Czerwone Diabły znów za mocne dla Polaków. Masa zmarnowanych okazji i pech na koniec

Krzysztof Gaweł
14 czerwca 2022, 22:37 • 1 minuta czytania
Reprezentacja Polski przegrała 0:1 (0:1) z Belgami na PGE Narodowym w 4. kolejce Ligi Narodów, choć gdyby grała nieco skuteczniej, to mecz z gigantem mogła nawet wygrać. Po raz pierwszy Czesław Michniewicz poprowadził kadrę w Warszawie i po raz pierwszy przegrał. A nasz zespół będzie musiał do końca rywalizacji walczyć o pozostanie w elicie. Kolejne dwa mecze rozegramy we wrześniu.
Fot. AP/Associated Press/East News

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google Srogie lanie, jakie reprezentacji Polski sprawili Belgowie w Brukseli (6:1) zszokował nie tylko polskich kibiców, ale chyba przede wszystkim piłkarzy. Fatalna druga połowa i pięć straconych bramek miały swój wymiar. Tak samo jak ogromna liczba błędów, bo Czerwone Diabły wypunktowały nasze słabe strony bez litości. We wtorek nadarzyła się okazja do rewanżu, zwłaszcza że graliśmy znów na PGE Narodowym w Warszawie.


A poza tym rywale przyjechali do Polski bez kilku kluczowych graczy, a do naszego składu wrócili kluczowi zawodnicy Biało-Czerwonych: Wojciech Szczęsny, Kamil Glik i przede wszystkim kapitan Robert Lewandowski. Zabrakło co prawda Grzegorza Krychowiaka oraz Jana Bednarka, ale i tak Czesław Michniewicz posłał do boju niemal optymalny skład. I miał okazję po raz pierwszy w karierze poprowadzić zespół na PGE Narodowym, czyli w domu.

Pojedynek rozpoczął się od ataku gości i już w 2. minucie Jakub Kiwior musiał wybijać piłkę centrowaną przez Driesa Mertensa w nasze pole karne. Czerwone Diabły nie zamierzały oddawać pola, a kolejne ataki sunęły w pole karne Wojciecha Szczęsnego. Rywale atakowali pressingiem, zagęszczali strefy w środku pola, a nasi próbowali odpowiadać kontrami na skrzydłach.

W 8. minucie wpadł w pole karne rywali Szymon Żurkowski, który ruszył przebojowo między trzech rywali i padł w zderzeniu z nimi, ale nie zapewnił reprezentacji rzutu karnego. Bo nie było faulu Belgów. Trzy minuty później nasi znów skontrowali, tym razem po przechwycie Żurkowskiego. Nicola Zalewski i Robert Lewandowski klepali piłkę, ale dali się złapać w pułapkę ofsajdową. I tak minął nam pierwszy kwadrans.

Kwadrans zakończony golem dla Belgów. Zagapiła się fatalnie nasza defensywa, a Youri Tielemans znalazł podaniem swojego napastnika. Michy Batshuayi popisał się kapitalnym szczupakiem i otworzył wynik pojedynku w Warszawie. Trzeba było odrabiać straty, ale nie kleiła się gra naszej reprezentacji nic a nic. A goście spokojnie wymieniali piłkę i szukali luk w polskiej defensywie. W 24. minucie urwał się na lewej stronie Nicola Zalewski, ale wrzucił piłkę szukając "Lewego" bardzo źle.

Wreszcie nadeszła 30. minuta gry, Robert Lewandowski zszedł na prawo, zagrał piłkę do Matty'ego Casha, a ten wpadł w szesnastkę. Interweniujący wślizgiem Jan Vertonghen zagrał piłkę ręką, ale gwizdek arbitra milczał, choć huknęło naraz 58 tysięcy gardeł na PGE Narodowym. Karny? Nic z tych rzeczy. A jeszcze poprawiał Sebastian Szymański, ale posłał piłkę wysoko nad bramką znudzonego Simona Mignoleta. Szkoda.

Czerwone Diabły skontrowały, Michy Batshuayi odegrał kapitalnie do Edena Hazarda, ten podciął piłkę nad Wojtkiem Szczęsnym, ale gola szybko anulowano, bo strzelec był na pozycji spalonej. Polacy też mieli okazję, szybki wypad Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego zakończył się jednak niecelnym podaniem tego pierwszego. Nasz kapitan wyraźnie nie radził sobie z twardymi defensorami Belgów, a ci wyjaśniali go z dużą wprawą przed przerwą.

A gdy już sobie poradził, wrzucił piłkę do osamotnionego Nicoli Zalewskiego, a ten w doskonałej okazji uderzył tuż przy słupku bramki Czerwonych Diabłów. I po chwili sędzia zarządził przerwę. A po niej nasz zespół wrócił na murawę naładowany energią i z nowym pomysłem, jak zaskoczyć Belgów. Albo chociaż spróbować wyrównać w Warszawie.

Ruszyliśmy więc na rywali wysokim pressingiem, odkrywając się w przypadku kontrataków, ale szukając przede wszystkim gola i wyrównania. Czesław Michniewicz posłał do boju Karola Świderskiego i Przemysława Frankowskiego, starając się zaskoczyć Belgów i jeszcze wzmocnić naszą ofensywę. I pomóc kapitanowi, który coraz mocniej wyrażał niezadowolenie z gry kolegów i zapewne swojej własnej.

Gra nie była już rak intensywna jak przed przerwą, oba zespoły grały uważnie w obronie, ale to Belgowie rozgrywali piłkę, a nasi piłkarze za nią biegali. W 63. minucie znów zakręcili obroną Eden Hazard i Michy Batshuayi, ale ten drugi był na szczęście na pozycji spalonej. Nasi odpowiedzili szybką kontrą w 68. minucie, z której mogliśmy mieć gola, gdyby Robert Lewandowski dobrze przyjął piłkę, a nie odegrał jej do bramkarza gości...

Czas uciekał, a Biało-Czerwoni nie potrafili znaleźć sposobu na rywali. Aż w 74 minucie kapitan poszedł na przebój, a jeden z Belgów zagrał ręką przed swoim polem karnym. Rzut wolny. Mur, krokodylek, wspaniały doping na trybunach. Robert Lewandowski przymierzył po głowach Czerwonych Diabłów, w miejscu gdzie winny mieć rogi rzecz jasna. Piłka po kornerze jeszcze trafiła do Kamila Glika, a ten chybił celu nieznacznie.

Neutralizowali nasz zespół rywale w sposób kapitalny, nie pozwalali na oddanie celnego strzału, do tego sami kontrowali. Leonardo Trossart mógł w 82. minucie podwyższyć na 2:0, ale skórę uratował nam Wojtek Szczęsny. Im jednak dalej było od jego bramki, a bliżej bramki Czerwonych Diabłów, tym gorzej wyglądała gra reprezentacji Polski. W 87. minucie piłka spadła na nogę Karola Świderskiego, który uderzył pięknie z linii pola karnego i chybił.

Było tak blisko, a tak daleko jednocześnie. Kibice na PGE Narodowym czekali na gola, siedzieli jak na szpilkach, gardeł swych nie szczędzili. A pech nie chciał opuścić naszych piłkarzy. W 90. minucie nasz bramkarz wygrał pojedynek z Loisem Opendą, rozpoczął kontratak, a ten wykończył uderzeniem głową Karol Świderski. Gol? Nie, tym razem piłka trafiła w słupek bramki Simona Mignoleta. I przez brak skuteczności przegraliśmy z Belgami, tym razem 0:1.

Czerwcowy maraton Ligi Narodów za nami. Polacy zagrają jeszcze dwa mecze w grupie 4 dywizji A: 22 września w Warszawie zmierzymy się z Holandią, a 25 września czeka nas wyjazd do Cardiff i starcie z Walijczykami. Kluczowe dla losów utrzymania w elicie. I zarazem ostatni mecz Biało-Czerwonych o stawkę przed wyjazdem na mundial w Katarze.

Polska - Belgia 0:1 (0:1)

Bramka: Michy Batshuayi (16)

Żółta kartka: Szymon Żurkowski

Sędziował: Irfan Peljto (Bośnia i Hercegowina)

Widzów: 56 803

Polska: Wojciech Szczęsny – Jakub Kiwior, Kamil Glik, Mateusz Wieteska (84. Kamil Grosicki) – Nicola Zalewski (58. Przemysław Frankowski), Karol Linetty (84. Jacek Góralski), Szymon Żurkowski, Sebastian Szymański (70. Mateusz Klich), Matty Cash - Piotr Zieliński (58. Karol Świderski), Robert Lewandowski

Belgia: Simon Mignolet - Jan Vertonghen, Leander Dendoncker, Toby Alderweireld - Thorgan Hazard (62. Thomas Foket), Axel Witsel (46. Hans Vanaken), Youri Tielemans, Timothy Castagne - Eden Hazard (67. Leandro Trossart), Michy Batshuayi (67. Lois Openda), Dries Mertens (80. Charles De Ketelaere).

Czytaj także: https://natemat.pl/419518,holandia-ograla-walie-w-polskiej-grupie-i-jest-liderem