Noc Kupały. Więcej o tym fascynującym słowiańskim święcie dowiesz z tej niesamowitej książki
W trakcie tego starosłowiańskiego święta bardzo wiele uwagi poświęcano ziołom, przypisując im romantyczną, oczyszczającą i zdrowotną moc. O tej fascynującej tradycji dawnych mieszkańców Polski i nie tylko przeczytacie w zielniku, jakiego do tej pory nie było! Mowa o niesamowitej książce "Słowiańskie Boginie Ziół" autorstwa Joanny Laprus, który opowiada historię trzech Bogiń: Dziewanny – Bogini wiosny i życia, Mokosz – Bogini Matki i Matki Ziemi oraz Marzanny – Bogini zimy i śmierci.
Tak tę słowiańską trójcę opisuje autorka: Na początku były Trzy. Trzy Boginie. Ta, która stwarza. Ta, która nagradza. I ta, która niszczy. Biała, czerwona i czarna. Biała (dziewczyna) przynosi światło. Jest początkiem i nowym życiem. Czerwona (matka) to kreacja i pełnia. I czarna (starucha), która spycha nas w mrok, byśmy następnie mogły się odrodzić. Na początku były Trzy. A tak naprawdę Jedna. Trójbogini wpisana w Koło Życia.
Każdej z Bogiń były poświęcone szczególne zioła z wyjątkowymi właściwościami. Dlaczego nasięźrzał był zwany miłośnicą, dziewanna – dziwoszką, a bylica zielem zapomnienia? Co dziurawiec miał wspólnego z boginkami, a jarzębina z rusałkami? Zapraszamy do zapoznania się z fragmentem książki, w których czekają na was też wyjątkowe portrety słowiańskich bogiń, wykonane przez Martę Jamróg, artystkę z Jasielskiej Pracowni Ikon.
Fragment książki "Słowiańskie Boginie Ziół"
Święto letniego przesilenia słońca, czyli noc z 21 na 22 czerwca, kończyło czas życiodajnej roli Bogini Dziewanny i magicznych rytuałów zaklinających obfitość plonów. Wierzono, że wtedy wspierające przyrodę słońce ma największą moc, ale potem zaczyna słabnąć. Uroczystość przesilenia i związane z nim obrzędy miały je wesprzeć. Szczególne, magiczne i metafizyczne znaczenie miało celebrowanie uroczystości letniego przesilenia na świętych dla Słowian górach. Na terenach dzisiejszej Polski była to Ślęża oraz kojarzona przecież z Dziewanną świętokrzyska Łysa Góra.
Uroczystość letniego przesilenia przepełniona zapachem jaśminu, akacji i lawendy była największym i najważniejszym świętem Bogini życia, kulminacją wiosny i apogeum jej panowania. Dlatego Noc Kupały zwana kupalnocką lub sobótką to czas pełen magii, wróżb, czarów i radosnej zabawy, święto miłości, płodności, słońca i księżyca, a także ognia i wody.
Słowo „Kupała” mogło pochodzić od indyjskiego słowa kup znaczącego „jarzyć” (ach, te ogniska na polanach płonące aż do świtu!) albo od czasownika „kupić się” – czyli gromadzić.
Noc Kupały była tym wydarzeniem w kalendarzu rocznym, kiedy moc żywiołów nabierała magicznego, oczyszczającego charakteru. Na wzgórzach, polanach, skrajach lasów, nad rzekami płonęły ognie. Rozpalały je dziewczęta, krzesząc iskrę kawałkami drewna. Na Pogórzu i Łemkowszczyźnie świętojański stos na ognisko układano wokół rosnącej, żywej sosny, która, buchając ku niebu płomieniem, stawała się głównym elementem obrzędu.
Ogień w wierzeniach Słowian miał wyjątkowe znaczenie. Zapewniał urodzaj i powodzenie, uzdrawiał i dawał moc. Ogień pośredniczył między tym, co ludzkie, a tym, co boskie. Łączył sacrum z profanum. Ale trzeba pamiętać, że tej nocy zatracały się również granice między światami żywych i umarłych.
Wokół ognisk podczas kupalnocki gromadziła się przede wszystkim młodzież. Zabawie towarzyszyły tańce i śpiewy. Panny w swoich pieśniach prosiły o szczęśliwą miłość i dobrego męża. Kawalerowie skakali przez ogień. Czasami skakano we dwoje. Udany skok ze złączonymi dłońmi i splecionymi palcami wróżył szybki ślub. Skaczące przez ogień pary trzymały często w ręku figurkę Kupały, starając się, aby nie wpadła do ognia, bo oznaczałoby to koniec ich miłosnej relacji.
Niewiele zachowało się pieśni sobótkowych, ale wiadomo, że była wśród nich pieśń o bogini, co wianki dawała i oczywiście o topielcach i rusałkach.
W noc Kupały szczególnych właściwości nabierała też woda. Od 21 marca do 20 czerwca z uwagi na grasujące po świecie demony wodne, ze szczególnym uwzględnieniem rusałek, unikano kąpania się w rzekach, jeziorach i strumykach. Natomiast podczas przesilenia letniego woda nabierała uzdrawiającej mocy. Wierzono, że kto zanurzy się w strumieniu, stawie albo skąpie w porannej rosie, będzie piękny, zdrowy, młody i silny jak dąb. Taka kąpiel miała również zapewnić odwzajemnioną miłość, szczęśliwe małżeństwo i udane macierzyństwo .
Z kultem wody łączyła się tradycja puszczania wianków. Chłopcy próbowali te wianki zdobyć, ponieważ wyłowiony przez kawalera wianek był obietnicą małżeństwa. Jeśli wianek popłynął dalej lub zaplątał się przy brzegu, dziewczynę czekało staropanieństwo lub opuszczenie rodzinnych stron. Jeśli świeca w wianku zgasła, oznaczało to wygaśnięcie nawet największego uczucia. Najgorszą z wróżb było jednak utonięcie wianka – jego właścicielkę czekała śmierć w młodym wieku.
Wianki z zapalonymi świeczkami puszczane na rzekę są połączeniem trzech symbolicznych elementów: wody, ognia i ziół, bo przecież święto letniego przesilenia to przede wszystkim czas, gdy magicznej mocy nabierały zioła Bogini przyrody. Ale co najważniejsze – zioła te musiały być uzbierane do Nocy Kupały. Po niej wszechobecne czarownice, których wraz z osłabieniem mocy Dziewanny związanym z przemianą wiosny w lato, nie miał już kto dyscyplinować, odbierały im leczniczy potencjał. Szczególną rolę odgrywały bezpośrednio poświęcone Bogini rośliny o ognistym charakterze i żółtych oraz czerwonych kwiatach: dziewanna, bylica, piołun czy dziurawiec. Aby uzyskać najlepszy efekt, zioła należało zrywać o odpowiedniej porze. W Świętokrzyskiem i na Podhalu wcześnie rano, zanim obudzą się ptaki, w innych rejonach Polski – wieczorem. Ale wszędzie musiało być dziewięć rodzajów ziół, w tym koniecznie rumianek i kwiaty czarnego bzu. Wito z nich wianki, suszono pod poduszką, a później używano jako leku nie tylko dla ludzi, ale i zwierząt.
Kwitnąca na żółto-czerwono bylica była uznawana na południu Europy za „matkę wszelkiego ziela”. Jej silne magiczne działanie: ochrona przed czarownicami, urokami i chorobami spowodowały, że bylicę nazywano „pierwszym zielem świętojańskim”. Jej rola podczas nocy przesilenia letniego była ogromna. Ze świeżo zebranej bylicy dziewczęta plotły wianki, dobierając po trzy gałązki (trójka była cyfrą kabalistyczną) i umieszczając w środku zapaloną świeczkę, które o zmroku puszczały z nurtem rzeki. Oprócz bylicy w wiankach znajdowały się też znalezione na polach i w ogrodach kwiaty oraz zioła: chaber, rumianek, ruta, dziurawiec, rozchodnik, barwinek, mirt, geranium, mięta czy len wykradziony z pola należącego do rodziny mającej samych synów – potencjalnych kandydatów na męża.
Bylica zaszyta w fałdach ubrania, noszona pod koszulą lub na gołym ciele, chroniła przed bólami pleców i kości, młodym kobietom miała natomiast zapewnić płodność oraz szczęśliwy i lekki poród. Kadzenie bylicą domostwa podczas burzy chroniło przed uderzeniem pioruna.
Oprócz tego bylicą uzdrawiano opętania, febrę i ochraniano nią wodę w studni – umieszczano na jej dnie świeże gałązki bylicy i łopianu. W niektórych rejonach do bylicy dodawano gałęzie bzu, znanego ze swoich magicznych mocy, szczególnie przy odpędzaniu upiorów.
Bylicę głównie, ale także dziurawiec, piołun i leszczynę, zawieszano na drzwiach domów, obór i stajen, wkładano w strzechy i w święte obrazy, a zaszytą w ubraniu noszono aż do następnego przesilenia letniego.
Ścieżki do domu obsypywano z kolei cierniem i kolcami róży, aby chronić się przed czarownicami i ich szkodliwym działaniem, a zwłaszcza urokami.
Jaskrawożółty dziurawiec nazwany był zielem boginki. Jego określenie wywodziło się z przekonania, że dziurawiec chronił ciężarne kobiety, a także małe dzieci przed boginkami i dziwożonami, które mogłyby je podmienić. Okadzanie dziurawcem usuwało bezpłodność u kobiet, a także chroniło przed dzikimi zwierzętami.
Podobną rolę odstraszania wszelkich nieczystych mocy pełnił piołun. Jeśli podczas święta Kupały w pobliżu ogniska pojawiła się stara kobieta, chcąca zabrać trochę ognia, smagano ją piołunem, sprawdzając w ten sposób, czy za drobną postacią staruszki nie kryje się wiedźma. Piołun (obok pokrzywy, osiny i łopuchu) wchodził w skład ziół utykanych na święto Kupały na polach, w obejściach gospodarskich i wszędzie tam, gdzie przebywały zwierzęta domowe. Wierzono, że to ochroni uprawy i zwierzęta przed działaniem złych mocy, szczególnie aktywnych w tym dniu.
Leczniczych, a także czarodziejskich mocy nabierały w noc letniego przesilenia także: mięta, ruta, biedrzeniec, czarny bez, gałązki i liście leszczyny. Sprawdzały się później w domowych kuracjach i przy odczynianiu uroków. Do palących się ognisk kobiety wrzucały garście ususzonych lub świeżych ziół: dziewannę, piołun, pokrzywę, konopie, bylicę i szałwię, wierzono bowiem, że w ten sposób przepędzone zostaną czarownice.
Wierzono, że popiół z ogniska, wystudzony i rozsypany na dachu, chroni przed pożarami, zasuszony wianek z bylicy jest doskonałym lekiem dla bydła, zaś dym z ogniska zaostrza wzrok.
Ze świętem przesilenia letniego związana jest również legenda o kwiecie paproci, który miał zakwitać raz w roku, właśnie w tę noc. Powiadano, że ten, kto go znajdzie, otrzyma skarby ukryte w ziemi. Będzie bogaty, zdrowy i szczęśliwy. Może też stać się niewidzialny i rozumieć mowę zwierząt. Kwiat paproci miał być ukryty w trudno dostępnych lasach. Strzegł go zwykle diabeł, stąd na jego poszukiwania mógł wyruszyć tylko odważny człowiek o czystym sercu. Magicznego kwiatu paproci, który miał odmienić los, szukali najczęściej kawalerowie, czarownice i kobiety, które nie miały szczęścia w miłości.
Ale przecież podczas przesyconej magią miłosną Nocy Kupały zioła Bogini miłości nabierały również mocy sprzyjającej zamążpójściu. I, w przeciwieństwie do kwiatu paproci, były łatwo dostępne. Do najważniejszych roślin miłosnych, należały ruta, macierzanka i lubczyk (w którym matki kąpały córki, żeby, kiedy dorosną, były piękne i podobały się chłopakom) oraz nasięźrzał.
Żeby nasięźrzał mógł być wykorzystany w magicznych praktykach miłosnych, należało zdobyć go w specjalny sposób. Zygmunt Gloger notował:
Lud opowiada, że dziewczyna, chcąc zjednać sobie miłość chłopca, musi zdobyć tę paproć w szczególniejszy sposób. A więc upatrzywszy sobie za dnia miejsce, gdzie rośnie nasięźrzał, musi iść tam o północy nago i obróciwszy się tyłem – żeby jej djabeł nie porwał – rwać go, wymawiając pewną formułę, której liczne warjanty posiadamy – a więc np. taką:
Nasięźrzale, nasięźrzale,
Rwę cię śmiale,
Pięcią palcy, szóstą dłonią,
Niech się chłopcy za mną gonią;
Po stodole, po oborze,
Dopomagaj, Panie Boże.
Zdobytym w ten sposób nasięźrzałem należało się natrzeć, ewentualnie dodawać go do potraw. Można go było nosić w woreczku na szyi jako talizman lub wszyć w ubrania upatrzonych osób. Był nazywany rośliną miłośniczą, która ma zdolność zwracania ludzi ku sobie.
Wraz z dogasającymi sobótkowymi ogniskami kończyła się cudowna i magiczna noc. Bardziej zapobiegliwe gospodynie szły co prawda jeszcze z gromnicami do obór i przyczepiały krowom do rogów wianki z ziół, ale z pierwszymi promieniami słońca granice między światami się zamykały. Duchy przodków powracały do Nawii, a rusałki do lasów i rzek. Jeszcze pachniała w wiankach ruta, gdy żółte pola zbóż zaczynały przypominać o tym, że zbliża się pora żniw. Rola Bogini Dziewicy powoli się kończyła, a jej funkcję przejmowała Bogini Matka. Wiosna przekształcała się w lato, a młoda dziewczyna w dojrzałą kobietę. Koło życia obracało się bezgłośnie.