Brzydko, zimno, mokro. Czy w listopadzie da się z godnością żyć z 650-konnym potworem bez dachu?

Piotr Rodzik
09 grudnia 2022, 09:47 • 1 minuta czytania
Odpowiedź brzmi: nie. Dziękuje, można się rozejść. Nie no, tak na poważnie, to było jedno z ciekawszych doświadczeń w mojej karierze, przynajmniej jeśli chodzi o testy samochodów, a może raczej – testy supersamochodów, bo do takiej kategorii trzeba zaliczyć 650-konne Porsche 911 w wersji Turbo S. Miałem już wcześniej okazję takim jeździć, tylko że… nie w listopadzie. A to robi sporą różnicę, zwłaszcza że to kabriolet. Jak więc było?
Porsche 911 Turbo S bez dachu, a do tego w listopadzie? Sprawdziłem to. Fot. Tomasz Sikora / mashtophoto

W akapicie wyżej napisałem dla żartu, że się nie da. Prawdziwa odpowiedź brzmi jednak wcale nie tak optymistycznie: to zależy. I na wstępie warto też zauważyć, że Porsche 911 Turbo S to absolutnie wspaniała maszyna, ktora łamie i prawa fizyki, i twój kark, jeśli umiesz się nim obchodzić, bo tak doskonale jeździ.


Oczywiście, jeśli nie umiesz, to też łamie kark, ale nie w zakrętach, tylko poza nimi. Taki paradoks.

Czytaj także: https://natemat.pl/319237,porsche-911-turbo-s-i-to-w-wersji-cabrio-tak-wyglada-1-3-mln-zlotych

W każdym razie o samym Turbo S w naTemat.pl pisaliśmy już (link wyżej) i nie będę rozwodzić się nad rzeczami, które powinniście już wiedzieć lub mogliście przeczytać w naTemat wcześniej.

To o czym będę pisać? Nie wspomniałem jeszcze poza tytułem, że ta konkretna turbo eska, która przypadła mi do testu, to na dodatek… kabriolet. Wspaniały pomysł w listopadzie, prawda?

No ale jak test, to test. W każdym razie dogłębnie sprawdziłem, czy Porsche 911 Turbo S w wersji bez dachu – samochód, o którym się mówi, że pomimo swoich osiągów może być wykorzystywany jako daily – ma rację bytu, zwłaszcza w listopadzie.

Czy da się tym jeździć?

Tak, da się. Dlaczego by nie? Przecież są cztery koła i kierownica. Tak poważnie już, to przecież samochody Porsche z tego są znane od wielu lat. Kiedy w takich warunkach bałbyś się wyjechać jakimś Ferrari nawet po bułki, w 911 spokojnie możesz jechać w góry, zwłaszcza że przecież w bagażniku pod maską spokojnie zmieszczą się dwie walizki kabinowe.

Wypad z rodziną? Weź Cayenne’a. Ale romantyczny wyjazd we dwoje? Proste.

Więc nie, listopad nie stanowi żadnej trudności w eksploatowaniu Porsche 911, nawet w wersji Turbo S. Oczywiście o ile wykorzystujesz je jako dość szybkie, ale jednak cywilne auto. A co, jeśli masz nastrój na coś innego?

Czy da się tym pruć?

Może i tak, ale… ja właściwie nie miałem takiej sytuacji. Pogoda w dniach testów była dość kapryśna. Często mżawka (zdecydowanie nie na osławiony tryb Wet do jazdy w deszczu), lekko wilgotny asfalt (taki jest najgorszy), a do tego chłodne, mokre, powietrze.

W takich warunkach, mówiąc wprost, wciśnięcie pedału gazu w podłogę kończy się dość brutalnie. Tylna oś żyje własnym życiem i nie pomaga tutaj doskonały napęd na cztery koła. Jeśli coś ratuje, to elektronika – tylko ona utrzymuje auto w jako takiej linii prostej, sam raczej zaparkowałbym po takim zduszeniu pedału gazu na przydrożnej latarni.

Nie pomaga też niska temperatura – kiedy jest poniżej dziesięciu stopni, opony naprawdę ciężko dogrzać w ruchu ulicznym. Z tego powodu dynamiczna jazda jest również utrudniona.

W takich warunkach niebywałem doznaniem jest launch control. Na katalogowe 2,8 sekundy do 100 km/h (o jedną dziesiątą wolniej niż w wersji ze sztywnym dachem) oczywiście nie macie szans w listopadzie, ale obserwowanie, jak auto walczy z trakcją, aż w końcu opony złapią przyczepność i auto wybija do przodu…

Oglądaliście "Top Guna"? Głupie pytanie. Ale to ten sam efekt, kiedy samolot na pełnym ciągu zrywa się z liny. Niesamowite doznanie.

Dopiero w ostatnim dniu testu pogoda się poprawiła, a ja w końcu wyjechałem na suchy asfalt. Co prawda tylko po to, żeby odwieźć auto do salonu Porsche, no ale miło było sobie jednak przypomnieć, jak diabelnie skuteczne jest 911 Turbo S.

Czy da się tym jeździć bez dachu?

Odpowiem tak – na pewno da się jeździć z dachem, choć jest to dach materiałowy. Wiecie, to nie jest kabriolet sprzed trzydziestu lat. Dach się składa (i rozkłada) automatycznie, także w trakcie jazdy (to dość istotne w listopadzie), a do tego jest po prostu… bardzo szczelny.

W środku działa normalnie klimatyzacja i jest zwyczajnie ciepło. Fotele zresztą mają funkcję nie tylko ogrzewania, ale i wentylowania. Jakbyście się za bardzo zgrzali przy procedurze startu.

Tak więc deszcz (czy myjnia) nie są 911 w kabriolecie straszne. No, pewnie nie chciałbym, żeby na moim Turbo S przez tydzień leżał śnieg, ale prawdopodobnie masz garaż, jeśli masz na Porsche.

A bez dachu? Powiem tak – da się. Jeśli podniesiecie boczne szyby i otworzycie owiewkę nad tylną kanapą (tak, to auto czteroosobowe, ktoś może zapomniał), to jest dość przyjemnie, jeśli na dworze da się chodzić bez czapki. Oczywiście jeśli nie pędzicie przesadnie. Więc tak, da się. Nie mówię, że trzeba to robić ciągle, ale czasem można. Więc jeśli macie ochotę na cabrio przez cały rok, to 911 można tak użytkować, jeśli aura sprzyja.

A jeśli nie – to z dachem jest w zupełności okej.

Czy jest coś jeszcze, co ten samochód ma do zaoferowania w listopadzie?

Tak, jedna ważna rzecz. Porsche 911 Turbo S w listopadzie jest fajne, bo… to 911. Wiem, że są wśród nas fanatycy jesieni, ale jesień w Polsce w moim odczuciu jest ładna przez średnio trzy dni w roku. A listopad to ucieleśnienie wszystkiego tego, czego nienawidzę za oknem.

W takim czasie ja – jako osoba – potrzebuję każdego środka, który poprawi mi humor. I pewnie nie zanosi się na to, żebym kupił sobie Porsche za mniej więcej… 1,3 mln zł (bo tyle jest wart egzemplarz na zdjęciach), ale te kilka dni przecież sprawiło mi nieprawdopodobną frajdę.

Przecież lepiej jeździć w tej szarzyźnie Porsche, niż nie jeździć Porsche, prawda? A podobno pieniądze nie dają szczęścia.