Idźcie po swoje marzenia i wygrajcie to złoto! Nikt nie zasłużył bardziej, niż Polacy
- W niedzielę polscy siatkarze zagrają w finale mistrzostw świata
- Naszym rywalem będą Włosi, czyli aktualni mistrzowie Europy
- Biało-Czerwoni mogą wywalczyć złoto MŚ po raz trzeci z rzędu
Polscy siatkarze kroczą od wygranej do wygranej w finałach mistrzostw świata i tylko jednej brakuje im do tego, by zapisać się na zawsze w historii siatkówki. Mogą nie tylko wygrać turniej po raz trzeci z rzędu, czego porafiły dokonać tylko legendarne reprezentacje Włoch i Brazylii. Mogą też zakończyć turniej bez porażki, a taka sztuka po raz ostatni udała się Związkowi Radzieckiemu 40 lat temu.
I wszyscy już wiemy, że drużynę Nikoli Grbicia stać na taki wyczyn.
Tak jak mówił nasz selekcjoner przed sezonem, a potem już w trakcie, a później na początku mundialu i po każdym meczu: ten zespół pracuje bardzo ciężko i krok po kroku staje się coraz lepszy. Trener i jego ludzie uczyli się siebie nawzajem, szukali własnej drogi do sukcesu i krok po kroku budowali coś, czym możemy się dziś zachwycać wszyscy. Wspaniałą formę sportową, ale też niezwykłą odporność mentalną. Naszej drużyny nie złamie chyba nic.
Widzieliście to w meczu z USA? A później w starciu z Brazylią? To musicie być gotowi na - mamy nadzieję, że tym razem będzie nieco przyjemniej - kolejny dreszczowiec w tym turnieju. Tak, pojedynek z Włochami będzie z gatunku tych niezwykle trudnych, ale nie takie rzeczy nasi siatkarze wygrywali i z nie takich opresji wychodzili zwycięską ręką, prawda?
– Mówiłem wam, że czekają nas trzy finały w tym turnieju. Drugi finał za nami, a przed nami jeszcze jeden. Z kim by nam nie przyszło grać, to będzie ciężko. Nikt nie jest tutaj przez przypadek i nikt nie da nam niczego za darmo – zakończył tuż po meczu szeroko uśmiechnięty trener Nikola Grbić. On wie, ile kosztowały nasz zespół te mistrzostwa, ale też wie, że jego siatkarzy stać na bardzo wiele.
Na przykład na grę z kontuzją, jak Pawła Zatorskiego. Na pokonywanie siebie, bo kilku naszych siatkarzy to debiutanci i grają w takiej imprezie po raz pierwszy. Na spełnianie marzeń i wygrywanie z przeciwnościami, bo tak wygląda droga w polskiej kadrze Bartosza Kurka. Na wyciśnięcie z siebie wszystkiego, co najlepsze i to wbrew opiniom malkontentów i domorosłych "ekspertów", jak u Olka Śliwki.
Chłopaki robią swoje, a że wreszcie mają prawdziwego lidera i legendę na trenerskiej ławce, to zagramy w finale MŚ. Ale tam też jest robota do zrobienia. – Jeżeli jesteśmy skupieni i gramy polską siatkówkę przy tej publiczności, to nie ma na nas bata – przyznał Kamil Semeniuk i chyba nie da się tego lepiej ująć, prawda? Spodek niesie ten zespół do zwycięstw w sposób niebywały, a dobra energia wprost spływa z trybun na siatkarzy.
I pewnie czasem uśmiechniecie się pod nosem, albo sami nie dowierzacie, ale to szczera prawda. Nasi chłopcy po meczu z Brazylią żartowali, że żal było kończyć spotkanie, bo tak wspaniale czuli się w Spodku i trzeba powiedzieć, że atmosfera jest niesamowita. Kibice i dziennikarze z Brazylii, Włoch czy Słowenii kręcili głowami z niedowierzaniem i nagrywali w trakcie meczu polskich kibiców. Czegoś takiego nie widzieli.
A my? Róbmy swoje. Mistrzowie Europy i były trener polskiej kadry Ferdinando De Giorgi postawą nam wysoko poprzeczkę. Będzie ciężko. Będzie bolało. Serce będzie wyrywać się z klatki piersiowej. Ale zaufajcie Nikoli Grbiciowi, że wie, co robi. Zaufajcie chłopakom, bo są w znakomitej formie i grają tak, jak na mistrzów świata przystało. Jeśli nie wydarzy się nic złego, to jeszcze przed północą będziemy fetować złoty medal MŚ. Historia już czeka!