"Chcemy dorwać łobuza!". Wędkarze nie odpuszczają i sami szukają winnego skażenia Odry

Dorota Kuźnik
11 sierpnia 2022, 17:50 • 1 minuta czytania
Wędkarze z Polskiego Związku Wędkarskiego będą szukać osoby, która jest odpowiedzialna za doprowadzenie do katastrofy ekologicznej na Odrze. Przypomnijmy, że rzeka została skażona, w związku z czym padły dziesiątki tysięcy zwierząt wodnych.
Polski Związek Wędkarski chce ustalić, kto stoi za wyciekiem do Odry chemicznych substancji, w tym mezytylenu Fot. NewsLubuski / East News

Choć ustalaniem tego, kto stoi za wpuszczeniem do Odry trujących substancji, w tym mezytylenu, zajmuje się prokuratura, poszukiwania na własną rękę będą prowadzić również wędkarze zrzeszeni w Polskim Związku Wędkarskim.

Wędkarze idą na wojnę

Jak poinformował Wiesław Heliniak, wiceprezes Zarządu Głównego PZW ds. zagospodarowania i ochrony wód, wędkarze zbierają siły i pieniądze, by ustalić, kim jest osoba lub podmiot, które doprowadziły do katastrofy ekologicznej, w związku z czym zginęły tysiące organizmów żywych.

– Jutro odbędzie się spotkanie kilku okręgów, podczas którego przedstawiciele Polskiego Związku Wędkarskiego będą zastanawiać się, co dalej zrobić. Chcą przygotować się finansowo i będą próbowali dorwać tego łobuza, który to zrobił – powiedział w rozmowie z naTemat.pl wiceprezes Wiesław Heliniak.

Czytaj także: "Płaczemy, wymiotujemy i zbieramy truchło". Kulisy oczyszczania Odry

Jak dodaje wiceprezes, żeby zarzuty wobec sprawcy były w pełni zasadne, powinno jednak dojść do dokładnego ustalenia tego, jaką substancją skażono rzekę.

– Na razie prawdopodobieństwo, że to mezytylen, jest na poziomie 80 proc. Na takiej podstawie może nie dojść do skazania winnego, nawet jeśli ten się znajdzie – tłumaczy wiceprezes.

Dodaje, że wnioskował o to, by śnięte ryby zostały przebadane przez Państwowy Inspektorat Weterynaryjny w Puławach, ale ten nie ma odpowiednich odczynników, by móc to zrobić.

Wędkarze głównym inicjatorem

Wiesław Heliniak wskazuje na opieszałość Wód Polskich w kwestii przeciwdziałania skutkom katastrofy ekologicznej. Jednocześnie wskazuje, że to na wędkarzy i ich inicjatywy społeczne spadła odpowiedzialność za to, jak organizowana jest akcja oczyszczania Odry z martwych zwierząt.

Jak dodaje Wiesław Heliniak, skutki skażenia Odry, będą nie do odpracowania przez kilkanaście, a nawet 20 lat.

– Chodzi przede wszystkim o niezwykle bogatą faunę, która pielęgnowana była przez dziesiątki lat. Skażenie doprowadziło do nieodwracalnych zniszczeń. Zginęła masa ryb, ale też zwierząt takich jak bobry, wydry, czaple i inne ptactwo, a także takie owady jak motyle. Wszystko, co żyło wokół Odry, wyginie wraz z falą, która przetoczy się przez Polskę – tłumaczy przedstawiciel PZW.

Przeciwdziałanie skutkom katastrofy

Wędkarze od początku są ważnym podmiotem, który walczy ze skutkami zanieczyszczenia. Jak sami twierdzą, zadziałali szybciej niż jednostki państwowe.

Andrzej Świętach, prezes okręgu wrocławskiego, powiedział w rozmowie z naTemat.pl. że to właśnie PZW poinformował WIOŚ o tym, że ryby zachowują się nienaturalnie, są ospałe i wyzbyte są naturalnych reakcji obronnych, jeszcze na kilka dni przed tym, gdy te zaczęły padać.

Po interwencji wędkarzy podjęto decyzję o przebadaniu próbek wody. Kilka dni później śnięte ryby zaczęto zauważać w Odrze. Wówczas wyszło na jaw, że rzeka została skażona. Kiedy martwe ryby zaczęły masowo wypływać na powierzchnię wody oraz zostały wyrzucone na brzeg, to społeczna straż wędkarska zaangażowała się w sprzątanie.

Wędkarze donieśli nam, że zaangażowanie formalnego administratora rzek, czyli Wód Polskich w zwalczanie skutków katastrofy ekologicznej związanej ze skażeniem Odry, jest znikome.

O tym donoszą także internauci. Vloger "Mały Rekin", który publikuje filmy o tematyce wędkarskiej, pokazuje w jednym z nagrań jak Wody Polskie, na swoim Facebooku, wybierają zdjęcie do kalendarza, milcząc na temat kryzysu na Odrze.

Jak podkreślają wędkarze, Wody Polskie nie poczuwają się zbytnio do odpowiedzialności za sprzątanie martwych ryb.

Jedna z największych na Dolnym Śląsku akcji wyciągania z wody rybich zwłok, została zorganizowana oddolnie, przez okręg wrocławski PZW. Udział w akcji wzięło ok. 45 społeczników, którzy zostali wsparci przez Ochotniczą Straż Pożarną z Siedlec i Bystrzycy Oławskiej, a za utylizację ryb zapłacił związek, który w 60 proc. został wsparty z budżetu gminy Oława.

Czytaj także: Na brzegach Odry znaleziono tony martwych ryb. WIOŚ zawiadomił prokuraturę

Poproszeni o komentarz przedstawiciele Wód Polskich odesłali nas do komunikatu. Na pytanie ile osób z fizycznie pracuje w terenie, odpowiedziano nam, że kilkadziesiąt, ale Jarosław Garbacz nie był w stanie podać rzędu wielkości. Odmówił także doprecyzowania odpowiedzi na udzielone pytania.

Ścieki w Odrze nie od dziś

W związku ze skażeniem Odry swoją interwencję poselską z 2021 roku przypomniała Małgorzata Tracz. Wieloletnia działaczka Zielonych zwróciła się do Mariusza Wojewódki, zastępcy Dolnośląskiego Inspektora Ochrony Środowiska oraz Tomasza Frischmanna, burmistrza Oławy.

Posłanka zwróciła się o "wyjaśnienie i przerwanie procederu wylewania ścieków celulozowych do rzek Odra i Oława przez Producenta Wyrobów Papierniczych (...)".

Zauważyła, że sytuacja we wskazanej firmie ma miejsce od 2009 roku, a w związku z dużym stopniem zanieczyszczenia ścieków wytwarzanych przez nią, została ona odcięta od miejskiej kanalizacji.

W sprawie ścieków, jak pisze posłanka Małgorzata Tracz, miały również interweniować jednostki różnego szczebla, jednak interwencje nie kończyły się nakładaniem na firmę stosownych sankcji.

Nie ma żadnych potwierdzonych informacji, które wskazywałyby, że za aktualne skażenie Odry odpowiada firma wymieniona w interwencji poselskiej Małgorzaty Tracz.