoczyć Warriors na ich terenie, by w pełnym komforcie wrócić do swojej TD Garden i powalczyć o pierwszy tytuł od 2008 roku. Golden State Warriors, którzy dla wielu są faworytem finałów, od czterech lat czekają na tytuł. I muszą w niedzielę wygrać, by marzenie nie prysło jak bańka mydlana.
Golden State Warriors - Boston Celtics 108:120 (32:28, 22:28, 38:24, 16:40) Stan rywalizacji: 0-1
Czytaj także: https://natemat.pl/410224,znow-bedziemy-mieli-polaka-w-lidze-nba-jeremy-sochan-jest-na-celowniku